sobota, 8 marca 2014

Rozdział IX


                                           


                                                  
Całe dwa tygodnie po wypadku spędziłam w szpitalu strasznie się nudząc. Nie pozwalano mi ruszać się z łóżka, ponieważ mój lekarz powiedział, że jestem za bardzo osłabiona, a ja tryskałam energią, której nie mogłam zużyć. Maskara... Już trzy dni po wypadku czułam się w miarę dobrze. Po drugie odkryłam, że w szpitalu świętego Józefa pracują najwredniejsze pielęgniarki jakie w życiu spotkałam. Ich to hobby uprzykrzanie życia swoim pacjentom. A mnie chyba najbardziej. Codziennie rano kiedy  jedna z nich mierzyła mi temperaturę musiała mnie obudzić i to specjalnie! Kiedy ja jeszcze słodko spałam wchodziły do mojej sali o piątej rano, włączały wszystkie światła i robiły najwięcej hałasu ile tylko można, a potem mierząc mi temperaturę wstrząsały mną tak mocno jak tylko można, a na koniec mówiły żebym szła spać dalej, ale jak można usnąć po trzęsieniu ziemi?! Jednak to nie było najgorsze. Zastrzyki. Ach... kiedy o nich pomyślę od razu zaczyna mnie boleć ramię. Oddziałowa Mary serwowała mi zastrzyki największą i najgrubszą  igłą jaką mogła znaleźć i do tego strasznie mocno. Po wizycie u niej wracałam cała obolała. Straszne, wiem. Przeżyłam tylko dzięki moim przyjaciołom i Luke'owi. Odwiedzali mnie codziennie zaraz po szkole i spędzali ze mną czas. Zaczęłam ich traktować jak swoją drugą rodzinę chociaż znałam ich dopiero od kilku dni. Sen, który miałam z nimi w roli głównej nie dawał mi spokoju. Kiedy zostawałam sama odpływałam nie ubłagalnie w głęboką krainę myśli. Na szczęście rodzice przywieźli mi odtwarzać MP3, z którego sączyła się muzyka rockowa pobudzająca moją wyobraźnię.
   W końcu wyszłam z tego piekła na ziemi. Nadal miałam rękę na temblaku, lecz z mojej głowy zniknął bandaż i szwy. Tego szczęśliwego dnia przyjechał po mnie tata i zabrał  z tego okropnego miejsca. W domu, mama, z okazji mojego powrotu do domu zrobiła moje ulubione danie- czyli ziemniaki, surówkę z marchewki i kotleta schabowego. Mniam!
Thomas musiał pomagać mi z krojeniem kotleta, bo ja nie dawałam sobie rady, ale  wcale mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, w końcu miałam pretekst, aby mi usługiwał. Po obiedzie poszłam do łazienki, aby umyć włosy, które były tak tłuste, jakby ktoś wylał mi na głowę wiadro oleju rzepakowego. Okey, rozumiem przysłowie "mieć trochę oleju w głowie", ale mieć "go" na głowie... to zupełnie inna sprawa. W szpitalu nie pozwolili mi myć głowy ze względu na szwy z boku głowy, ale teraz nic nie stało mi na drodze w zrobieniu tego. Gdy skończyłam je suszyć miałam na głowie jedną wielką szopę. Fryzura le de szopa- jak ją kiedyś nazwałam. Szybko je rozczesałam, lecz i to mało pomogło, ale przynajmniej były czyste. Po prostu żyć nie umierać. Niestety kolejny dzień nie miał być taki różowy. Jutro miałam wrócić do szkoły... Rodzice porozmawiali z dyrektorem Haydenem o mojej sytuacji  i poprosili o czas żebym mogła uzupełnić zaległości. On oczywiście się zgodził i powiedział, że cieszy się z powodu  mojego powrotu do szkoły. Dobrze, że był początek roku, bo nauczyciele nie zadają dużo pracy domowej.-pomyślałam. Ale moje rozmyślania zniweczył Luke, który przyniósł mi tonę pracy domowej z dwóch tygodni. Mój dyrektor poprosił wszystkich nauczycieli z którymi miałam lekcję, aby zapisali mi pracę z dni kiedy byłam w szpitalu. Jak miło z jego strony.... będę miała co robić- pomyślałam z sarkazmem, wykrzywiając nieświadomie usta.
-Skąd ty to wziąłeś? Przecież moja mama miała po to pojechać... - zaczęłam swoją paplaninę, ale on mi przerwał.
-Usłyszałem przez przypadek na korytarzu jak Hayden rozmawiał o tym z panią Shelly. No i pomyślałem, że skoro i tak dziś do ciebie idę, to dlaczego nie mógłbym przynieść Ci tego wszystkiego- powiedział uśmiechając się w ten swój słodki sposób. Patrzyłam na niego trochę za długo, a on to zauważył.
-Mam coś na zębach? - spytał uśmiechając się.
-Co? Nie dlaczego tak myślisz? - otrząsnęłam się.
-Bo tak dziwnie się na mnie patrzysz.
-Niby jak? Coś Ci się nie podoba w moim spojrzeniu? - zapytałam zaczepnie, kładąc rękę na biodrze.
-Spokojnie. Wszystko jest w porządku. Lubię to twoje spojrzenie - powiedział podnosząc ręce w obronnym geście śmiejąc się.
-Hm... - powiedziałam mrużąc oczy. A on tylko stał i śmiał się ze mnie.
-Co Cię tak śmieszy? - zapytałam zdenerwowana.
-Twoja mina, wyglądasz jak.... - nie dokończył tylko zaczął się jeszcze głośniej śmiać.
-Jak co? - zapytałam .
-Jak wkurzony kot, którego wyprali w Perwollu. - powiedział i śmiał się dalej. A ja popatrzyłam w lustro wiszące na ścianie i zobaczyłam swoje odbicie. Rzeczywiście tak wyglądałam, włosy naelektryzowały się i napuszyły, a moja mina... Zaczęłam się śmiać razem z Lukiem.
-Ty to umiesz rozśmieszyć człowieka - powiedział ocierając łzę.
-Hahaha, no a jak. Nie spotkasz nikogo tak pokręconego jak ja.
-Masz rację, takiej nie zywkłej dziewczyny jeszcze nie spotkałem - powiedział i lekko się uśmiechnął. Moje policzki, w chwilę, z różu zmieniły kolor na czerwony.
-Przesadzasz, nie jestem niezwykła tylko trochę porąbana. To wszystko. - powiedziałam podnosząc połowe materiałów które mi przyniósł.
-Ja sądzę inaczej. Poznałem wiele dziewczyn, ale żadna nie była taka jak ty. - odpowiedział i wziął drugą połowę.
-Na świecie nie ma dwóch takich samych osób.
-To prawda, ale istnieją ludzie którzy pasują do siebie idealnie.
-Hm... może i tak, ale do mnie raczej nikt nie pasuje. - mruknęłam i poszłam na górę do swojego pokoju, a on za mną.
Nie był on duży, ale wolałam mieć ten swój kącik, niż żaden. Ściany były pomalowane na niebiesko, a podłoga wyłożona drewnianymi panelami. Jedną ze ścian zakrywała wielka szafa wykonana z ciemnego drewna, a obok niej stało biurko zagracone przeróżnymi szkatułkami z biżuterią i książkami. Równolegle do szafy stało nieduże łóżko, a za nim stała mała szafka, która służyła mi za biblioteczkę. Ogólnie mówiąc, w całym moim pokoju było pełno książek, ponieważ kocham czytać. Przed wypadkiem skończyłam czytać "Spętanych przez bogów". Jejku, jaka to była genialna książka! Ale wracając do mojego pokoju, były w nim tez 3 pary drzwi. Wiem to dziwne. Jedne z nich prowadziły na balkon, a dwie pozstałe pary do kuchni i salonu.
-Ładny pokój. -powiedział Luke oglądając moje cztery kąty.
-Dzięki, możesz to położyć tutaj. - powiedziałam wskazując na biurko.
On kiwnął głową i położył papiery na krawędzi biurka. Przez chwilę panowała cisza. Przez ten krótki czas jaki znam Luka udało mi się go trochę poznać. Zazwyczaj zachowuje się cicho i spokojnie, ale czasami umie zaskoczyć swoim zachowaniem. Sprawia wrażenie tajemniczego, ale w mojej obecności, jakby wychodził z ciemności, w której przez większość czasu przebywa. Zwykle ubiera się w dżinsy, jakiś ciemny podkoszulek i bluzę lub skórzaną kurtkę.
Zauważyłam, że zachowuje dystans względem Dante'go i dziewczyn. Nie wiedziałam dlaczego. Do tego, krążył mi w pamięci ten sen ze szpitala, w którym występuje Luke. Sama nie wiedziałam czy to sen czy prawda, ale sądzę, że to mi się raczej przyśniło. Jednak często o tym myślałam. Będę musiała się go kiedyś spytać o tą Rivenię, cokolwiek to jest. Nawet jeśli pomyśli, że zwariowałam.
-Pomożesz mi z pracą domową? Nie jestem dobra z matmy, a nie było mnie dwa tygodnie na lekcjach i nie wiem czy dam sobie z tym radę sama.
-Jasne, całkiem nieźle sobie z nią radzę, biorąc pod uwagę jaką mamy nauczycielkę. Mogę Ci dawać korki z matmy jeśli chcesz. - powiedział.
-Pewnie, każda pomoc mi się przyda. - powiedziałam uśmiechając się.
-Będziesz jutro w szkole? - spytał po chwili.
-Raczej tak, rodzice nie pozwolą żebym opuściła jeszcze jeden dzień. - westchnęłam.
- Więc, co ty na to, żebyśmy spotkali się po szkole? Mógłbym pomóc Ci w ogarnięciu materiału.
-Naprawdę? Boże, jesteś wielki. - powiedziałam i dałam mu buziaka w policzek i zauważyłam, że lekko się zarumienił.
-Całujesz wszystkich, którzy pomagają Ci przy lekcjach? Może się zgłoszę. - usłyszałam głos Dante'go.
-Dante! - krzyknęła Elizabeth i zaczęła się z niego śmiać razem z Darcy.
-Hej! - powiedziałam, i ruszyłam aby przywitać się z przyjaciółmi.
-Tylko tych, którzy na to zasłużyli. A poza tym, Elli obraziłaby się na mnie.
-Hmmm... może i tak. Ale zawsze warto sprubować.
-Nie ładnie, kochanie. - powiedziała Elizabeth i dała mu lekkiego szturchańca w bok.
-Przepraszam. - powiedział i cmoknął ja w policzek. Dante i Elizabeth zaczęli chodzić ze sobą jakiś tydzień temu, ale ja już wcześniej widziałam, że ich do siebie ciągnie.Te wszystkie spojrzenia, które sobie przesyłali. Myśleli, że ja i Darcy tego nie widzimy! Bardzo się ucieszyłam, kiedy mi powiedzieli, że są razem. Przypomniał mi się wtedy mój sen, w którym mała wersja Dantego pocałowała Elizabeth, uśmiechnęłam się na to wspomnienie.
-Dobra, to ja już będę spadał. Do zobaczenia jutro Clarie -powiedział nagle Luke i zaczął kierować się w stronę drzwi.
-Już idziesz? - powiedziałam smutno.
-Nie będę Wam przeszkadzał, o której do ciebie jutro wpaść?
-Nie przeszkadzasz. Zostań.
-Jeśli chcesz, ale musisz mi obiecać, że nie będziesz się już tak puszyć, kotku. - powiedział śmiejąc się.
-Hmm.... no dobra, ale koniec z wkurzaniem mnie. Uważaj mam pazurki. - powiedziałam i zaczęłam się śmiać razem z nim.
Dante i dziewczyny przez cały czas patrzyli na nas niezrozumiałym wzrokiem.
-Nie uwierzycie, ale on powiedział, że wyglądałam jak kot, którego wyprali w Perwollu. -powiedziałam udając oburzenie.
- Szkoda, że nie widzieliście jej miny i włosów wtedy. - powiedział uśmiechając się.
-Dobra, koniec tematu.
-Jak chcesz, ale żałuję tylko, że nie miałem aparatu i nie zrobiłem ci zdjęcia.
-Oj, spróbowałbyś tylko. - powiedziałam i wszyscy zaczęliśmy się śmiać.
Skończyło się na tym, że cała czwórka pomagała mi w przepisywaniu zeszytów i tłumaczyła różne dziwne zadania. Dowiedziałam się tylu rzeczy, że kiedy skończyli rozbolała mnie głowa. Każdy z nich tłumaczył mi inny przedmiot. Luke, jak wcześniej mówił pomagał mi przy matmie. Elizabeth tłumaczyła mi biologie i geografię. Dante angielski i historię, a Darcy fizykę i chemię. Dzięki nim prawię połowę zaległości miałam już za sobą. Po trzech godzinach mozolnej pracy stwierdziłam, że wystarczy już na dzisiaj, bo  nic więcej nie było w stanie pomieścić się w mojej głowie. Około piątej po południu pożegnałam się z nimi i umówiłam na jutro. Poszłam do kuchni po coś na ból głowy oraz by coś przekąsić, ponieważ padałam z głodu. Po napełnieniu żołądka i łyknięciu proszka na ból głowy poszłam obejrzeć jakiś film z rodzicami i bratem.
-Jak odrabianie pracy domowej? - zapytałam mama w trakcie oglądania filmu. Oglądaliśmy "Harry'ego Poterra: Zakon Feniksa".
-Bardzo dobrze, już prawie połowę lekcji mam odrobione.
-Tak szybko? Myślałam, że zajmie Ci to z tydzień.
-Mam świetnych korepetytorów.
-Ciszę się. - powiedziała i wróciła do oglądania filmu.
Kiedy skończyliśmy oglądać, postanowiłam iść spać, chociaż było około 20:00. Wszystko, czego się  dziś dowiedziałam kłębiło się w mojej głowie. Musiałam to jakoś przetrawić, a do tego ból głowy nadal mnie męczył mimo, że wzięłam środek przeciwbólowy.
-Dobra, ja już idę spać. Padam z nóg. Za dużo informacji jak na jeden dzień.
-Dobranoc kochanie, słodkich snów.
-Nawzajem.
Umyłam zęby i przebrałam się w piżamę, co zajęło mi chwilę przez temblak na ramieniu.  Kiedy znalazłam się w łóżku prawie od razu zasnęłam. Morfeusz długo nie kazał na siebie czekać i pogrążyłam się w krainie snów.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Ten rozdział  dedykuję jak zawsze :
-mojej kochanej Wiki-inspiracji xD :*
-Sylfii -mojemu wspaniałemu korektorowi teksu <3333




 Siemka, jeśli czytacie to komentujcie, nawet kilka słów błagam !!!
Jestem bardzo ciekawa jak Wam to się podoba? Co myślicie o tym rozdziale?  No i co sądzicie o bohaterach? Swoję opinię zostawiajcie w komentarzach.
                                    Całusy, Asikeo^^