sobota, 12 lipca 2014

Rozdział XX







 Ten rozdział dedykuję:

-Staniowi,  Pielgrzymowi i Bloody Mary. Dziękuję, że to czytacie ! :*



 Muzyka



Kiedy obudziłam się następnego ranka czułam się lepiej fizycznie, ale moja psychika była w kiepskim stanie. Podniosłam się do pozycji siedzącej i oparłam głowę na kolanach, zakrywając twarz dłońmi. Te wszystkie sny z Darkboy'em zaczynały mnie przerażać. Najgorsze było to, że nieznajomy istniał naprawdę. Sama nie byłam pewna skąd to wiedziałam, ale miałam takie przeczucie. Moja intuicja jeszcze nigdy się nie pomyliła i wątpię żeby to był jej pierwszy raz. Moje sny nie mogły być obrazami z mojej podświadomości. On istniał naprawdę, ale nie miałam zielonego pojęcia jakim cudem udawało mu się przedostawać do moich snów. A do tego ten chłopak-duch... Sama już nie rozumiałam co się dzieję. Odkąd wróciłam do miejsca swojego urodzenia wszystko stało się takie dziwne i niezrozumiałe. Powróciły wspomnienia z dzieciństwa i dawni przyjaciele, ale ja nadal nie mogłam odnaleźć się w tym wszystkim, ba nawet nie miałam szansy. Od razu po poznaniu swoich prawdziwych rodziców i odzyskaniu pamięci zostałam porwana i poddana torturą. Nie wiem dlaczego, ale w moich oczach pojawiły się łzy. Ostatnie wydarzenia były dla mnie bardzo trudne i wyczerpujące, bo kto w moim wieku dowiedział się, że pochodzi z innego świata, jego rodzice są władcami jakiejś krainy, został porwany, poddany torturą i ocalony przez ukochanego, który miał być nie żywy?! Tak, na pewno spotkało to bardzo dużo osób... Nagle poczułam lekki przeciąg, a chwilę potem siedziałam w objęciach Luke'a.

-Dzień dobry- powiedział przytulając mnie i całując w czubek głowy.

-Cześć-odpowiedziałam po chwili podnosząc głowę.

-Co się stało? Nadal masz gorączkę? Boli Cię coś?-zapytał widząc łzy na moich policzkach.

-Nie wszystko w porządku. Tylko miałam zły sen.-powiedziałam uspokajając go.

-Jakiś koszmar?-spytał gładząc mnie po plecach.

-Ja sama nie wiem...-odparłam zdezorientowana. Cały czas miałam przed oczami wizję swoich rąk, które płonęły żywym ogniem.

-Opowiedz, co ci się śniło.-powiedział łagodnie Luke. Jego głos był balsamem dla moich zszarganych nerwów.

-Pewnie pomyślisz, że oszalałam kiedy ci powiem.-stwierdziłam po chwili.

-Niby dlaczego? Wierzę we wszystko co mówisz.-odparł przyciskając mnie do swojej piersi.

-Luke, ja...-przerwałam, ponieważ nagle zakęrciło mi się w głowie. Opadłam na poduszki i usłyszałam głos w swoim umyśle.

"-Nie mów mu o mnie-powiedział nieznajomy."

"-Co ty robisz w mojej głowie?! Dlaczego?-zapytałam przerażona."

"-Nie nadszedł jeszcze właściwy czas.-odparł gniewnym tonem."

"-Z twoimi ruchami nigdy nie nadejdzie-wrzasnęłam w w odpowiedzi."

"-Nie rób tego !-krzyknął a ja aż się wzdrygnęłam."

"-Bo co mi zrobisz?-wrzasnęłam w myślach."

"-Jeśli mu powiesz, to będzie miało swoje konsekwencje-odparł złowrogim tonem"

"-Już się boje. Nic mi nie zrobisz !

"-Przekonamy się.-powiedział takim tonem, ze aż przeszły mnie ciarki."

"-Wynoś się z mojej głowy-zawołałam otwierając oczy i gwałtownie się podnosząc. Oddychałam szybko, a moje oczy otworzyły się szeroko."

-Clarie, co się dzieje?-zawołał przerażony Luke. Nic mu nie odpowiedziałam, ponieważ byłam w szoku. Dobra zniosę te chore z sny z Darkboy'em, ale jakim cudem on wszedł do mojej głowy, kiedy nie śpię?! Zamyślona patrzyłam na swoje ręce kiedy mój chłopak lekko potrząsną mnie za ramię wyrywając z transu.

-Możesz mi powiedzieć, co się właśnie wydarzyło?

-Nie, to już przesada.-powiedziałam odwijając pościel i szybko wstając. Zrobiłam kilka kroków i zakęrciło mi się w głowie. Nogi ugięły się pode mną i upadłam. Wylądowałam w ramionach zdezorientowanego Luke'a. Oparłam się o jego pierś i patrzyłam się przed siebie. Byłam zdenerwowana i przerażona. Czemu moje życie musi być takie porąbane?

-Clar, proszę powiedz mi.

-Ja już nie mogę, Luke ! Najpierw te porąbane sny...Teraz to...-stwierdziłam zrezygnowana.

-Co? Jakie sny?Myślałem, że dzisiaj to był pierwszy raz.

-Od kiedy przybyłam do Estralionu mam nienormalne sny z jakimś tajemniczym chłopakiem w roli głównej. Wszystko dzieję się w lesie gdzie rosną same wyschnięte drzewa i nie ma nieba tylko ciemność. On, ja mam wrażenie, że on istnieje naprawdę. Czuję to... Co nie zmienia faktu, że nie wiem kto to jest... Te sny zaczęły mnie przerażać ! W ostatnim on zmusił mnie do użycia mocy... Mam już tego wszystkiego dość ! Najpierw twój ojciec a teraz to !

-Spokojnie, wyjaśnimy to. Ale teraz musisz się uspokoić.-powiedział przytulając i całując w czoło.

-Ale ja nie mogę ! Po czymś takim?!-zawołałam wkurzona.

-Obiecuję, że wszystko wyjaśnimy, ale teraz nie możesz się tak denerwować i przemęczać. Musisz odpocząć.

-Nie... On znowu wróci. Mam go po dziurki w nosie ! Nawet nie wiesz jak irytujący on jest.

-To może mi o nim trochę opowiesz?

Byłam tym wszystkim zmęczona, ale możliwość wygadania się komuś była mi bardzo potrzebna. Luke zaniósł mnie z powrotem do łóżka, a ja opowiedziałam mu wszystko. Ze szczegółami. Przez cały czas kiedy mówiłam, on milczał. Odezwał się dopiero kiedy skończyłam.

-Jeśli on naprawdę istnieję to zabiję tego skurczybyka za wszystko co ci zrobił.-powiedział po chwili.

-To były tylko sny.

-To i tak nic nie zmienia. Jeśli go kiedyś spotkam to on tego pożałuję.-powiedział, a jego oczy błysnęły złowrogo.

-Luke, proszę skończmy ten temat. Nie chcę o tym myśleć chociaż przez chwilę.-stwierdziłam mocniej się do niego przytulając.

-Oczywiście. To o czy chcesz porozmawiać?

-Może o urodzinach Rafaela? Wiesz, że nie mam w czym na nie pójść? Rose powiedziała, że ma być z tego powodu bal, a ja nie mam co na siebie założyć...-odparłam. Chciałam za wszelką cenę jak najszybciej zmienić temat.

-Hmmm, o tych sprawach lepiej porozmawiaj z dziewczynami lub ze swoją mamą. Ja nie za bardzo znam się na modzie. Dla mnie we wszystkim będziesz wyglądać pięknie.

-Nawet gdybym założyła na siebie worek na kartofle?

-Nawet w nim było by ci do twarzy.

-Chyba masz rację o sukience, którą założę porozmawiam jutro z Rose i mamą.

-Uff, całe szczęście.-odetchnął z ulgą uśmiechając się lekko.

-A ty co masz zamiar na siebie założyć?

-Przekonasz się na balu. Pewnie jakiś frak lub inny strój.

-Ach, wy faceci macie takie proste życie. Nie musicie szukać odpowiednich sukienek. Wam wystarczy koszula, jakieś spodnie i marynarka. My mamy gorzej.

-Może i tak, ale zawsze po tych poszukiwaniach wyglądacie cudownie.

-Raczej nie mówisz o mnie, ja prawie zawsze wyglądam jak pół dupy zza krzaka.

-Zmyślasz. Dla mnie jesteś najpiękniejsza.

-Oj już tak nie słodź, bo zacznę gadać jak Darcy i Rose.

-Tego bym nie chciał.-powiedział śmiejąc się.

-Jak myślisz one znajdą sobie kogoś?

-To już zależy czy w naszym świecie znajdą się tacy idioci, którzy będą chcieli za nie wyjść.

-Ej, nie obrażaj ich !-krzyknęłam uśmiechając się i waląc go jedną ze stosu poduszek.

-Nie obrażamy. Tylko mówię.-powiedział śmiejąc się.

-Lepiej żeby tego nie słyszały, bo dostaniesz większe lanie niż tą poduszką.

-Już się boję.-stwierdził wątpiącym tonem.

-Nie ciesz się tak, bo masz czego.

-Zobaczymy. A teraz śpij. Jeśli nie odwiodę cię od tego pomysłu z balem, chcę żebyś była wypoczęta.

-Ale...Zostaniesz ze mną?

-Zawsze. Po tych słowach przytuliłam się do niego, a on przykrył mnie szczelniej kołdrą i pocałował w czoło. Chwilę potem byłam już w krainie snów.

 

Kilka dni później...




Następne dni były pełne przygotowań do balu. Wszyscy uwijali się jak pszczoły w ulu. Mimo to Rose razem z mamą pomogly mi wybrać odpowiednią suknie. Jednak zanim to nastąpiło przymierzyłam chyba z milion innych. Moja kreacja miała odcień czystego nieba w pogodny dzień. Od góry do pasa była dopasowana, a dalej swobodnie puszczona. Prawie nie miała ozdób, no może oprócz kilku pasków małych diamencików obramujących brzegi sukienki. Czułam się lepiej, ale Luke i tak nie pozwalał mi wychodzić z łóżka. Aż prawie się z nim o to pokłóciłam, lecz on nie dał mi długo mówić bo zamknął moje usta pocałunkiem. Dlaczego większość osób tak mnie ucisza?! To denerwujące, chociaż przyznam przyjemne... Wracając do tematu. Zaczęły mi wracaj siły, ale niestety byłam jeszcze trochę osłabiona. Całe szczęście mogłam już chodzić sama bez obawy, że się przewrócę. Niestety Luke nie opuszczał mnie ani na chwilę. Rozumiem fajnie mieć opiekuńczego chłopaka, ale no bez przesady! Kiedy nie byłam już przy niczym potrzebna od razu wracałam do swojego pokoju. Po dobroci lub bez niej. Zazwyczaj bez niej... Zwykle on brał mnie na ręce i mimo moich protestów po kilku minutach leżałam w łóżku. Wiedziałam, że on robi to, bo się o mnie martwi, ale nie lubiłam jak ktoś mi rozkazywał. Nawet w takich sprawach. Co nie zmienia faktu, że dobrze zrobił. Również w noc przed uroczystością został ze mną . Po wydarzeniach sprzed kilku dni bałam się sama zasypiać, więc Luke zostawał ze mną do momentu aż usypiałam. Kiedy wiedziałam, ze nie jestem sama przychodziło mi to łatwiej. Jednak tym razem zamiast pójść do swojego pokoju, Luke usnął razem ze mną. Spadłam przytulona do jego boku a on lekko mnie obejmował. Obudził nas krzyk mojej mamy, która razem z tatą przyszli aby mnie obudzić.

-Clarie, co to wszystko ma znaczyć?!-wrzasnęła oburzona. Podnieśliśmy się gwałtownie jakby ktoś oblał nas gorącą wodą.

-Co? Luke? Musiał usnąć kiedy przyniósł mnie wieczorem. Nie chciałam zostać sama, bo ostatnio śniły mi się koszmary.-powiedziałam przecierając rekom oczy.

-No, ale żeby tak przed ślubem?! Na pewno nic więcej nie robiliście?-zapytałam patrząc się na nas groźnie. Zobaczyłam za nią tatę, który zakrył rekom usta starając się ukryć śmiech.

-Że co?! Oczywiście, że nie! Matko, jakie ty masz brudne myśli. My tylko spaliśmy !-krzyknęłam oburzona. Jak ona mogła nas o to posądzać?! No dobra jesteśmy w takim wieku, że... Co ja do cholery sobie myślę?!

-No mam nadzieję ! Jestem za młoda aby być babcią !

-O nie! Ty chyba sobie ze mnie żartujesz! Tato weź ją stad !-powiedziałam zrezygnowana znowu opadając na poduszki .

-Ja nie mam nic przeciwko wnukom-stwierdził po chwili.

-Perikulusie! Nie mów tak, bo wezmą to sobie do serca !

-No nie... Serio?! Żeby we własnym pokoju nie można mieć chwili spokoju !

-Clarie...

-Nie. Już koniec tematu ! Wnuki będą za kila lat, a nie teraz. Porąbało was?! Jestem za młoda żeby mieć dzieci !

-Czy ja wiem...-powiedział cicho tata.

-Nie przeginaj, proszę !

-Zgadzam się z tobą kochanie. Jesteś za młoda. Przecież sama jesteś jeszcze dzieckiem. Jeszcze kilka lat temu...

-Dobra, koniec. Bo zaraz wysłuchamy wzruszającego przemówienia na temat mojego dzieciństwa itp. Może kiedy indziej, okey?

-Kochanie, jesteś po prostu niemożliwa-powiedziała mama.

-A zgadnij po kim to ma?-zapytał tata patrząc na żonę.

-No wiesz ty co. Dobrze. Dokończymy tą rozmowę w innym terminie. My przyszliśmy tylko ciebie obudzić i powiedzieć, że za chwilę przyjdzie Rose z dziewczynkami aby pomóc Ci się przygotować.

-Rafael, wie, że przyjdę?

-Nie, i to ma być niespodzianka. Na razie jeszcze śpi. Powiedzieliśmy mu żeby ci nie przeszkadzał, bo jesteś strasznie zmęczona. Będzie miał dużą niespodziankę kiedy zobaczy Cię na balu.

 

-Dzień dobry!-przywitały się radośnie Darcy i Elizabeth wchodząc. Chwile po nich do pokoju przyszła rozanielona Rose.

-Cześć. Clarie, nie uwierzysz krawcowym udało się zrobić dla mnie taką samą suknie jak dla ciebie tyko, że moja jest żółta.

-To wspaniale. Wszyscy od razu będą wiedzieć, że jesteśmy siostrami.

-Nie gniewasz się?-zapytała nieśmiało.

-Oczywiście, że nie.

-No to my was już zostawimy. Przygotujcie się i bądźcie na czas.-powiedziała mama całując mnie w czoło.

-Ja też będę się już zbierał. Przyjdę po ciebie za trzy godziny.

-Tylko trzy? No, dziewczyny musimy się śpieszyć.-stwierdziła Darcy.

-Do zobaczenia-powiedział Luke uśmiechając się i wyszedł tuż za moimi rodzicami.

-Od czego zaczynamy?-zapytałam Ellie.

-Najlepiej od początku.-powiedziała i razem z Darcy oraz Rose wzięły się do roboty.

Najpierw wyczesały i ułożyły moje włosy. Dzieki nim moje zazywczaj nieogarnięte loki wyglądały znośnie. Lekko zakręcone końcówki swobodnie spływały po moich ramionach. Potem zrobiły mi delikatny makijaż, który podkreślił moje brązowe oczy. Na końcu pozostało włożenie sukienki. Rose poszła po nią do krawcowych i za jakieś dziesięć minut była z powrotem razem z moją suknią. Dziewczyny pomogły mi ją włożyć i po jakiś nie całych dwóch godzinach, które minęły jak w oka mgnieniu byłam gotowa. Podziękowałam dziewczyną za pomoc, a one powiedziały, że nie ma za co i poszły same się szykować. Stwierdziłam, że warto poćwiczyć chodzenie w butach, które założyłam do sukni. Zrobiłam kilka kroków i się nie przewróciłam, co było dużym wyczynem, ponieważ buty miały około dziesięciu centymetrów. Za jakieś dwadzieścia minut do mojego pokoju przyszedł Luke.

-Cześć, gotowa?-powiedział podchodząc do mnie i przytulając. Założył białą koszulę i frak. Zauważyłam też, że ma biało-czerwone dodatki, a włosy jak zwykle miał ułożone poza grzywką, która spadała mu na oczy.

-Chyba tak. Idziemy?

-Jasne.-odpowiedział Luke biorąc mnie pod rękę.

Po pokonaniu kilku korytarzy byliśmy na miejscu. Tego dnia sala balowa wyglądała niesamowicie. Wszędzie było pełno małych promieni światła, które jakimś cudem latały w powietrzu. Wzdłuż ścian stały stoły zastawione srebrną zastawą i wazonami z białymi kwiatami przypominającymi lilię. Wszystkie meble były obłożone jasnym materiałem. Na końcu sali stał oddzielny stół dla rodziny królewskiej przyozdobiony białym, czerwonym i brązowym materiałem.Na nim również stały wazony z kwiatami, ale większe. Całe pomieszczenie toneło w świetle co wyglądało po prostu ślicznie. W środku było juz całkiem sporo ludzi. Pierwszy raz widziałam tyle osób ubranych w stroje balowe. Wszyscy wyglądali niesamowicie... Kobiety miały niesamowite fryzury a ich suknie były cudowne. Natomiast większość mężczyzn założyła fraki lub odświętne stroje. Weszliśmy powoli do środka i od razu zobaczyliśmy Rafaela idącego w naszą stronę. Miał na sobie ciemny frak z czerwonymi i brązowymi dodatkami, a jego włosy były jak w zwykle w artystycznym nieładzie.

-Clarie, nawet nie wiesz jak się cieszę, że przyszłaś.-powiedział przytulając mnie.

-Niespodzianka ! Nie mogłabym opuścić twoich urodzin.

-Rzeczywiście mnie zaskoczyłaś. Rodzice powiedzieli mi, że nie dasz rady przyjść, bo jesteś jeszcze wyczerpana.

-Może i jestem jeszcze odrobinę zmęczona, ale to nie zmienia faktu, że musiałam tu przyjść. Jaka była by ze mnie siostra gdybym nie przyszła?

-Jesteś wspaniałą siostrą. Nic by się nie stało. Zrozumiałbym.

-Przesadzasz. Raczej kiepska siostra ze mnie...

-Chyba żartujesz ?

-No raczej nie... Nikogo gorszego byś nie znalazł.

-Kochanie, czy ty się dobrze czujesz?-zapytał nagle Luke.

-Tak. Niby dlaczego miałabym...

-Bo wygadujesz same głupoty z dupy wzięte. Nie ma w naszym świecie lepszej siostry i dziewczyny.

-Ale...

-Nie ma żadnego "ale"-powiedzieli jednocześnie śmiejąc się ze mnie.

-Dobra, nie będę się z wami kłócić, bo ty masz urodziny, a ciebie kocham.-powiedziałam pokazując najpierw na Rafa, a potem na Luke'a i go pocałowałam.

-Och, ile słodkości. Aż się zaraz porzygam.-powiedziała Darcy podchodząc do nas razem z Ellie, Dante'm i Rose. Każda miała na sobie piękną kreacje. Suknia Elizabeth miała zielony kolor, Darcy czerwony, a Rose żółty. Moja siostra miała też niebieskie dodataki. Natomiast Dante miał na sobie ciemny frak z niebieskimi dodatkami. Chyba każdy założył strój w takim kolorze nad jakim żywiołem panował. Kobiety miały suknie w różnych odcieniach zieleni, brązu, czerwieni i błękitu tak samo jak mężczyźni dodatki przy swoich strojach.

-Zgadzam się z Darcy.-powiedziała Rose.

-No nie. Czy wy nigdy nikogo sobie nie znajdziecie?-zapytałam.

-Ja raczej nie. Dla mnie związek to same czułości, które doprowadzają mnie do mdłości. Chyba założę klub Wiecznych Dziewic. Ktoś chcę wstąpić?

-Ja się chyba zastanowię.

-Ty nie mówisz tego na poważnie?-powiedziałam zszokowana.

-Pomyślę o tym.

-Jeśli chcesz wysłuchać kazania na ten temat od naszej mamy to proszę.

-Nie boje się jej.

-Kogo?-zapytała mama podchodząc do nas od tyłu.

-Yyy...nikogo. Rafael zatańczysz? Chodź.

-Co? Ej !-krzyknął kiedy Rose zaczęła go ciągnąć na parkiet.

-Czy ktoś może nam wytłumaczyć o co chodzi?-spytał tata patrząc na nas zdezorientowany.

-Lepiej nie. Dziewczyny i ich chore pomysły.

-No, ale... -zaczęła Darcy.

-Ellie, chodź znajdziemy kogoś do tańca dla Darcy-odezwał się Dante do swojej dziewczyny i zanim ta zdążyła zaprotestować moi przyjaciele zaczęli ją ciągnąć na środek parkietu. Zobaczyłam, że zaprowadzili ją do jakiegoś chłopaka, który z wyglądu przypominał jakiegoś punka. Jego włosy sterczały postawione na żel we wszystkie strony, a kolczyki w uszach lekko podskakiwały kiedy zaczęli tańczyć.

-Clarie, zatańczysz ze mną?-zapytał się mnie mój ojciec podając mi rękę.

-Oczywiście.-powiedziałam chwytając jego dłoń. Poszliśmy na środek sali i zaczęliśmy tańczyć. W tle grała muzyka, na którą wcześniej nie zwróciłam uwagi. Tworzyli ją ludzie, którzy grali na instrumentach podobnych do skrzypiec, wiolonczeli, kontrabasu i harfy. Mała scena na, której się znajdowali stała po prawej od wejścia. Po kilku minutach piosenka się skończyła ukłoniłam się tacie a on zaczął mnie prowadzić do głównego stołu gdzie siedziała reszta mojej rodziny i Luke. Moi przyjaciele siedzieli przy stole, który stał bardzo blisko miejsca gdzie prowadził mnie tata.

-W końcu trzeba zacząć ten bal-powiedział puszczając mi oczko. Podeszliśmy do naszych miejsc i usiedliśmy. Uśmiechnęłam się do Luke'a, który siedział obok mnie. Mój ojciec wziął do ręki kieliszek i lekko zastukał w niego łyżeczką. Kiedy goście to zobaczyli ruszyli do swoich miejsc. Po kilku chwilach wszyscy już siedzieli i patrzyli się w naszym kierunku. Nieco speszyłam się i spuściłam głowę. Nie byłam przyzwyczajona do czegoś takiego. Luke chwycił moją rękę pod stołem i lekko uścisnął. Popatrzyłam mu w oczy i oboje się do siebie uśmiechnęliśmy.

-Witam Was wszystkich-zaczął mój ojciec- Zebraliśmy się tu dzisiejszego dnia aby świętować czternastą rocznicę urodzin mojego syna Rafaleana Victoriusa Michaelana.-powiedział robiąc przerwę, w tym czasie zabrzmiały brawa. -Przepraszam, że nie zacząłem wcześniej, ale nie mogłem się powstrzymać i musiałem zatańczyć z moją córką Clariesten.-stwierdził posyłając mi szczery uśmiech.-Jednak nie przedłużajac dłużej pragnę złożyć mojemu synowi życzenia aby w przyszłości wyrósł na silnego i mądrego mężczyznę oraz aby znalazł miłość swojego życia.

-Dziekuje, ojcze.-odezwał się Rafael.

-Więc nie czekając już. Uroczyście otwieram ten bal. Miłej zabawy.-powiedział kończąc, a w tym momencie z drzwi wyszli służący z posiłkami. Kiedy wszyscy się już posilili zaczęła się zabawa. Chwyciłam Luke'a za rękę i pociągnęłam na parkiet. Zaczęliśmy się powoli kołysać w rytm muzyki, a potem razem z nią przyśpieszyliśmy. Cały czas wszyscy się na mnie patrzyli. Jednak ja przestałam na to zwracać uwagę. Przez następne godziny tańczyłam z Dante'm, Rafaelem i dziewczynami. Poznałam też sporą część rodziny. No przypomniałam... oj tam nie ważne. Porozmawiałam z wujkiem Richardusem i Gabrielanem oraz ciocią Steilą, rodzeństwem taty i wujkiem Brunolanemi i ciocią Veronalis, którzy byli rodzeństwem mamy. Poza tym poznałam...przypomniałam whatever resztę swojej rodziny, która okazała się niezwykle...ogromna. Nie żartuje ! Gadałam chyba z setką krewnych i znajomych rodziny. Wszyscy cieszyli się, że w końcu wróciłam, mówili jak to za mną tęsknili i martwili się o mnie. Jednak najlepiej gadało mi się z babcią Deralią, która niestety musiała wcześniej wyjść, bo słabiej się poczuła. Pożegnałam się z nią i przytuliłam. Na ziemi nie miałam babci, ponieważ rodzice Amandy i George'a umarli zanim mnie adoptowali. Wróciłam do stołu gdzie siedział Luke czekając na mnie. Kiedy do niego szłam lekko zakręciło mi się w głowie, ale nie dałam tego po sobie poznać.

-Hej-powiedziałam siadając obok niego i oparłam głowę na jego ramieniu.

-Jak Ci się podoba bal?-zapytał opierając głowę na mojej głowie.

-Jest wspaniale. Jest nawet lepiej niż sobie wyobrażałam.-odparłam. Zdawało mi się, ale chyba coś czarnego mignęło mi przed oczami... Nie chyba mi się przewidziało.

-Bardzo się cieszę. To twój pierwszy bal odkąd wróciłaś. Chciałem aby...-przerwał bo moja głowa spadła z jego ramienia.-Clarie, co jest?-zapytał łapiąc mnie.

-Ehh, trochę się zmęczyłam. Muszę chwilę odpocząć.

-Chodź zaprowadzę Cię już do pokoju. Zrobiło się późno.

-Wiesz chyba masz trochę racji.-powiedziałam patrząc za okno, gdzie było już ciemno. Mogło być już koło północy. Szkoda mi było wychodzić tak wcześnie, ale gdyby nie mój stan zdrowia zostałabym o wiele dłużej. Powoli wstałam i razem z Luke'm zaczęliśmy iść w kierunku wyjścia. Oparłam się o niego, a on chwycił mnie w tali. Kiedy byliśmy na środku sali usłyszałam krzyk jakiejś kobiety. Wtedy zobaczyłam grupkę mężczyzn ubranych w czarne szaty, które zakrywały ich całe ciała poza oczami. W rękach trzymali groźne i gotowe do użycia ostrza. Kiedy mnie zauważyli zaczęli się kierować w moją stronę. Luke zobaczył to i zaczął się cofać, ale nagle za nami pojawił się jeden z nieznajomych. Wyciągnął rękę w moim kierunku, ale Luke chwycił ją i wykręcił zanim tamten mnie dotknął. Zaczęła się pomiędzy nimi bójka i wybuch chaos. Moja rodzina i przyjaciele zobaczyli, że nieznajomi idą w moim kierunku, dlatego ruszyli mi na pomoc. Jednak zanim do mnie dotarli byłam otoczona przez napastników. Chciałam przedrzeć się przez mur, który utworzyli wokół mnie, ale nie udało mi się, bo natychmiast mnie złapali. Zaczęłam się wyrywać i kopać. W tym samym momencie dobiegł do mnie Rafael, który zaczął siłować się z jednym nieznajomym. Kiedy mój brat zaczął wygrywać inny z nie przyjaciól podciął mojego brata, a drugi wymierzył mu cios, który posłał go na drugą stronę sali. Wkurzyłam się. Nikt nie będzie krzywdził mojej rodziny. NIKT. Poczułam się tak samo jak podczas snu. Mój gniew zmienił się w moc. Moje dłonie stanęły w ogniu. Krzyknęłam i po sali rozniosła się potężna, ognista fala uderzeniowa, która powaliła wszystkich moich wrogów. Przez chwilę stałam przerażona patrząc na swoje ręce, ale nie trwało to długo bo jeden z nieznajomych rzucił się na mnie, a inni zaczęli wstawać. Uniosłam ręce, a z nich wypłynęły strumienie ognia, które posłały moich wrogów na wszystkie ściany w sali. Kiedy otrząsnęli się, nie czekając uciekli widząc, że nie mają szans. Popatrzyłam jak uciekają, a w tym czasie płomienie wróciły do mnie. Najpierw padłam na kolana patrząc na swoje dłonie. Nie mogłam uwierzyć, że naprawdę to zrobiła. Sen to jedno, ale rzeczywistość... Zaczęłam tracić przytomność i w tym momencie znalazł się przy mnie Luke łapiąc mnie zanim uderzyłam w ziemie.

-Clarie ! Proszę cię odezwij się !-powiedział biorąc mnie w ramiona.

-Udało mi się... Luke naprawdę to robiłam...-powiedziałam z przymkniętymi oczami. Z każda chwilą traciłam siły. Dopiero teraz poczułam, że jeden z nieznajomych drasnął mnie w ramię jednym ze swoich ostrzy. Popatrzyłam do góry. Cały czas wisiały tam małe światełka. Wszystko zaczęło ciemnieć mi przed oczami. Uśmiechnęłam się sennie i zemdlałam.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siemaneczko :* Ja Asikeo^^ witam Was !
no to od czego by tu... no może od tego, że ten rozdział pojawił się dzięki Staniowi, która mnie zabiję za koniec...
Przepraszam za masę błędów ja zwykle ! 
A jeśli chodzi o sam rozdział... sądzę, że może być. Nie jest idealny( z resztą jak wszystkie), ale chyba ujdzie, co nie? Napiszecie mi w komentarzach xD (Mam nadzieję !) Dzięki, Wiki dostałam weny i ten rozdział nie był taki nudy... jaki miał być! Wymyśliłam takie rzeczy, że aż strach się bać! Buahahaha ! 
No, więc tak na podsumowanie ! A moment jeszcze ! Pojawiła się nowa zakładka: " Pytanie dla bohatera" Jeśli macie jakieś pytania lub coś nie zrozumieliście w trakcie czytania. Śmiało pytajcie ! Clarie i cała reszta chętnie odpowiedzą !
No teraz już koniec. W trakcie najbliższych dwóch tygodni nie będzie rozdziałów, bo wyjeżdżam na kolonie ! Mam nadzieję, że Pielgrzym podsunie mi kilka pomysłów jak ostatnio ! No to na razie !Buziaki !
Pozdrawiam, Wasza kochana-wkurzająco-urocza Asikeo^^
PS.Czekam na dużo komentarzy ! No i żeby były długie ! Napiszcie co sądzicie  ! Proszę <3 !

piątek, 4 lipca 2014

DOSTAŁAM SIĘ !!!!!! :D

Dnia 04-07-2014 o godzinie 10:30 dokonany został przydział kandydatów do oddziałów.

W wyniku tego przydziału zostałeś zakwalifikowany do:

(1TTŻ) Technik technologii żywności (ang*-niem*)

w szkole:

Technikum nr 2 w ZSP nr 2 RCKUiP w Łowiczu

Łowicz, Blich 10

 

PRZEPRASZAM MUSIAŁAM !

WŁAŚNIE DOWIEDZIAŁAM SIĘ, ŻE PRZYJĘLI MNIE NA BLICH !( SZKOŁY DO KTÓREJ CHCIAŁAM SIĘ DOSTAĆ)

BOŻE, AŻ CAŁA SKACZĘ Z RADOŚCI ! TAK SIĘ BAŁAM, ZE SIĘ NIE DOSTANĘ, A TU DZISIAJ PATRZĘ I JEDNAK SIĘ UDAŁO !!!!

DOBRA, DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ ! :D

ASIKEO^^

ps. Jeśli chodzi o rozdział... Powinien pojawić się przed 15 lipca, a może i wcześniej.

 

 

środa, 2 lipca 2014

Rozdział XIX









 Ten rozdział dedykuję:

-Staniowi i Pielgrzymowi <3 oraz Bloody Mary ;3

 

 Muzyka



-Clarie, błagam obudź się. Usłyszałam nad sobą czyjś cichy szept. Nie chciałam się jeszcze budzić. W czasie snu mogłam robić co chciałam, nic mnie nie bolało i mogłam się trochę pokłócić z Darkboy'em. Moja inwencja twórcza względem tego przezwiska jest niezwykła. Moim jedynym pragnieniem było trochę spokoju. Jednak jak ostatnio zauważyłam to było raczej nie możliwe. Wszyscy. No może przesadziłam. Niektórzy chcieli zabić mnie za wszelką cenę.
Powoli otworzyłam oczy. Zobaczyłam, że leżałam w łóżku przykryta brązową kołdrą. Tuż przy mnie stało krzesło na, którym siedział jakiś chłopak. Szybciej zamrugałam i próbowałam się poruszyć. Wtedy zauważyłam, że chłopak trzyma moją lewą dłoń. Nie widziałam dokładnie kto to, ponieważ jego głowa była pochylona w stronę podłogi. Po chwili zorientowałam się na kogo patrzyłam. Jak ja mogłam nie poznać tej ciemnej czupryny. Delikatnie uścisnęłam jego dłoń, a on momentalnie podniósł głowe. Od razu zobaczyłam błękitne oczy Luke'a, które były szkliste od łez. Na jego bladą twarz szybko wróciły kolory i uśmiech pełen ulgi. Przez chwilę nie wiedział co powiedzieć i tylko na mnie patrzył wzrokiem pełnym czułości.
-Obudziłaś się- powiedział w końcu. Opuścił głowę i lekko pocałował moją dłoń.
-Luke...-powiedziałam cicho i pogłaskałam go po włosach.
-Tak się bałem, że się nie obudzisz-wyszeptał i mocniej uścisnął moją dłoń. Podniósl głowę i zobaczyłam pojedyńczą łzę spływającą po jego policzku. Uniosłam rękę i ją starłam. Luke przytrzymał moją dłoń przy policzku i przytulił do niej twarz jednocześnie zamykając oczy.
-Ty naprawdę żyjesz. To jest prawda. Ja nie śnie.-powiedziałam łamiącym się głosem. Nie mogłam uwierzyć. Ostatnie tygodnie były jedną wielka męką. Jedyną rzeczą, która była dla mnie prawdziwa był ból. Wszystko inne straciło sens. Każdego dnia myślałam o torturach, które będę przechodzić. Aż do czasu kiedy pojawił się Luke. Wtedy pomyślałam, że śnię. Sądziłam, że to jeden z moich snów i, że zaraz się obudzę i znowu powróci ból. Jednak to była prawda. Katujący mnie Aneron. Uratowanie przez Luke'a. Powrót do Liverseen. Uzdrowienie mnie przez Anerona. To wszystko było prawdą. Wszystko. Łzy poleciały z moich oczu. Nie mogłam ich opanować. Zaczęłam szlochać a moje policzki zrobiły się mokre.
-Kochanie, co się stało? Dlaczego płaczesz?-zapytał zdenerwowany Luke. Położył sie koło mnie i mocno uściskał. Owinęłam ręce dookoła jego ramion i nie miałam zamiaru puścić.
-Ty żyjesz, żyjesz...-szlochałam coraz ciszej. Wszystko inne było nie ważne. Ból. Aneron. Tortury. Liczyło się tylko to, że on żyję. Naprawdę. To nie był żaden sen tylko rzeczywistość.
-Cicho. No już spokojnie. Wszystko jest w porządku-powiedział głaszcząc mnie po głowie.
-Luke.-wyszlochałam.
-Clarie.-powiedział czule, po czym podniósł mój podbródek i delikatnie mnie pocałował. Był to jednocześnie słodki jaki i słony przez łzy pocałunek. Jednak poskutkował i zaczęłam się uspokajać.
-Chyba powinienem to robić częściej-stwierdził i przyłożył swoje czoło do mojego.
-Sądzę, że tak.-powiedziałam uśmiechając się.
-Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. Ja myślałem, że...-przerwał nagle i pochylił głowę. Położyłam brodę na jego głowie i pocałowałam go w czubek głowy.
-Obudziłam się. Już o tym nie myśl.-powiedziałam i także schyliłam głowę tak, że nasze spojrzenia się spotkały.
-Tak. To jest najważniejsze. Jak się czujesz?-zapytał po chwili. Przez cały czas przeszywał mnie wzrokiem.
-Jestem strasznie zmęczona i trochę obolała, ale poza tym czuję się cudownie.-stwierdziłam w końcu.
-Nie dziwię ci się. Kiedy mój ojciec uleczył mi złamaną rękę, spałem przez cały dzień. A przy twoich obrażeniach...
-Zaraz. To ile ja spałam?
-Trzy dni. Ja wiedziałem, że to normalne, ale i tak bałem się. Czasem ludzie z takimi ranami nie budzą się nawet kiedy ktoś zacznie ich leczyć swoją mocą tak jak mój ojciec ciebie.
-Trzy dni ?! Spałam trzy dni?!-wrzasnęłam zszokowana. Miałam wrażenie, że spałam maksymalnie kilka godzin, nie więcej.
-Clarie. To jest normalne. Nie denerwuj się.-powiedział uspokajając mnie.
-Ale aż trzy dni?! Nie mogę uwierzyć. Do tego wszystkiego nadal padam z nóg...-stwierdziłam zbulwersowana.
-Nie powinnaś się teraz przemęczać tylko odpoczywać. Twój organizm powinien odzyskiwać siły.
-Luke...Ach-powiedziałam krzywiąc się z bólu. Moje plecy zabolały kiedy chciałam przekręcić się w bok.
-Proszę, Clarie. Musisz teraz na siebie uważać.-powiedział Luke.
-Ja tego nie rozumiem.-powiedziałam po chwili. Dopiero do mnie dotarło, że żyję tylko dlatego, że uratował mnie Aneron.
-Czego?-spytał nie rozumiejąc o co mi chodzi.

-Dlaczego twój ojciec mnie ocalił? Przecież to właśnie przez niego prawie umarłam. Nie rozumiem.-powiedziałam zdezorientowana.
-Clarie mojego ojca naprawdę trudno zrozumieć. Od kiedy moja mama jest w śpiączce, on nie jest sobą. Kiedyś był zupełnie innym człowiekiem...
-Opowiesz o swoim dzieciństwie i ojcu? Jaki on wtedy był?-zapytałam kładąc głowe na jego piersi.
-Naprawdę tego chcesz?-zapytał zdziwiony,.
-Tak. On jest twoją rodziną i jakby na to nie patrzeć tylko dzięki niemu żyję.
-Skoro naprawdę chcesz... Kiedy byłem mały on był najlepszym tatą jakiego mogłem mieć. Kochał mnie i moje rodzeństwo, opiekował się i troszczył o nas. Wszystkie wolne chwilę spędzał z nami . Pomagał nam rozwiązywać problemy i bawił się z nami. Po prostu był dobrym ojcem... Jednak kiedy na mamę została rzucona klątwa zmienił się nie do poznania. Całymi dniami przesiadywał w komnacie mamy, a my przestaliśmy go obchodzić. Na początku był tak załamany, że nie wychodził z jej pokoju całymi dniami. Poźniej zaczął szukać lekarstwa. Przeszukał wszystkie księgi w naszej bibliotece, szukał wybitnych uzdrowicieli aż w końcu kiedy nic nie dawało skutków znalazł informację, że mamę może wybudzić osoba, która panuję nad wszystkimi żywiołami. Na początku pomyślał, że wystarcza cztery osoby panujące nad jednym z czterech żywiołów, lecz po kilku próbach i ... ofiarach odrzucił ten pomysł. Właśnie wtedy dowiedział się, że ty posiadasz taką moc i udał się do Liverseen aby prosić o pomoc. Wszystko wyjaśnił twoim rodzicom. Myślał, że w końcu uda mu się uzdrowić mamę, jednak twoi opiekunowie się nie zgodzili. Wiedzieli,że to potężna klątwa i bali się o twoje bezpieczeństwo. Wtedy mój ojciec wpadł w szał. Wywołał tą bezsensowną wojne i najechał twoje królestwo. Przez jego głupotę zginęło tyle osób... W końcu kiedy dowiedział się, że uciekłaś zaczął ciebie szukać. Przetrząsnął cały Estralion i kiedy dowiedział się od jakiegoś szpiega, że jesteś na ziemi wysłał mnie abym Cię sprowadził. Sądził, że będziesz mnie pamiętać z dzieciństwa i, że z tobą pójdę. Wiedział, że już jako małe dziecko coś do ciebie czułem. Byłem wtedy młody i głupi, no i się w tobie zakochałem. Myślałem, że to uczucie wygaśnie wraz z upływem czasu, ale to nie mijało. Tęskniłem za tobą każdego dnia. Myśl, że kiedyś Cię jeszcze zobaczę utrzymywała mnie przy życiu. Zanim wróciłaś do naszego świata moje życie było jedynie zwykłą pustką. Ojciec nie zwracał na nas w ogóle uwagi. Oszalał. Bardzo kochał mamę, ale to co robił aby ją uratwoać przechodziło wszystkie granice. Ja, Chris i Sophie byliśmy dla niego nikim. Przez ostatne lata praktycznie się do nas nie odzywał. Byliśmy sami, zamknięci w zamku. Kiedy wróciłaś do Airlock, do Riveni powróciła Cassandra, która opowiedziała mu o pożarze i wszystkim co wtedy się stało. To właśnie ona go wywołała. Chciała zabić ciebie, ale nie przewidziała, że ja się tam pojawię. Mój ojciec wpadł w szał kiedy dowiedział się , że niby nie żyję. Wtedy wysłał do Ciebie Sigarela a kilka dni później Cię porwał. To przeze mnie tak cię skatował. Nie rozumiał, że nie umiesz jeszcze używać swoich mocy . Był wściekły, że z twojej winy zginąłem. Zdenerwował się jeszcze bardziej dlatego, że nie mogłaś uzdrowić mamy. Sam nie rozumiem dlaczego Cię uratował. Może dlatego, że kiedy powiedziałem , że nie chcę go znać w końcu wrócił do rzeczywistości. Może zobaczył co ci zrobił i chciał to jakiś naprawić? Clarie, naprawdę nie wiem. On kiedyś był wspaniałym człowiekiem. To przez ta całą klątwę, która odebrała nam matkę. On bardzo ją kochał. Byliśmy jedną wielką wspaniałą rodziną, dopóki to wszystko się nie wydarzyło.Gdyby nie tamten człowiek wszystko było by w porządku. Nie miałaby miejsce żadna wojna, nie byłabyś na ziemi i wszyscy byliby szczęśliwi.-powiedział a ja zobaczyłam łzy w jego oczach.
-Spokojnie. Wszysytko będzie dobrze.-powiedziałam i go przytuliłam jeszcze mocniej. Przez całą opowieść słyszałam bicie serca Luke'a z każda chwilą biło coraz szybciej. To wszystko było straszne dla Luke'a. Ta opowieść trochę mną wstrząsnęła. Luke naprawdę mnie kocha...
-Clarie...
-Kochanie, ja pomogę twojej mamie. Obiecuję. Kiedy odzyskam siły od razu wezmę się za trening i uwolnię ją od tej klątwy.-przerwałam mu.
-Ty mówisz poważnie?-zapytał zszokowany. Na jego śliczną twarz wstąpiło niedowierzanie, Był jednocześnie szczęśliwy i smutny.
-Oczywiście.Ale na razie muszę odzyskać siły. Jestem strasznie zmęczona.
-Przepraszam to moja wina. Nie powinienem ci tego wszystkiego mówić.
-Nie. To bardzo dobrze, że mi powiedziałeś. Teraz Cię rozumiem ciebie i twojego ojca.
-Ale...
-Ta klątwa rozbiła twoją rodzinę. A ja postaram się ją połączyć. Żebyś był szczęśliwy.-powiedziałam znowu mu przerywając.
-Clarie, jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie-powiedział i mnie pocałował.
-Coś nie sądzę. Za to ty jesteś najlepszym chłopakiem jakiego mogłam sobie wymarzyć.
-Wątpię, ale nie mam zamiaru się z tobą teraz kłócić. Widzę, że już ledwo masz otwarte oczy, Śpij. Porozmawiamy kiedy odzyskasz siły.
-Luke, zostań ze mną.-powiedziałam cicho wtulając się w jego objęcia.
-Clarie, jesteś pewna?-zapytał niepewnie.
-Proszę.-powiedziałam szeptem.

-Dobrze. Nie zostawię cię. Nie tylko dzisiaj, ale już zawsze. Dobranoc.-powiedział całując mnie w czoło, a ja właśnie w tym momencie usnęłam z uśmiechem na ustach.
Kilka dni później

Leżałam już tak dobra godzinę przez cały czas z zamkniętymi oczami. Rozkoszowałam się tą chwilą spokoju. Dzięki otwartemu oknu do pokoju wpływało świeże powietrze. Przez ostatnie dni ten pokój tętnił życiem. Wszyscy mnie odwiedzali, sprawdzali jak się czuję i przynosili przeróżne rzeczy. Takie jak eliksiry na wzmocnienie czy coś do jedzenia. W końcu zobaczyłam się z Dante'm, Darcy i Elizabeth i mogłam z nimi na spokojnie porozmawiać. Dziewczyny bardzo się o mnie martwiły a Dante przez cały czas pytał się mnie czy dobrze się czuję. Przy dziesiątym pytaniu z rzędu miałam ochotę trzepnąć go w łeb. Ile razy można o to pytać?!
-Elizabeth, proszę ogarnij swojego chłopaka, bo inaczej zaraz go zabiję .-powiedziałam z zacięta miną.
-Już się robi-powiedziała i przyciągnęła go za ucho do siebie.
-Auu, Ellie to boli !-wrzasnął krzywiąc się z bólu.
-Uspokoisz się? Czy mam użyć bardziej radykalnych metod?
-Na przykład?-zapytał wyrywając się z uchwytu.
-Oj ty już dobrze wiesz jakich-powiedziała śmiejąc się, a on natychmiast się wyprostował i spojrzał się na nią spojrzeniem pełnym trwogi.
-No, ale my nie wiemy !-stwierdziła Darcy.
-Ona potrafi mnie ignorować przez tydzień. To jest gorsze niż kłócenie się z nią ! Wyobrażasz to sobie? No i kto by mnie całował?
-Może znalazłbyś sobie kogoś innego.-powiedziała odwracając od niego głowę.
-No na pewno i stracić taki skarb? Nigdy w życiu.-powiedział przytulając ją do siebie i całując w szyję.
-Jesteś słodki-powiedziała i dała mu całusa.
-Och, ile czułości. Aż zaraz puszczę pawia.-powiedziała Darcy przykładając rękę do ust.
-Jesteś zazdrosna i tyle.-powiedział Dante.
-Nie. Po co komu związki. To tylko same czułości od których chcę mi się rzygać. Te wszystkie pocałunki, dawanie sobie prezencików i obściskiwanie się.
-Ja współczuję chłopakowi który się z tobą ożeni!-powiedział Dante śmiejąc się.
-Nie masz komu współczuć. Patrząc na tych wszystkich chłopaków, którzy mnie otaczają stwierdzam, że chyba zostanę starą panną.
-Ja myślę, na pewno kogoś dla siebie znajdzie. Może nie teraz, ale kiedyś na pewno.-stwierdziłam po chwili.
-Chyba tylko ty w to wierzysz, Clarie.-powiedziała smętnie.
-Kiedyś się przekonamy, kto miał rację.-powiedziałam puszczając jej oczko.
Potem zmęczenie wzięło górę i znowu zaczęłam odpływać. Moi przyjaciele widząc to pożegnali się ze mną i wyszli, a ja usnęłam. Naprawdę miło było z nimi porozmawiać, teraz kiedy już wszystko sobie przypomniałam. Całe moje dzieciństwo spędziłam na zabawie z nimi. Łączyła nas niezwykła więź, która nie zerwała się mimo tylu lat. Oni przez cały ten czas o mnie pamiętali. Obudziłam się po kilku godzinach i usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Po chwili w progu zobaczyłam uśmiechniętą Roselie.
-Witaj, siostrzyczko. Jak się czujesz?-powiedziała radośnie.
-Cześć. Zmęczona, ale lepiej niż kilka dni temu.-powiedziałam sennie.
-Och, cieszę się. Ostatnio byłaś wykończona.-stwierdziła uśmiechając się.
-Tak, mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni. Rose wiesz gdzie jest Luke? Nie widziałam go od wczoraj.
-Rano poleciał do Rivenii. Powiedział, że musi porozmawiać z ojcem.
-Ach.
-Clarie, no bo widzisz przyszłam aby się ciebie o coś spytać.-zaczęła kręcąc palcami młynki.
-Pytaj śmiało-powiedziałam uśmiechając się lekko. Z każdym dniem czułam się coraz lepiej, ale nadal byłam słaba.
-No bo widzisz za trzy dni są urodziny Rafaela i jest wielkie przyjęcie. No i ja chciałabym żebyś na nim była tak samo jak Raf i rodzice, ale nie chcą aby się przemęczałaś. Dlatego przyszłam się ciebie o to spytać. Jeśli nie chcesz zrozumiemy dużo przeszłaś i na pewno jeszcze jesteś zbyt przemęczona. Ja to rozumiem, ale...
-Rose, daj mi dojść do słowa!
-Co? A dobra, przepraszam, już się nie odzywam.
-Hahaha, normalnie tak samo jak ja. Jak zacznę mówić to nie mogę przestać. A jeśli chodzi o urodziny Rafaela z przyjemnością przyjdę.
-Moment. Naprawdę się zgadzasz? Ale będziesz miała siłę?
-Czuję się już naprawdę nieźle poza tym będzie przy mnie Luke.
-O nie ! On mnie zabiję!
-O co chodzi?
-Nie powinnam Ci mówić. Już nie żyję.
-Prawda-powiedział Luke wchodząc do pokoju. Rose pisnęła przestraszona i schowała się za moim łóżkiem.
-Och !
-Rosie, czy musiałaś to zrobić?-zapytał Luke kręcąc głową.
-Skąd ty wiesz, ze jej powiedziałam?-wrzasnęła przerażona.
-Ponieważ słychać Cię na całym korytarzu.
-Proszę oszczędź mnie-powiedziała przerażona dalej chowając się za moim łóżkiem.
-No i co ja mam z nią zrobić?-powiedział patrząc mi w oczy.
-Dać jej spokój i zająć się mną. Pasuję Ci takie wyjście?
-A nawet bardzo.-powiedział podchodząc do mnie i całując w usta.
-Bleee. Nie przy mnie !
-Nie pasuję Ci coś?-zapytałam śmiejąc się z niej.
-Za dużo czułości.
-Normalnie druga Darcy. Zmówiły się czy co ?
-Na to wygląda-potwierdził Luke.
-Dobra to ja stąd idę. Tylko pamiętajcie istnieją pewne granice.-powiedziała okrążając pokój tak aby być jak najdalej Luke'a i szybko znikła w drzwiach.
-Chyba naprawdę ją zabiję.-powiedział brunet.
-No a ja Ci pomogę. Jak rozmowa z ojcem?
-Wiesz, jestem trochę w szoku.-powiedział spuszczając głowę i zaczął się bawić rękami.
-Dlaczego? Co się stało? Zrobił Ci coś?
- Nie. On zmienił się. Nie rozumiem dlaczego.
-Ale poczekaj. Po kolej. Jak to się zmienił?
-On... zaczął się do mnie normalnie odzywać. Tak samo do Sophie i Chrisa. Przerosił nas za te wszystkie lata i błagał o przebaczenie. Kiedy to usłyszałem aż mnie zamurowało. Clarie, on mówił tak jak kiedyś. Miałem wrażenie jakby powrócił mój stary ojciec.-powiedział i podniósł wzrok. Widziałam, że to dla niego trudne. Sprawy z jego ojcem są dość delikatnym tematem. Jeśli można to tak określić.
-Luke może...
-Nie, nie rozmawiajmy o nim, proszę.
-Ale Luke...
-Proszę.
-Dobrze skoro chcesz.
-Dziękuję.Powinniśmy sie zająć ważniejszymi sprawami.
-Takimi jak?
-Urodziny Rafaela.
-Idę na nie, i bez dyskusji. Wiem, jestem jeszcze zmęczona, ale dam radę. Od pomocy mam ciebie. Ty będziesz za mną cały czas
-Ale Clarie...
-Nie ma żadnego "ale".
-Z tobą nie ma co się kłócić prawda? I tak nie wygram. -powiedział zrezygnowanym tonem.
-Jak ty mnie dobrze znasz.-powiedziałam uśmiechając się.
-W końcu jesteśmy razem, prawda?
-A jesteśmy? Nie pytałeś mnie o to...
-Na prawdę? Więc, Clarie czy zgodzisz się być moją dziewczyną?
-Hmmm, a nie jest na to trochę za późno?-zapytałam odwracając głowę.
-Clarie...-zaczął zaniepokojony, ale ja nie dałam mu skończyć.
-Przecież żartuję ! Po co w ogóle pytasz? Już znasz moją odpowiedź -powiedziałam dając mu całusa.
-Przez ciebie można oszaleć.-powiedział uśmiechając się promiennie.
-Wiem, ale za to mnie kochasz-powiedziałam lekko się krzywiąc. Od dłuższego czasu zaczęło mi się robić gorąco, a potem doszedł do tego lekki ból głowy.
-Ej, co się dzieję?-zapytał Luke widząc, że coś jest nie tak.
-Trochę boli mnie głowa-powiedziałam opadając na poduszki.Luke położył rękę na moim czole, którę zdążyło pokryć się potem.
-Clarie, masz gorączkę. Zawołam Fairena.
-Nic mi nie będzie. To minie.
-Nic się nie stanie jak go zawołam.A teraz śpij musisz odpoczywać. Nie powinienem cię tak męczyć.
-Naprawdę nic mi nie jest.

-Mówisz jedno a ja widzę drugie. Dobranoc.-powiedział całując mnie w czoło i przykrywając kocem. Uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam oczy jednocześnie usypiając.
 Muzyka

Creepyyyy👐👐 

Znalazłam się w dobrze mi znanym lesie pośród wyschniętych i powyginanych w przeróżne kształty drzew. Gałęzie i ciemność na górze nadawała temu miejscu tajemniczości. Nie wiem jakim sposobem nie panował tu zupełny mrok. Szłam przed siebie podziwiając to przerażające miejsce. Nagle dostałam wrażenia, że ktoś mnie obserwuję. Gwałtownie odwróciłam głowę i stanęłam twarzą w twarz z jakimś chłopakiem. To nie był Darkboy, lecz zupełnie ktoś inny. Zdążyłam zobaczyć jego zielone oczy i ciemne włosy za nim zniknął. Widziałam go dosłownie przez chwilę. Co on tu robił? To był jakiś duch czy co ?!
-Dzień dobry-usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się szybko i zamachnęłam się na nieznajomego.
-Odejdź.-wrzasnęłam
-Co takiego zrobiłem tym razem?-powiedział Darkboy chwytając mój nadgarstek w locie.
-Ach, to ty!-powiedziałam z ulgą.
-A kogo innego się spodziewałaś? -zapytał zaskoczony.
-Ja...-zająknęłam się. Nie miałam zielonego pojęcia kogo przed chwilą widziałam.
-Ej, co jest? Widziałaś ducha?-spytał śmiejąc się ze mnie.
-A wiesz, że chyba tak. Przed chwilę zanim przyszedłeś pojawił się przede mną jakiś chłopak, ale za chwilę zniknął.
-Co?!-wrzasnął zdenerwowany.
-No właśnie powiedziałam!
-Ale jak?
-Skąd ja to mam wiedzieć?-krzyknęłam sfrustrowana.
-Dobra, dobra już nie krzycz. Dawno się nie widzieliśmy.
-Prawda. Coś koło tygodnia.
-Co u ciebie słychać? Już nie umierasz?
-Ja nie,ale ty chcesz?
-Nie.
-No to przestań zadawać takie głupie pytania.
-To nie było głupie pytanie.
-Było i nie kłóć się ze mną.
-Ale z ciebie drażliwa osoba.
-Dopiero to zauważyłeś?-powiedziałam odchodząc od niego.
-Nie. Zorientowałem się już po pierwszej rozmowie z tobą.
-Aż tak to było widać?
-Musiałem Cię jakoś uspokoić, bo nie chciałaś mi dać dojść do słowa.
-Taaa, pamiętam. No i nie było innego sposób niż całowanie mnie?
-Uznałem, to za najlepszy sposób.
-Dobra daj sobie spokój-powiedziałam i rozwinęłam skrzydła. Po chwili byłam w powietrzu i śmigałam pomiędzy gałęziami drzew.
-Dlaczego ode mnie uciekasz?
-Ponieważ nie rozmawiam z nieznajomymi, a do tej pory nie poznałam twojego imienia.
-Wiesz, ze nie mogę...
-Oj dobra koniec z tym gadaniem. Daj mi odpocząć- powiedziałam zamykając oczy i rozkoszując się lotem.
-Dlaczego?-zapytał podlatując do mnie.
-Bo tak-powiedziałam nadal nie otwierając oczu.
-Nigdy nie zrozumiem kobiet,-stwierdził zrezygnowany.
-To prawda.-powiedziałam i otworzyłam oczy. Dookoła mnie nie było nikogo. Nieznajomy zniknął. Rozejrzałam się dookoła, ale tam tez nic nie zauważyłam. Nagle ktoś chwycił mnie za nadgarstki i zaczął pchać w kierunku ziemi.
-Puszczaj !-krzyknęłam.
-Nie.
-Co?! Dlaczego?
-Bo tak.-powiedział i zaczął się śmiać a ja zaczęłam krzyczeć. Kiedyś myślałam, e zaraz wyląduję na ziemi Darkboy pojawił się przede mną i gładko wylądował trzymając mnie roztrzęsioną w ramionach.
-Co ty sobie wyobrażasz, idioto?
-Trzeba było Ci podnieść trochę ciśnienie, Ostatnio byłaś za spokojna.
-Och, ty ! Niech tylko zdobędę cię w swoje ręce-wrzasnęłam i się na niego rzuciłam, a on znowu zniknął.
-Jak ty to robisz?
-Mam swoje tajemnice.
-Masz mi to zaraz powiedzieć!
-Niby z jakiego powodu? Bo tak ci się podoba?
-Przeginasz- powiedziałam wściekła zaciskając dłonie w pięści.
-To bardzo dobrze
-Ja cię zaraz...-przerwałam widząc moje dłonie, które stanęły w ogniu. Wrzasnęłam i zatrzęsłam nimi w powietrzu.
-No i o to mi chodziło.
-Co?!-zapytałam zdezorientowana patrząc na swoje dłonie, które przed chwilą się paliły.
-Chciałem zdenerwować Cię do tego stopnia aż użyjesz swojej mocy.
-Ale po co?-zapytałam zszokowana.
-Musisz zacząć trenować panowanie nad swoją mocą. Już niedługo może ci się to przydać.
-Czy to zawsze musisz mówić tak tajemniczo? Nie możesz powiedzieć tego prościej?
-Wkrótce wszystko zrozumiesz, ale jeszcze nie teraz.
-Naprawdę ma już dość całej tej gadaniny.
-To powinnaś się cieszy, bo ja już znikam. Do następnego razu.
-Zaraz co?! Nigdzie się nie wybierasz masz mi to wszystko wyjaśnić.
-Kiedyś tak. Do widzenia-powiedział i za chwilę poczułam lekki pocałunek. Genialnie, znowu...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siemanko Asikeo wita ! ;3

No, więc pojawił się nowy rozdział...Moim skromnym zdaniem jest dupny...

W ogóle nie wyszedł... Cóż mam nadzieję, ze mnie nie zabijecie...następny powinien być lepszy...

Ale i tak proszę o komentarze i wasza opinię !

No to do zobaczenia ! 

Asikeo^^

(Już się nie mogę doczekać co napisze Staniu i Pielgrzym xD)