niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział XXII






Muzyka

-Clariesten!-usłyszałam znajomy głos. Mimo, że nadal spałam lekko się wzdrygnęłam. Ten baryton mógł należeć tylko do jednego człowieka. Powoli zaczęłam otwierać oczy. Ostatnia noc skończyłaby się inaczej gdyby nie wizyta mojej kochanej siostry. Rosalie wszystko zepsuła. Po jej wyjściu zaczęliśmy rozmawiać z Luke'em o przyszłości zamiast robić coś innego...

Leżałam wtulona w jego objęcia i słuchałam jego marzeń. Jedyne czego pragnął to znowu mieć normalną, kochającą rodzinę. Chciał żeby jego mama wyzdrowiała, a ojciec znowu zaczął zachowywać się jak dawniej. Kiedy o tym mówił słyszałam żal w jego głosie. Gdy spytałam dlaczego jest taki smutny powiedział mi, że jego marzenie jest niemożliwe do spełnienia. Stwierdził, że nawet jeśli uda mi się uzdrowić jego matkę to jego ojciec i tak się nie zmieni.

-Skąd wiesz, że to niemożliwe?-zapytałam przytulając się do niego mocniej.

-Ponieważ znam swojego ojca. Przez ostatnie lata zmienił się nie do poznania. Stał się bezduszną bestią dla której nic i nikt się nie liczy. Może i próbuje się poprawić, ale słabo mu to wychodzi.-powiedział patrząc w sufit pustym wzrokiem.

-Luke to nie prawda ! On kocha ciebie i twoje rodzeństwo!-zaprotestowałam. Może i nie okazywał tego na zewnątrz, ale w głębi duszy musiał ich kochać. Przecież co to za ojciec, który nie kocha swoich dzieci ?

-Nawet nie wiesz co mówisz! Nie widziałaś go przez ostatnie lata. Nie widziałaś do jakich okropnych rzeczy się posunął ! Clarie, my przestaliśmy go obchodzić ! Staliśmy się dla niego nic nie ważnymi ludźmi. Własne dzieci zaczął traktować jak obcych! Musieliśmy sobie radzić sami. Bez niczyjej pomocy !-powiedział podnosząc się i zakrył twarz dłońmi.

-Luke... rozumiem, ale...-położyłam rękę na jego ramieniu w pocieszającym geście, ale wiedziałam, że to i tak nic nie zmieni. Nikt nie może cofność przeszłości. To co się stało już się nie odstanie. Przeszłość Luke'a zostanie z nim do końca życia tak samo jak moja ze mną.

-Nie... Nic nie rozumiesz. To nie było życie. To było piekło. Byliśmy zamknięci w naszym zamku przez te wszystkie lata! Sami zdani tylko na siebie!-powiedział wstając z łóżka. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie. Jego przeszłość była wielkim cierpieniem. Ojciec przestał się nim zajmować, matka leżała w śpiączce, a on musiał sam zająć się młodszym rodzeństwem. Podeszłam do niego od tyłu i przytuliłam ze wszystkich sił.

-Wiem, że twoja przeszłość nie była łatwa. Ale, Luke przetrwałeś ją mimo wielu przeciwności losu. Jesteś silny, mądry i wspaniały. Wielu ludzi po tym co cię spotkało zamknęłoby się w sobie lub zeszło na złą ścieżkę. Luke, ty jesteś dobry ! Nawet twoja przeszłość tego nie zmieniła. To właśnie ona cię ukształtowała. Sprawiła, że jesteś tym, kim jesteś. Nie powinniśmy zapominać o naszej przeszłości, ale nie możemy kierować się nią w życiu. Z każdym dniem tworzymy nowy element naszego życia. W dzieciństwie byłeś sam, ale teraz masz mnie! Proszę, nie zapominaj o tym...-powiedziałam przyciśnięta do jego pleców. Luke przez cały ten czas patrzył na księżyc za oknem.

-Jak mógłbym zapomnieć o najwspanialszej osobie w moim życiu?-zapytał odwracając się.

-Luke...-znowu mi przerwał.

-Clarie, jesteś sensem mojego życia. Przez te wszystkie lata jedyną rzeczą, która utrzymywała mnie przy życiu była miłość do ciebie. Może to i głupie, ale zakochałem się w tobie jako małe dziecko. Wtedy nie rozumiałem jak wielka jest moja miłość do ciebie. Kochanie, jesteś moją przyszłością, sercem i duszą. Bez ciebie nie mogę i nie mogłem żyć.

-Luke, to było...-nie mogłam dokończyć, bo na moich policzkach pojawiły się łzy wzruszenia. Rzuciłam mu się w ramiona, a on objął mnie i pocałował w czubek głowy.

-To nigdy się nie zmieni. Musisz odpocząć jutro czeka Cię trening z Tarlonem.-powiedział biorąc mnie w ramiona. Potem zaniósł mnie do łóżka pocałował i przykrył kołdrą.

-Kocham Cię-powiedziałam kiedy położył się obok mnie .

-Ja ciebie bardziej. A teraz już śpij i nie kłóć się-powiedział uciszając mnie, kiedy zobaczył, że się z nim nie zgadzam.

No i tak skończył się wczorajszy dzień. Uchyliłam powieki i natychmiast oślepiło mnie światło. Chciałam przetrzeć oczy ręką, ale kiedy nią ruszyłam zorientowałam się, że mam związane ręce. Podniosłam się z trudem i o mało co nie zemdlałam. Wszędzie dookoła mnie był ogień. Z tyłu, przodu, po bokach. Wszędzie. Znajdowałam się w ognistej pułapce.

-Widzę, że w końcu się obudziłaś-usłyszałam znajomy głos nad sobą. Uniosłam wzrok i zobaczyłam Tarlona we własnej osobie. Jego skrzydła mieniły się różnymi odcieniami czerwieni i złota.

-Mogłam się tego po tobie spodziewać.-powiedziałam, patrząc na niego morderczym wzrokiem.

-Czyżby? Nikt nie jest tak pomysłowy jak ja-odparł posyłając mi krzywy uśmiech. Tarlon był najbardziej znienawidzonym przeze mnie człowiekiem zaraz za Darkboy'em.

Brunet mimo łagodnego wyglądu był diabłem wcielonym. Posiadał ciemne włosy, które w niektórych miejscach pokryły się siwizną mimo młodego wieku. Tarlon mógł mieć około trzydziestu lat. Miał owalną twarz na której znajdowały się niezwykle błękitne oczy, mały nos i wielka blizna ciągnąca się od prawego oka aż do podbródka. Był niezwykle zwinny i szybki nie mówiąc już o jego sprycie. Po tragedii jaka go spotkała zamknął się w sobie... Niewiele osób zna tę historię. Dowiedziałam się o niej przez przypadek od Dirkesa.

On i Tarlon byli kiedyś najlepszymi przyjaciółmi aż do wypadku jego żony. Tarlon i Erilia byli szczęśliwym małżeństwem. Mieli wszystko co było im potrzebne. Miłość, dom i siebie. Już wtedy Tarlon był prawdziwym mistrzem w panowaniu nad ogniem. Pracował dla mojego ojca i był jednocześnie jednym z jego przyjaciół. Zresztą jak reszta moich nauczycieli. Jednak Tarlon wyróżniał się wtedy z pośród nich. Ciężko pracował, cieszył się z życia, był zawsze uśmiechnięty. Wszystko zmieniło się zaledwie w jednym momencie. Kiedy pewnego dnia wrócił do domu zastał swoją żonę leżącą na ziemi w kałuży krwi, chroniącą się ręką przed mężczyzną, który mierzył w nią nożem. Tarlon bez zastanowienia rzucił się na pomoc ukochanej, lecz było już za późno... Przeciwnik zadrasnął go sztyletem w twarz tworząc olbrzymią ranę, dźgnął Elirię w pierś i uciekł... Tarlon chciał go gonić, ale powstrzymał go szept ukochanej, która ze łzami w oczach poprosiła go żeby został z nią. Zrozpaczony mężczyzna wziął swoją żonę w ramiona i został z nią aż do końca jej życia. Nie było możliwości aby przeżyła. Napastnik trafił ją prosto w serce, zabijając na miejscu. Zanim umarła zdążyła powiedzieć ukochanemu, że to nie jego wina i, że był dla niej wszystkim. Potem odeszła. Jej ostatnimi słowami było:kocham Cię, ogniu mojego serca. Tarlon nie był w stanie puścić jej martwego ciała. Kochał ja ponad życie. Jej strata była czymś czego nie mógł znieść. Jego serce umarło w tym samym momencie co ukochana. Znalazł go Dirkes, który przyszedł odwiedzić przyjaciela następnego dnia rano. Kiedy wszedł do jego domu zobaczył go trzymającego zimne ciało ukochanej w swoich ramionach pogrążonego w niesłychanej rozpaczy. Nikt nie mógł oderwać go od ciała Erili. Dopiero mój ojciec zdołał coś wskórać. Zabrał go do zamku i zajął się nim. Najtragiczniejsze w tym wszystkim było to, że Eliria spodziewała się dziecka. Była w czwartym miesiącu ciąży. Kiedy umarła Tarlon stracił nie tylko ją, ale także ich nienarodzone dziecko... Przez pierwsze miesiące był w takiej żałobie, że praktycznie nic nie jadł, nie pił. Schudł, a na jego czuprynie pojawiły się siwe włosy. Przy pomocy przyjaciół udało mu się pozbierać, lecz zamknął się w sobie. Nie mógł i pewnie do tej pory nie może pogodzić się ze śmiercią ukochanej. Po śmierci Erili zaczął ciężko pracować i ćwiczyć. Stał się najlepszy w panowaniu nad ogniem, ale nie odzyskał radości z życia i zdolności do miłości. Stał się typem samotnika. Jednak jeśli chodzi o moje lekcję był strasznie wymagający. U niego nie było szans na błędy. Przy nim nie można okazać słabości. Na jego lekcjach moim jedynym celem jest przeżyć i to zamierzałam zrobić dzisiaj.

Muzyka 

-Wiedziałam, że coś knujesz!-wrzasnęłam, siłując się z więzami krępującymi moje nadgarstki, lecz to nic nie dawało. Tylko jeszcze bardziej raniłam swoje dłonie.

-Jednak nie znasz mnie aż tak dobrze żeby spodziewać się tego, co cię dzisiaj czeka. -powiedział, posyłając mi wredny uśmiech.

-To na pewno nie będzie przyjemne.

-Tego możesz być pewna. Zobaczymy czego nauczyłaś się do tej pory.-odpowiedział posyłając w moją stronę kulę ognia.

-Jak mam walczyć ze związanymi rękami?-zapytałam wymijając pocisk.

-Może w końcu użyjesz mózgu i się uwolnisz?

-Niby jak ?!

-Ty naprawdę jesteś taka tępa, czy tylko udajesz ? Użyj swoich mocy !-huknął i znowu wysłał w moim kierunku ognisty pocisk.

-Wcale nie jestem tępa, idioto.-wrzasnęłam w odpowiedzi. Przeklinanie na siebie nawzajem stało się tradycją naszych lekcji. Ja klęłam na niego, a on na mnie. Uskoczyłam przed kolejną kulą i nadal próbowałam uwolnić ręce.

-Z czego jest zrobiona, to cholerna lina?!-wrzeszczałam jednocześnie, unikając pocisków skierowanych w moją stronę i próbowałam rozwiązać ręce. Wyglądało to tak, że biegałam po całej sali, uciekając przed ogniem. Nie miałam za bardzo gdzie zwiewać, bo krawędzie sali się paliły. Niestety wszystkie moje próby uwolnienia rąk szły na marne. Lina okazała się zbyt mocna, aby rozerwać ją samymi rękami.

-Jeszcze się nie uwolniłaś?! Jesteś naprawdę żałosna.-powiedział gwałtownie do mnie podlatując.

-No, chyba ty !-krzyknęłam w odpowiedzi i upadłam na ziemie żeby mnie nie złapał.

-Do góry, kretynko. Czas aby zobaczyć jak radzisz sobie w powietrzu!-powiedział łapiąc mnie i unosząc w górę. Próbowałam się wyrwać, ale to nie było takie proste z związanymi rękami. Przez szamotaninę obtarłam sobie nadgarstki aż do krwi. Kiedy byliśmy już wysoko Tarlon bezceremonialnie puścił mnie na złamanie karku. Otworzyłam skrzydła i wzbiłam się w powietrze. Moje skrzydła zamigotały kolorami.

-Ty naprawdę jesteś chory psychicznie ! Mogłeś mnie zabić.-wrzasnęłam przestraszona. To przypominało jeden z moich snów z Darkboy'em w roli głównej. Lekko się wzdrygnęłam na samą myśl o nim. Całe szczęście ostatnio nie miałam żadnych porąbanych snów, co nie zmieniało faktu, że to może się niedługo zmienić.

-Ale tego nie zrobiłem. A to jest lekcja do której w ogóle się nie przykładasz! Więc bierz się do roboty i w końcu uwolnij te cholerne ręce !-krzyknął wkurzony.

    -Bo co?-zapytałam zaczepnie. Denerwowała mnie sama jego obecność nie mówiąc już o tym co do mnie mówił. Miałam dość! Jego lekcje zawsze byłe inne niż pozostałe. Tylko u niego odnosiłam poważne obrażenia. Nie było chyba jeszcze ani jednej lekcji na której nie zostałabym ranna.

    -Nie chcesz wiedzieć.-powiedział z groźnym błyskiem w oku.

    -A może jednak chcę?Pokaż na co cię stać.-odparłam w odpowiedzi. Chciałam już skończyć ten trening i mieć go za sobą.

    -Jesteś najbardziej upierdliwą i głupią osobą jaką znam. Ale jeśli chcesz... to proszę bardzo. Użyj swoich mocy i niech zabawa się zacznie !-powiedział i w jego dłoniach pojawiły się kule ognia.

-Tylko na to czekałam.-powiedziałam cicho. Czas to skończyć.Uwolniłam cały swój gniew i byłam gotowa do walki. W moich dłoniach pojawił się ognień , który natychmiast spalił krępujące mnie sznury i byłam wolna. Po tych wszystkich tygodniach ćwiczeń przekonamy się ile już umiem. Wzięłam głęboki oddech i wypuściłam ze świstem powietrze. Tkwiliśmy w powietrzu na przeciwko siebie, czekając, kto zrobi pierwszy krok. Cały czas patrzyliśmy sobie w oczy morderczymi spojrzeniami.W końcu nie wytrzymałam dłużej i poleciałam w jego kierunku jednocześnie wysyłając w jego stronę ogniste uderzenie. Odbił je i wysłał w moim kierunku kilka ognistych ostrzy. Zrobiłam unik i znowu wystrzeliłam w niego ognistym pociskiem. Walka zaczęła się na dobre. Wysyłaliśmy w swoim kierunku śmiercionośne uderzenia. Kiedy byłam już cała poraniona i poparzona zadałam pytanie, które od zawsze mnie ciekawiło.

-Dlaczego ty mnie tak nienawidzisz?-zapytałam wysyłając ognistą strzałę. Moje pytanie zbiło go z tropu i oberwał lądując na ziemi. Schował skrzydła i podniósł się otrzepując rękawy. Ja w tym czasie wylądowałam i przyglądałam się temu co robi.

-Czemu sądzisz, że cię nienawidzę?-popatrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem.

-Od naszego pierwszego spotkania za mną nie przepadasz, chociaż nie zrobiłam niczego co by cię obraziło. A na naszych lekcjach próbujesz mnie zabić. Więc, dlatego myślę, że mnie nienawidzisz. Tylko nie wiem dlaczego...

-Wcale nie próbuje cię zabić. Jestem wymagający-powiedział posyłając mi ponure spojrzenie.

-Oczywiście. Ty tylko chcesz mnie czegoś nauczyć. Wyżywając się na mnie.

-Ja wcale nie...

-Właśnie, że tak. Dlatego pytam się dlaczego?

-Nie będę się tłumaczył jakiejś małolacie. To nie są twoje sprawy!-powiedział groźnie, wysyłając kolejną ognistą kulę w moim kierunku. Zanim zrobiłam unik zobaczyłam coś w jego oczach co mnie zaskoczyło. Wyraźnie zauważyłam w nich ból. Trwało to może chwile, ale byłam pewna tego co zobaczyłam. Było to dla mnie dużym szokiem, ponieważ Tarlon zazwyczaj nie okazywał żadnych uczuć. Był zimny jak lód.

-Tarlonie przestań uciekać przed przeszłością ! Staw jej czoła !-krzyknęłam. Przez chwilę na jego twarzy malowało się zaskoczenie, które zastąpiła wściekłość.

-Nie będziesz mnie pouczała. Nie masz do tego prawa !

-Czyżby?

-Zajmij się swoimi sprawami! Całe życie myślałaś, że należysz do innego świata, kilka razy prawie zginęłaś i odkryłaś, że jesteś adoptowana. Teraz chcesz uzdrowić żonę człowieka, który cię torturował. Więc, zajmij się tym zamiast mnie pouczać ! Pokaż, kim jesteś i co potrafisz !

-Co Cię obchodzi moje życie?!-krzyknęłam wkurzona.

-A ciebie moje? Nie wiem skąd wiesz o Erilli, ale to nie twój problem ! Zrozumiałaś?! Nie waż się o niej wspominać!

-Tarlonie, nie cofniesz tego co się stało!-powiedziałam. On odwrócił głowę. Widziałam, ze to dla niego trudne. Rozmowa o jego ukochanej sprawiała mu duży ból, ale musiał zacząć żyć tak jak dawniej.

-Przestań !-wrzasnął posyłając w moim kierunku ogromny pocisk. Nie do końca zdążyłam uciec i ogień poparzył mi prawą rękę. Zawyłam z bólu. Wkurzyłam się, nie przez to, że mnie zranił. Ale dlatego, że nie słuchał co do niego mówię. Powinien to w końcu zrozumieć!

-Tarlonie !-krzyknęłam. Chciałam przemówić mu do rozumu.

-Nigdy nie uda Ci się w pełni zapanować nad ogniem! Jesteś na to za głupia ! Jeszcze nie spotkałem takiego beznadziejnego przypadku jak ty ! Do niczego się nie nadajesz!-powiedział głosem pełnym pogardy, zmieniając temat. Zamurowało mnie. Jeszcze nikt mi czegoś takiego nie powiedział. Poczułam ogromny gniew. W moich oczach pojawił się błysk wściekłości i rzuciłam się na Tarlona. Uderzyłam go kilka razy pięściami w twarz i próbowałam podciąć. Niestety przewidział moje zamiary i nie udało mi sie zwalić go z nóg. Za to on chwycił mnie za rękę i odrzucił w tył. Wstałam powoli i przywołałam swoją moc. W moich rękach pojawiły się ogniste bicze gotowe do użytku. Podeszłam do niego i zamachnęłam się . Tarlon wytworzył ognistą tarczę i próbował się osłonić, lecz nie do końca mu się udało. Kiedy bicz dotknął jego skóry zawył z bólu. Zamachnęłam się jeszcze raz, ale byłam zmuszona odskoczyć w bok, ponieważ musiałam uciec przed ognistymmi kulami lecącymi w moim kierunku. Znowu zaczęliśmy ze sobą walczyć, ale teraz to była walka na śmierć i życie. Każde z nas chciało wygrać tą bitwę. Ale mogło to zrobić tylko jedno z nas.


                                                                           -*-

Muzyka 

Luke

Kiedy obudziłem się następnego ranka Clarie nie było ze mną. Gdy zasypiałem leżała koło mojego boku, a teraz gdzieś ją wywiało. Wstałem i podeszłem do szafy stojącej w kącie. Od pewnego czasu zamiast spać w jednym z pokojów gościnnych dzieliłem jeden z Clarie. Jej rodzice zgodzili się na to, ale powiedzieli, że mamy "tego" jeszcze nie robić. Bezcenny był wtedy widok miny Meriolis. Zmarszczyła nos, zmrużyła oczy, a na jej czole pojawiło się kilka zmarszczek, co w połączeniu z jej morderczym wzrokiem wyglądało komicznie. Przypominała wtedy wkurzonego kaczora Donalda. Na początku nie ufali mi w ogóle, ale z upływem czasu zobaczyli, że naprawdę zależy mi na Clarie i, że nie zrobię jej krzywdy. Zrozumieli, że kocham ich córkę. Nie mieli co do tego wątpliwości. Jednak Aneron nadal pozostał moim ojcem. A jak się mówi na ziemi: "Niedaleko pada jabłko od jabłoni". Niestety, nie w tym przypadku. Nigdy nie będę taki jak swój ojciec! Rozumiem, że tęsknił za mamą... Ja też i to nawet bardzo. On myślał, że tylko jemu było ciężko, że choroba mamy nic dla nas nie znaczyła. To nie on musiał tłumaczyć małemu Chrisowi i małej Sophie, że mama jest chora, tylko ja. Spróbujcie wytłumaczyć trzylatkowi i dwulatce, dlaczego ich mama  nie budzi  się już od kilku dni. Musiałem to zrobić, chociaż sam byłem małym dzieckiem. Perikulus i Meriolis nie porównywali mnie do mojego ojca. Oceniali mnie po moich a nie jego czynach. Byłem im za to bardzo wdzięczny. W Airlock czułem się jakby to był mój prawdziwy dom. Zdecydowanie wolałem to niż mieszkać w Rivenii. Niestety musiałem tam zostawić Christophera i Sophii. Ojciec niby zaczął zwracać na nas uwagę, chciał spędzać z nami czas, ale ja nie miałem zamiaru wierzyć, że tak nagle się zmienił. Widziałem do jakich okropnych rzeczy się dopuścił.

Założyłem czyste ubrania i zacząłem czytać treść jakiegoś rozporządzenia, które miało niedługo wejść w życie. Bycie księciem ma swoje zalety i wady. Czytanie tego nudziarstwa było jedną z wad. Dochodziła ósma, kiedy skończyłem studiować dokumenty, a Clarie nadal nie było. Wstałem i ruszyłem jej szukać. Może nie mogła spać i poszła do biblioteki poczytać? Albo była na śniadaniu, chociaż nie, to za wcześnie. Sprawdziłem jadalnie, bibliotekę, sale balową, pokój muzyczny i nigdzie jej nie znalazłem. Zapytałem Rafaela i Rosalie czy jej nie widzieli, ale zaprzeczyli. Gdy powiedziałem im, że nie mogę jej znaleźć poszli szukać ze mną. Przeszukaliśmy chyba każdy kąt w Airlock i nic nie znaleźliśmy. Zostało tylko jedno miejsce gdzie nie szukaliśmy:sale treningowe. Popędziliśmy w tamtym kierunku i zobaczyliśmy mały tłok w pobliżu jednych drzwi.

    -Co się dzieję?-zapytałem Dante'go, który rozmawiał z Dirkesem, Lanomią i Rinevrą.

  • -Drzwi do sali ognia są zablokowane. Nie da się ich otworzyć.

    -A co to ma wspólnego z tym całym zbiegowiskiem? A właśnie nie widziałeś Clarie? Nie mogę jej  nigdzie znaleźć.

  • -Problem polega na tym, że Clarie jest w środku razem z Tarlonem.

  • -Co?! Musimy ją stamtąd wyciągnąć-krzyknąłem.

  • -Ale drzwi nie da się otworzyć. A ze środku słychać odgłosy walki.-powiedziała Elizabeth podchodząc do Dante'go. On wziął ją w ramiona i pocałował w czubek głowy.

-Musimy coś zrobić-powiedziałem i w tym samym momencie usłyszałem krzyk Clarie.

-Ale co?-zapytała Ellizabeth.

-Jeśli wszyscy użyjemy swoich mocy to uda nam się otworzyć te drzwi-usłyszeliśmy za sobą głosy Rinevry.

-Nie traćmy czasu.-zawołałem. Po chwili wszyscy wykorzystaliśmy swoje moce i drzwi ustąpiły. Natychmiast wbiegłem do środka i zobaczyłem Clarie i Tarlona. Stali na środku sali a wszystko dookoła nich płonęło. Chciałem krzyknąć żeby przestali, ale oboje w tym samym momencie użyli swoich mocy tworząc ogromna ogniste pociski i wystrzelili je ku sobie. Oboje trafili i zostali ranni. Praktycznie w tym samym momencie uderzyli w ziemie. Byłem przerażony. Podbiegłem do Clarie i wziąlem ją w ramiona. Miała liczne rany, poparzone ręce i nogi. To nie wyglądało za dobrze. Za sobą usłyszałem głosy Dirkesa, Rinevry i Lanomii, którzy zajęci się Tarlonem. Kazałem Ellie i Dante'mu biec po Fairena, a sam zaniosłem Clarie do pokoju.

                                                                     -*-

Muzyka 

Obudziły mnie podniesione głosy. Zdałam sobie sprawę, że nie jestem już w sali treningowej, lecz we własnym łóżku. Uchyliłam powieki i zobaczyłam przed sobą zamazane kształty. Zamrugałam i wszystko nabrało ostrości.Przechyliłam głowę i zmarszczyłam brwi. Byłam cała obolała. Podniosłam wzrok i zobaczyłam błękitne tęczówki Luke'a. Uśmiechnęłam się lekko i chciałam wstać. Podparłam się na ramionach i jęknęłam z bólu. Spojrzałam na swoje ręce i zobaczyłam całe mnóstwo bandaży. Super zrobili ze mnie mumię !

-Kochanie!-usłyszałam głos mamy i chwilę potem tkwiłam w jej uścisku krzywiąc się.

-Cześć, mamo. Możesz mnie puścić ? Zaraz się uduszę !-wysapałam.

-Och, przepraszam. Przestraszyłam się, że stało Ci się coś poważnego.-odpowiedziała po chwili znowu mnie przytulając. Nie dziwiłam się jej. Ostatnio prawie cały czas coś mi się działo. To robiło się nudne. Serio...czy wszyscy chcą mnie zabić ? Chyba muszę sobie zrobić urlop.

-Nic mi się nie stało. A co z Tarlonem?-zapytałam ciekawa czy mój ostatni pocisk go trafił. Niewiele pamiętałam co działo się po ostatnim uderzeniu. Chyba musiałam stracić przytomność. Znowu. Genialnie !

-Jest wykończony i równie poparzony co ty.-powiedziała ponuro.

-Ja... muszę z nim porozmawiać.-powiedziałam powoli wstając i ruszając w kierunku drzwi. Zrobiłam kilka kroków i nogi ugięły się pode mną. Upadłam na kolana ciężko oddychając. Nagle wszystkie siły mnie opuściły. Nie rozumiałam tego... Jednak ostatnia walka odebrała mi sporo energii.

-Clarie!-wrzasnęli wszyscy w pokoju. Powoli się podniosłam i doszłam do drzwi opierając się o framugę. Przed oczami pojawiły mi się białe mroczki, ale i tak ruszyłam przed siebie.

-Muszę z nim porozmawiać...-wyszeptałam krocząc dalej oparta o ścianę. Niespodziewanie poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam głowę i zobaczyłam Luke'a. Miał podkrążone oczy i zmęczenie malujące się na twarzy.

-Clarie, proszę wróć do pokoju i odzyskaj siły. Wszystkim wyjdzie to na korzyść. Ty i ja odpoczniemy a twoi rodzice przestaną się martwić.

-Ale Tarlon...

-Porozmawiasz z nim jutro, albo dziś wieczorem. Popatrzyłam na niego przez chwile nadal się wahając, ale gdy zobaczyłam jak bardzo zmęczony jest uległam. Zaczęłam wracać, a on wziął mnie za rękę i zaprowadził mnie z powrotem do łózka. Nie wiedziałam ile byłam nie przytomna, ale widząc twarz Luke'a przez cały czas, kiedy byłam nieprzytomna on musiał czuwać przy mnie. Rodzice podziękowali Luke'owi za przemówienie mi do rozsądku i wyszli całując mnie wcześniej w czoło. Położyłam się i przykryłam kołdrą. Chwilę później Luke leżał koło mnie i patrzył się na mnie nieodgadnionym wzrokiem.

-Czemu się tak na mnie patrzysz?

-Bo myślę, a patrzenie na ciebie mi w tym pomaga.-powiedział uśmiechając się.

-O czym myślisz?-zapytałam po chwili nie dając za wygraną.

-Hmmm?-zapytał sennie. Zobaczyłam, że jego powieki zaczynają powoli opadać, a on stara się nie usnąć.

-Już nic, śpij.-powiedziałam delikatnie go całując i zapadłam w sen.

 

*-*No, ale jak zwykle nie obeszło by się od dziwnego snu ! No przecież nie mogłam bym śnić o jakiś normalnych rzeczach.Na przykład o różowych królikach, które wcinają bułki i ogórki ?Okey, to nie są normalne sprawy, ale lepsze to od Darkboy'a i tego przeklętego lasu. Króliki są przynajmniej słodkie a Darkboy... może i jest trochę albo bardzo ładny, ale to nic i tak nie zmienia ! Ale wracając do mojego jakżeby nienormalnego snu. Zaczął się... powiedziałabym, że nawet nieźle. Unosiłam się w powietrzu niedaleko Airlock a przede mną rozciągały się pola uprawne. Wzbiłam się jeszcze wyżej chcąc poczuć wiatr i nagle zauważyłam jakiś ruch w zaroślach. Coś kazało mi polecieć w tamtym kierunku. Jednak wylądowałam aby tego czegoś nie przestraszyć. Ruszyłam przed siebie ostrożnie stawiając kroki. Gdy byłam już blisko z wysokiej trawy wyłoniło się zwierzę. Z wyglądu przypominało młodą łanię. Przestraszona zrobiłam krok w tył, a zwierzę podeszło jeszcze bliżej. Miało niezwykle brązowe oczy. Jej spojrzenie było magnetyczne, nie mogłam oderwać od niego wzroku. Podniosłam ręke i zrobiłam krok w przód. Sarna wystraszyła się i cofnęła się o kilka kroków.Po chwili zaczęła uciekać. Sama nie wiedziałam czemu, ale ruszyłam za nią. W tym zwierzęciu było coś co mnie przyciągało. Mknęłam przez środek pola nie patrząc pod nogi tylko na zwierzę przed sobą. W końcu przez swoją nieostrożność potknęłam się i upadłam na twarz. Pomyślałam, że sarna pewnie już uciekła i nie ma sensu już jej gonić. Leżałam tak chwilę aż poczułam lekki dotyk na głowie. Powolutku uniosłam głowę i zobaczyłam przed sobą sarnie oczy.

Podniosłam się powoli, żeby znowu jej nie przestraszyć i uśmiechnęłam się. Zwierze przez chwilę przyglądało mi się swoimi niezwykłymi oczami i niespodziewanie do mnie podeszło. Czułam niezwykłą moc bijącą od niego. To było coś... czego nie mogłam określić tego przy pomocy słów. To było takie uczucie jakbym... używała mocy ziemi. Cała energia bijąc od niej kojarzyła mi się z ziemią. Gdy była kilka centymetrów ode mnie poczułam zapach świeżo skoszonej trawy, smak owoców, miękkość gleby zaraz po deszczu. To było niesamowite. Potem zrobiło się jeszcze lepiej. Gdy sarna dotknęła swoim miękkim pyszczkiem mojej dłoni poczułam jakbym stała się jednością z ziemią. Tak samo kiedy używałam swojej mocy, ale to uczucie było silniejsze. Wypełniało mnie. Miałam wrażenie jakby jakiś fragment w mojej duszy wskoczył na swoje miejsce. Pogłaskałam zwierzę po główce i szeroko się do niej uśmiechnęłam. To musiało coś znaczyć. To nie mógł być zwykły sen. Ta sarna, ona musiała być jakimś symbolem. Coś się zmieniło. Czułam to. Zwierzę popchnęło moją dłoń w stronę lasu. Wstałam i ruszyłam za nią. Po kilku minutach stałyśmy przy małym jeziorku. Sarna podeszła do niego i zaczęła pić. Usiadłam i patrzyłam na nią. Z upływem czasu zobaczyłam, że wszystko przede mną się rozmywa. Zanim wszystko zniknęło zdążyłam zobaczyć, że sarna podniosła głowę a nad nią pojawiła się jakiś gryzmoł. Zaraz. To była runa.

Nagle poczułam, że leżę na czymś miękkim, ale to nie był materac łóżka. Otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Rozejrzałam się dookoła siebie i aż jęknęłam. Nie byłam w zamku, tylko na jakimś polu! Wstałam i nagle mnie oświetliło. Łąka na której się znajdowałam, była identyczna jak ta z mojego snu! Uszczypnęłam się w rękę aby upewnić się, że nie śnię. Zabolało. Super, czyli nie spałam. Odwróciła m się i w oddali zobaczyłam Airlock. Czekał mnie mały spacer do domu. Ale nie to mnie przeraziło. Tylko to jakim cudem się tu znalazłam.

-No nie, lunatykuję ! Super! Pewnie znowu wejdę Rafaelowi do pokoju w środku nocy!


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`

Witajcie ! Jest już późno, a jutro POCZĄTEK ROKU SZKOLNEGO !!!!!  Jest 22:30 i to są ostatnie godziny wakacji ! :C Uczcijmy je chwilą ciszy... Wakacje 2014 [*] !

Ehhh, ja nie chcę ! :C A jednak z drugiej chcę! Jezu, ale jestem porąbana O.o

Ale wracając do tematu ! Serdecznie przepraszam za wszystkie błędy, a już szczególnie za przecinki ! To jest dla mnie coś czego nie mogę ogarnąć!

No więc jestem bardzo ciekawa co sądzicie o tych moich wypocinach ! Szczerze, uważam , że ten rozdział jest straszny... prawie nic  nie wyszło... Ale, okey, sami osądzicie! No i jedna bardzo ważna sprawa !  Powstało coś takiego jak PYTANIE DLA BOHATERA i mam nadzieję, że tym razem pojawią się jakieś zapytania! Serio, nie bójcie się pytać ! no więc, tak na koniec, bo jutro nie wstanę... 

1. Jak podoba Wam się postać Tarlona ?

2. Co sądzicie o Clarie i Luke'u?

3. Jak Wam się podobał sen i jego koniec ? :D

Liczę na chociaż kilka szczerych komentarzy !

Pozdrawiam,  Asikeo( Mużyński Ogórek xD )

PS. Czytasz=komentujesz ! Proszę chociaż kilka słów ! :*




4 komentarze:

  1. No nareszcie nowy rozdział! Już się bałam, że nas porzuciłaś :D. Mam nadzieję, że na kolejną notkę nie każesz nam tyle czekać.
    W każdym razie. Rozdział bardzo fajnie mi się czytało i jestem wniebowzięta faktem, że wstawiłaś tutaj kawałek tekstu z perspektywy Luke'a :D. Z chęcią bym przeczytała jeszcze jakiś fragment z jego punktu widzenia :D.
    Nie lubię Tarlona. Rozumiem, że chce nauczyć Clarie posługiwania się ogniem, ale w taki sposób? I jeszcze ta walka... Przynajmniej Clarie nie pozostała mu dłużna :D. Ale współczuję trochę Tarlonowi. Strata żony i nienarodzonego dziecka musiała być dla niego bardzo bolesna.
    I jeszcze ten sen Clarie... Jakim cudem znalazła się z dala od zamku? Czyżby to była sprawka Darkboy'a (o którym wciąż za wiele nie wiemy, nad czym naprawdę ubolewam)? Niecierpliwie wyczekuję na kolejny rozdział. Pozdrawiam i życzę weny :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmm po pierwsze poruszyła mnie historia Tarlona. Bardzo. Musiał potwornie cierpieć tracąc ukochaną i nienarodzone dziecko. Mimo wszystko jednak, nie lubię go. Okej jest wymagającym nauczycielem ale wszystko ma swoje granice ? Co zrobi następnym razem. To okropne jak się zachował ! To absolutnie nie do przyjęcia ! Co do Lukea i Claire... Czy oni zamierzają kiedyś wyjść z sypialni, czy potrzebują specjalnej zachęty ? Rzeczywiście ją wszyscy chcą zabić, a on biedny tylko przy niej czuwa. Są naprawdę przesłodką parą. Sen podobał mi się bardzo, był kapitalny. Naprawdę wspaniale go opisałaś. Tylko kurcze jakim cudem Claire znalazła się poza zamkiem ? Rzeczywiście lunatykuje ? Czy może to sprawka Darkboy'a ? Fantastycznie mi się czytało. No okej. Życzę weny i oczywiście czekam na następny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć i czołem kluski z rosołem!
    Więc, mój komentarz jest mocno spoźniony, przepraszam za to...zaraz...coś mi się nie zgadza...ach już wiem...
    CZEMU SKOŃCZYŁAŚ W TAKIM MOMENCIE, ZABIJĘ CIE ZA TO JAK MOGŁAŚ.
    AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!
    KRÓLIKI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!BUŁKI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!OGÓRKI!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!LUKE W POKOJU CLARIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!AAAAAAAAAAAAAAAAA
    Nara

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, dawno mnie tu nie było XD Jak zwykle dodaje komentarz 4 miesiące po opublikowaniu rozdziału ._.
    Nadrobiłam trochę zaległości na twoim blogu i muszę przyznać, że akcja się nieźle rozkręca :D
    Fufufufu, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału c:
    Co do Darkboya, to go nawet lubię (tak wiem, mam dziwny gust ;x). Uwielbiam takie tajemnicze postaci, dlatego cieszę się, że kogoś takiego dodałaś :>
    No i oczywiście, rozdział zakończony w najmniej odpowiednim momencie ;-; Co się właściwie stało?
    A jeśli chodzi o częstotliwość dodawania rozdziałów, to mam dokładnie ten sam problem, więc się nie przejmuj ;P Chociaż ostatnio dodałam pierwszy rozdział, w końcu się doprosiłaś XD Pewnie już nawet nie pamiętasz, co było w prologu, ale mniejsza ;)
    I jeszcze jedno: DODAWAJ KOLEJNE ROZDZIAŁY, BO WRESZCIE SIĘ ROBI CIEKAWIE!! ASLJGHFKSDYFASYGFUASFKDVHJDS
    Ekhm, no to cześć :3

    OdpowiedzUsuń