sobota, 25 stycznia 2014

Rozdział VII



~Ten rozdział dedykuję Wiki dzięki której w końcu dodałam nowy rozdział :* ~







Kiedy byłam już przy ostatnim schodku nagle znikąd pojawiła się Cassandra. Wpadła prosto na mnie popchnęła w tył aby samemu nie spaść. Próbowałam chwycić się barierki schodów, ale siła z jaką mnie uderzyła nie pozwoliła mi na to i poleciałam w dół.
-Clarie !!!!-krzyknęli rozpaczliwie moi przyjaciele,ale nie mogli nic zrobić ,stali za daleko. Kiedy spadałam zobaczyłam ,że Cassandrze udało się złapać barierki. Nawet nie próbowała pomóc po prostu patrzyła jak spadam a w jej oczach zobaczyłam coś na znak triumfu. Gdy walnęłam głową w jeden ze schodków zamgliło mi się przed oczami i zobaczyłam czarne plamki.
Wreszcie kiedy spadłam na dół schodów poczułam okropny ból w boku głowy.
Miałam wrażenie,że zaraz mi eksploduje i wtedy kątem oka zauważyłam coś czerwonego. Przez pierwsze sekundy nie zdawałam sobie sprawy co to. Dopiero po minucie zrozumiałam,że to moja krew otworzyłam. Szeroko oczy i chciałam krzyknąć ,lecz nie mogłam. Nie byłam w stanie się ruszyć ani nic powiedzieć. Usłyszałam krzyk wielu osób w tym moich przyjaciół.Wszyscy byli przerażeni i sparaliżowani ze strachu. Pół przymkniętymi oczami zauważyłam wytrzeszczone oczy niektórych z obserwatorów załego zdarzenia.
-O Boże Clarie !!!-krzyknęła Darcy.Nie widziałam jej, lecz wyczułam wielki strach w jej głosie.
Po chwili poczułam lekki wiatr przy sobie jakąś postać wtedy zrozumiałam ,że ktoś do mnie podbiegł. Za chwilę usłyszałam przerażony głos Luke'a.
-Spokojnie wszystko będzie dobrze - starał się mnie uspokoić, ale sądziłam ,że mówi to raczej do siebie niż do mnie.
-L-u-k-e....-udało mi ledwie wyksztusić przez ściśnięte gardło.
-Clarie,nie martw się zaraz Ci pomogę.
Po tych słowach delikatnie mnie podniósł i zaczął gdzieś nieść. Oparłam głowę na jego piersi. Cały czas szeptał mi, że wszystko będzie dobrze. Nawet nie spostrzegłam kiedy znaleźliśmy się w gabinecie pielęgniarki.Był to malutki pokoik, który znajdował się przy pokoju dyrektora, na parterze.
-Luke wyjdź muszę się nią zająć jej stan jest poważny traci dużo krwi.-powiedziała zdenerwowana pielęgniarka. Była to kobieta w średnim wieku z burzą brązowych włosów i oczami w odcieniu turkusu. Miała lekką nadwagę,ale wszyscy bardzo ją lubili,chociaż umiała niektórym zajść za skórę.
-Pomogę pani.
-Raczej będziesz przeszkadzać.
-Proszę....-słyszałam w tym głosie błaganie, lecz nie widziałam co Luke robi.
-Ach....dobrze,nie mam czasu się z tobą kłócić. Weź te bandaże i postaraj się zatamować krwawienie a ja w tym czasie zajmę się jej lewą ręką. Będziesz musiał ją przytrzymać kiedy będę nastawiać jej nadgarstek i usztywniać złamaną kość.
-Dobrze.
-Zaczynajmy
Przez cały ten czas kiedy oni rozmawiali ja leżałam na łóżku lekarskim i ich słuchałam, chociaż przychodziło i to z trudem. Nagle Luke wziął mnie w ramiona i przycisnął mi do głowy zimny okład.
-Clarie,to nie będzie przyjemne ,ale musisz wytrzymać. Pamiętaj ,jestem tu z tobą.-wyszeptał mi do ucha.
W tym czasie pielęgniarka do nas podeszła i chwyciła moja rękę. Krzyczałam z bólu kiedy nastawiała mi nadgarsek. Jeszcze gorzej było gdy usztywniała mi rękę wtedy już nie mogłam powstrzymać łez,które popłynęły po moich policzkach strumieniami. Luke przez cały ten czas trzymał mnie mocno żebym się nie ruszała i nie sprawiała sobie jeszcze więcej bólu. Kiedy ta tortura się skończyła kobieta zajęła się moją głową ,oczyściła ranę i założyła bandaż.
-No już skończyłam,w szpitalu skończą to co ja zrobiłam-powiedziała i położyła mi rękę na ramieniu.
-W-w-w szpitalu ?-zapytałam słabym głosem.
-Tak,spadłaś ze schodów muszą Cię zbadać i sprawdzić czy nic poważnego Ci się nie stało.
-Ale...-powiedziałam łamiącym się głosem.
-Spokojnie-powiedział Luke i ostrożnie mnie przytulił.
-Hamilton, zajmij się nią a ja pójdę zadzwonić po pogotowie.
-Dobrze
Kiedy wyszła łzy znów popłynęły mi z oczu. Czułam się strasznie ból głowy zrobił się nie do wytrzymania,ręka strasznie bolała i już myślałam ,że zaraz zemdleje, ale niespodziewanie odezwał się Luke i usiadł koło mnie na leżance.
-Dlaczego płaczesz ?-zapytał chłopak.
-Sama nie wiem
-Nie wiesz? Bardzo Cię boli?
-N-n-ie wiem co o tym wszystkim myśleć.
-Jeśli nie wiesz co,to po prostu o tym nie myśl-powiedział łagodnie.
-Łatwo Ci powiedzieć to nie tobie się to wszystko zdarzyło.
-Wszystko ?
-Tak,może to ty spadłeś ze schodów,prawie wykrwawiłeś się przed całą szkołą,nastawiali ci rękę i trzymał Cię chłopak ,którego poznałeś dopiero dzisiaj rano a on uratował Cię już dwa razy.-powiedziałam słabym ,łamiącym się głosem.
-Nie udało mi się Cię uratować,gdyby tak było nie leżała byś tu teraz i nie cierpiała.-powiedział smętnym głosem i pochylił głowę.
-Może i tak,ale wtedy ty tez byś tu nie był...-kiedy wypowiedziałam te słowa zaraz tego pożałowałam.-Boże co się ze mną dzieje.Naprawdę to powiedziałam ? Przecież dopiero co go poznałam...och musi być ze mną źle ,już zaczynam do siebie gadać.... -pomyślałam rozkojarzona.
-A cieszysz się ,że tu jestem ?-powiedział uśmiechając się lekko.
-Ja...A w ogóle co ty tam robiłeś ?-moje policzki momentalnie zrobiły się czerwone,więc postanowiłam zmienić temat.
-Tak czy nie ? Chciałem Ci oddać zeszyt który zostawiłaś na ławce.
- Aha...Teraz sama nie wiem ,jeśli nie zauważyłeś niedawno spadłam ze schodów,więc nie myślę tak jak zwykle ...
-Rozumiem,mam nadzieję,że dasz mi znać kiedy już dojdziesz do siebie.
-Może...
-Może ?-powtórzył po mnie.
-Zobaczę w jakim będę stanie.
-Miejmy nadzieję,że w jak najlepszym...
-Nie podlizuj się
-Ale ja nie...
-Właśnie ,że tak.-przerwałam mu.Zakręciło mi się w głowie i oparłam się o jego ramię.
-Nie będę się z tobą kłócił.-powiedział gdy zobaczył,że nie mam już więcej siły na sprzeczki.
-No i bardzo dobrze.-powiedziałam zadowolona.Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się sennie.
-Wiesz co z tobą już chyba dobrze...
-Dlaczego tak sądzisz ?
-Bo kłócisz się jak zdrowa dziewczyna a nie taka która dopiero co spadła ze schodów.
-Na kłótnie mam zawsze siłę,chociaż dzisiaj trochę mniej.-powiedziałam i chwyciłam się za skroń.
-Dobrze się czujesz ?-powiedział przestraszony.
-Ahh,głowa mnie zaczyna przez ciebie boleć.
-Już przestaję...
-Całe szczęście-odpowiedziałam mu i uśmiechnęłam się kwaśno.
W tym momencie do sali weszła pielęgniarka i powiedziała,że za 10 minut przyjedzie karetka.
-Luke zaprowadzisz ją przed wejścia do szkoły ?
-Zrobię coś innego-powiedział i ostrożnie wziął mnie na ręce.
-Może być i tak tylko uważaj na nią,ma poważne obrażenia i nie wiadomo czy nie dostała wstrząsu mózgu.
-Wątpię -powiedział i wyszedł ze mną na rękach.
-Jesteś bezczelny,wiesz ?
-Niby dlaczego ?
-Bo...-nie zdążyłam dokończyć a moja głowa leżała na jego piersi.
-Clarie ?-zapytał przerażony.
-Nic mi się nie stało po prostu zmęczyłam się i...
-Nie powinnaś się ze mną kłócić..
-Może i tak,ale..
-Nie ma żadnego „ale” musisz oszczędzać siły.
-Niech Ci będzie...-odpowiedziałam i przestałam się odzywać. Nawet gdybym chciała nie miałam w sobie już ani odrobiny siły. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem zmęczona i jak bardzo wszystko mnie boli. Do tej pory całą moją uwagę przykuwał Luke dzięki czemu nie zaprzątałam sobie głowy bólem ,ale kiedy umilkłam, uderzył we mnie ze zdwojona siłą. Cała moja głowa bolała niemiłosiernie a ręka sprawiała wrażenie jakby była przekuta tysiącem igieł i płonęła żywym ogniem. Mimo starań cicho jęknęłam a Luke to usłyszał.
-Co się dzieję ?
-Boli - powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Zaraz przyjedzie karetka i na pewno się tobą zajmą.
-Pewnie tak...,ale boję się-powiedziałam.
-Nie martw się,jestem przy tobie.
Kiedy byliśmy już prawie na miejscu zadzwonił dzwonek,jego dźwięk sprawił,że pulsowanie w mojej głowie zwiększyło się jeszcze bardziej o ile było to jeszcze możliwe.Jęknęłam z bólu a Luke przytulił mnie mocniej i pocieszył.
-Clar,wytrzymaj już prawie jesteśmy.Będzie dobrze.
-Spróbuje-powiedziałam słabym głosem.
Wszyscy którzy stali nam na drodze ustąpili widząc w jakim jestem stanie. Gdzieś w tłumie zobaczyłam Cassandrę,która patrzyła się w naszą stronę.Kiedy dotarliśmy do drzwi Luke posadził mnie na jednej z ławek i zaczęliśmy czekać. Po kilku minutach znaleźli nas moi przyjaciele.
-Clarie!!! -Krzyknęły dziewczyny i podbiegły żeby mnie uściskać.
-Darcy,Ellie- powiedziałam przytulając je.
-Nic Ci się nie stało? Jak się czujesz ? Co z twoja głową ?-Elizabeth zaczęła zadawać mi przeróżne pytania.
-Spokojnie. Nic mi nie jest.
-Ale twoja głowa i ręka....
-Naprawdę nic mi nie jest.
-Całe szczęście-odezwał się Dante ,który dopiero co się pojawił.
-Przepraszamy,że Cię zostawiliśmy,ale nie pozwolili nam do ciebie iść kiedy Luke cię zabrał.
-Nic się nie stało.
-Powinniśmy przy tobie być.Jesteśmy twoimi przyjaciółmi...
-Patrzcie,przyjechała karetka-przerwał mu Luke.
-Chodź ,Clarie pomogę Ci.
-Dzięki. Ale nie musisz....-nie zdążyłam dokończyć a on znowu wziął mnie na ręce.
-..brać mnie na ręce.
-Już za późno-powiedział uśmiechając się.
-Odwiedzimy Cię ,zaraz po szkole.-powiedziała Darcy.
-Będę czekać.
Sanitariusze położyli mnie na noszach,dali środki przeciwbólowe i nasenne. Byłam im za to bardzo wdzięczna, w końcu miałam chwilę spokoju.
Obudziłam się w szpitalnym łóżku,kiedy pierwszy raz otworzyłam oczy poraziła mnie biel ścian. Zauważyłam człowieka ubranego w biały fartuch, stojącego obok mojego łóżka,który przeglądał jakieś papiery. Był to mężczyzna w średnim wieku z brodą. Miał włosy koloru blond ,które zaczęły pokrywać się już siwizną. Natomiast jego oczy były zielone i lekko przekrwione.
-Witam jestem pani lekarzem, jak się pani czuję ?
-Słabo,moja głowa...-powiedziałam przyciskając zdrową rękę do skroni.
-Niech się pani nie martwi to normalne po tym co pani przeszła.
-Aha,ale...
-Proszę się nie przemęczać. Na razie musi pani dużo odpoczywać.
-Proszę nie mówić do mnie "pani" wystarczy Clarie- powiedziałam uśmiechając się.
-Jak sobie pa...życzysz,Clarie.
- Nic poważnego mi nie jest ?
-Nie,doznałaś lekkiego wstrząsu mózgu,ale zrobiliśmy odpowiednie badania ,które wykazały ,że wszystko jest w porządku. Musieliśmy założyć szwy w miejscu rany na głowie bo to była spora rana,lecz niedługo powinna się zasklepić. Natomiast z twoją ręką jest trochę gorzej. Kość lewej ręki pękła w dwóch miejscach a nadgarstek jest zwichnięty,ale założyliśmy gips i wszystko powinno się ładnie zrosnąć w ciągu dwóch tygodni.
-Dziękuje panu.
-To moja praca,teraz proszę odpoczywać.
-Moi przyjaciele i rodzice...
-Ach rzeczywiście była tu jakaś trója,która chciała się z tobą spotkać,ale wtedy spałaś ,więc kazałem im przyjść jutro. Natomiast twoi rodzice zostali powiadomieni o wypadku i przyjadą tu z samego rana.
-Rozumiem.
-Czy mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić ?
-Tak,mogę się dowiedzieć jak się pan nazywa ?
-Scott Winchester,pani Davies.
-Zapamiętam-powiedziałam i uśmiechnęłam się.
-Dobranoc.
-Do widzenia.-odpowiedziałam.
Potem powieki zaczęły mi ciążyć i nawet nie wiem kiedy usnęłam.




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No w końcu coś dodałam...przepraszam,że tak długo czekaliście,ale jakoś nie miałam czasu żeby dodać ten rozdział. Teraz mam ferie i duużo wolnego czasu na pisanie .Gotowy jest już następny rozdział a kolejne są w trakcie tworzenia. Bardzo liczę na wasze komentarze,dzięki którym wiem co poprawić lub zmienić. Mam również nadzieję,że weźmiecie udział w ankiecie. To chyba tyle na ten raz. Paaaa,buźki :*   Asikeo^^