Ten rozdział dedykuję Pielgrzymowi, która miała wczoraj urodzinki. Przepraszam, że nie zdążyłam wstawić tego wcześniej :*
Muzyka
Ciemność. Wszędzie dookoła mnie panuje mrok. Jestem zdana na jego łaskę, ponieważ nie mogę się ruszyć. Nie wiem jak długo tu jestem. Próbowałam krzyczeć, uciec, znaleźć jakieś wyjście, ale to jest nie możliwe. Nagle poczułam dotyk na swojej ręce. Chwilę potem pojawił się ból i okropny hałas. Chciałam zatkać uszy, ale moje ciało było nieruchome. Łzy zaczęły płynąć z moich oczu. Nagle wszystko zaczęło jaśnieć. Przed moimi oczami pojawił się dobrze już mi znany las. Upadłam na ziemie i poczułam ból w plecach, ale jego mogłam już znieść. Był lepszy niż ten wcześniejszy. O ile można mówić, że jakiś ból jest lepszy. Jednak to się dla mnie nie liczyło. Ważne było, że w końcu mogłam się ruszać. Cierpienie i mrok dookoła mnie zniknął. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i rozejrzałam się dookoła. Jak zawsze wszędzie rosły powyginane w przeróżne kształty drzewa, a między nimi leżały kamienie różnej wielkości. Wstałam lekko się chwiejąc, lecz daleko nie zaszłam. Po kilku krokach zostałam przyciśnięta czyimś ciałem do najbliższego drzewa. Nie mogłam złapać oddechu, bo ręka nieznajomego ściskała moje gardło. Podniosłam głowę i napotkałam oczy Darkboy'a. Zaczęłam się wyrywać, ale on nie odpuszczał. Patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem i w ostatniej chwili kiedy myślałam, że się uduszę, puścił mnie. Osunęłam się na kolana krztusząc się i łapiąc łapczywie powietrze. Chwilę potem podniósł mnie i zamknął moje usta pocałunkiem. Próbowałam się od niego uwolnić, ale on wpijał się w moje usta jeszcze mocniej. Chwycił moje nadgarstki i kontynuował pocałunek, mimo moich protestów. Kiedy skończył podniosłam rękę aby uderzyć go w twarz, ale on ją złapał i zaczął się ze mnie śmiać.
-Co, nie podobało Ci się?-zapytał kpiącym głosem.
-Co ty sobie wyobrażasz?-zapytałam wkurzona.
-Bardzo dużo rzeczy związanych z tobą. Chociaż nie wszystkie są cenzuralne.-powiedział jednocześnie rozkładając swoje czarne skrzydła. Na chwilę odebrało mi mowę.
-Jak śmiesz! Niby kim ty jesteś? Powiedz mi w końcu!-krzyknęłam. On w tym czasie wzbił się w powietrze, uciekając przede mną. Bez zastanowienia ruszyłam za nim. Uwolniłam skrzydła i uniosłam się do góry. Na chwilę straciłam go z oczu i przez to nie zauważyłam jak podleciał do mnie od tyłu.
-Jestem twoją przyszłością.-powiedział mi do ucha i złapał za rękę. Zaczął ciągnąć mnie do góry i potem gwałtownie odrzucił od siebie. Chciałam do niego podlecieć i strzelić mu w twarz, ale powstrzymały mnie ciemne macki płynące w moją stronę. Krzyknęłam i zaczęłam uciekać, ale one mnie dogoniły. W ciągu chwili byłam owinięta w ciasny kokon z którego nie mogłam się wydostać.
-Pomóż mi-wrzasnęłam błagalnie do chłopaka, ale on zaczął się ze mnie śmiać.
-Chyba sobie żartujesz. Jeśli ci pomogę niczego się nie nauczysz.
-Co? Niby czego mam się uczyć ?-powiedziałam zdezorientowana nadal walcząc z mackami.
-Spróbuj uwolnić się przy pomocy swoich mocy.
-Ale ja nie umiem ich kontrolować.
-Jasne. Gadasz rzeczy z dupy wzięte. A niby kto ocalił wszystkich na balu twojego brata?-zapytał patrząc na mnie jak na idiotkę.
-Skąd...skąd o ty wiesz?-zapytałam przerażona. Czyli to jednak prawda. On istnieję naprawdę. To nie był żaden mój wymysł, tylko czysta prawda.
-To nie jest teraz ważne. Skup się na ucieczce z tej sieci, bo ona niedługo ściśnie się tak, że nie będziesz mogła wziąć nawet jednego oddechu.
-Nie umiem. Proszę wypuść mnie.
-Skoncentruj się na powietrzu dookoła ciebie. Poczuj je i wykorzystaj aby uciec.
-Ale...
-Zrób to !-huknął groźnie. Przestałam się szamotać i zamknęłam oczy. Zrobiłam to co mi kazał. Przez pierwsze minuty nic nie słyszałam i kiedy chciałam już zrezygnować w końcu udało mi się. Dookoła mnie wiał delikatny wiaterek na który nie zwracałam do tej pory uwagi. Usłyszałam go i poczułam i co dalej? Westchnęłam i pomyślałam aby powietrze dookoła mnie zmieniło się w mały wir. Otworzyłam oczy i ze zdziwienia otworzyłam szeroko usta. Przed moją twarzą kręciło się małe tornado. Nie mogłam uwierzyć. Udało mi się ! Chciałam podskoczyć z radości, ale właśnie w tym momencie przypomniałam sobie gdzie jestem. Skupiłam się na powietrzu tuż przy mnie i pomyślałam aby rozerwało kokon w którym się znajdowałam. Chwilę potem byłam wolna. Przez moment oszołomiona unosiłam się w powietrzu ściągając z siebie resztki macek, które przyczepiły się do moich włosów i ubrań. Następnie spojrzałam na Darkboy'a, który wisiał w powietrzu niedaleko mnie uśmiechając się jak jakiś człowiek, który zjadł za dużo ogórków.
-Wiedziałem, że ci się uda.-stwierdził podnosząc rękę, a macki popłynęły do jego dłoni i zniknęły.
-Co ty sobie myślisz?! Najpierw chcesz mnie udusić, całujesz mnie a potem zamykasz w jakimś kokonie z cieni! Kim, ty do cholery jesteś?
-Już ci mówiłem. Jestem twoją przyszłościom.
-Przestań, bo to już mnie denerwuję!
-Lubię, kiedy się denerwujesz.Wyglądasz wtedy tak seksownie.
-Czy ty się dobrze czujesz człowieku?
-Jak najbardziej. Zwłaszcza, że ty tu jesteś.-powiedział podlatując do mnie i biorąc w objęcia.
-Nie dotykaj mnie!-krzyknęłam wyrywając się.
-Nie potrafię już dłużej wytrzymać. Pragnę Cię.-wymruczał mi do ucha i znowu pocałował.
-Przestań-wrzasnęłam wyswobodzając się z jego uścisku.
-Przecież tego chcesz.
-Nie, nie chcę. Nie wiem co ty robisz w moich snach, ale masz się z nich wynosić!
-Jeszcze zobaczymy-powiedział a jego oczy złowrogo zabłysnęły. Chwycił mnie za gardło i zaczął pchać ku ziemi. Zaczęłam się wyrywać, ale nie mogłam nic zrobić. Był silniejszy ode mnie. Szarpałam się, drapałam go po rękach i krzyczałam, ale on nie puszczał. Myślałam, że znowu chcę mnie wystraszyć, ale jednak myliłam się. Tuż przy ziemi wyszeptał mi kilka słów.
-Jeszcze się zobaczymy. Jeśli nie we śnie to w rzeczywistości.-powiedział i w tym samym momencie uderzyłam w twardą powierzchnię. Poczułam ogromny ból i nagle się obudziłam. Przez ten koszmar gwałtownie się podniosłam krzycząc ze strachu. Łzy leciały mi strumieniami po policzkach, a ja nie wiedziałam gdzie się znajduje. Chwyciłam się za szyje i zaczęłam łapczywie łapać oddechy. Za chwile był przy mnie Luke i moja rodzina.
-Spokojnie,Clarie. To tylko koszmar. Ciii-uspokajał mnie Luke delikatnie kołysząc. Przylgnęłam do niego i płakałam nadal przerażona. To było okropne. Przez chwilę miałam wrażenie jakbym umierała. Przez następne kilka minut nie mogłam oderwać się od Luke'a.
-On...Ja myślałam, że umieram. To było okropne...-załkałam.
-Już dobrze, kochanie. Jesteś bezpieczna-wyszeptał mi do ucha Luke. Powoli podniosłam wzrok i popatrzyłam mu w oczy. Widziałam w nich troskę i miłość. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszego chłopaka.
-Clarie, jak się czujesz?-usłyszałam głos mamy. Przekręciłam głowę w bok i zobaczyłam ją jak siedzi na fotelu obok mojego łóżka, a tuż za nią stoi tata patrząc na mnie z ulgą.
-Jestem strasznie zmęczona.-powiedziałam odrywając się od chłopaka.
-Tak bardzo się martwiliśmy. Byłaś nieprzytomna przez pięć dni. Nie mogliśmy Cię dobudzić i myśleliśmy...-powiedziała i nagle głos jej się załamał.
-Myśleliśmy, że cię stracimy. Byłaś jeszcze słaba, a jednak udało Ci się użyć swoich mocy aby się obronić. To zabrało Ci wszystkie siły, Clarie...-dokończył za nią tata, ale sam nie mógł dalej mówić.
-Moja głowa. Ja...-powiedziałam łapiąc się za głowę. Ból pojawił się niespodziewanie.
-Zawołać Fairen'a? Może da ci coś przeciwbólowego.-zapytała mama patrząc na mnie z troską.
-Nie trzeba. Po prostu muszę odpocząć.
-Śpij. Zostanę z tobą.-stwierdził Luke kładąc mnie na poduszkach.
-Ale jeśli on wróci?! Ja nie mogę...-krzyknęłam przerażona i znowu przylgnęłam do Luke'a.
-Spokojnie. Kiedy zauważę, że coś jest nie tak obudzę cię, zgoda?
-Luke, ja się boję.
-Jestem tu z tobą. Nic ci się nie stanie. To tylko złe sny.-mówił gładząc mnie po głowie.
-Luke-załkałam. Kilka minut później usnęłam.
Cztery tygodnie później...
Tego ranka obudziłam się strasznie zmęczona. Wczorajsze szkolenie mnie wykończyło. Wieczorem po jego zakończeniu bez zastanowienia przyszłam do pokoju i od razu położyłam się spać. Wczoraj Luke'a nie było ze mną, ponieważ musiał zostać w Rivenii aby pomóc swojemu ojcu. Do tej pory nie mogłam rozszyfrować Anerona. Początki naszej znajomości były dosyć specyficzne. Bo w końcu prawie przez niego umarłam, ale potem on uratował mi życie. To nie dawało mi spokoju. Nie rozumiałam dlaczego to zrobił. Luke powiedział mi, że jego ojciec był wspaniałą osobom godną naśladowania. Dopiero klątwa rzucona na jego ukochaną tak go zmieniła. Stał się bezduszną bestią dążącą do swojego celu po trupach. Nie obchodziło go nic poza znalezieniem ratunku dla swojej żony. Przestały się dla niego liczyć nawet własne dzieci, które zaczął ignorować. Przez te wszystkie lata kiedy ja byłam na ziemi on z każdym dniem coraz bardziej tracił rozum. Zachowanie Anerona jest dla wszystkich jedną wielką zagadką. Możliwe, że dla niego samego również...
Poprzedniego dnia trenowałam panowanie nad ziemią. Lubię zajęcia z Rinevrą, ale ona zawsze wyciśnie ze mnie wszystkie poty. Co nie zmienia faktu, że dzięki niej jestem coraz lepsza. Przez ostatnie tygodnie zaczęłam szkolenia mające na celu pomoc w opanowaniu moich mocy. Szybko nauczyłam się nad nimi panować, ale potrzebowałam wielu ćwiczeń aby dojść do perfekcji. Wczoraj Rinevra uczyła mnie jak siłą woli tworzyć pociski ziemne i wyczuwać wibracje ziemi.
-Musisz stać się jednością razem z ziemią. Wtedy poczujesz nawet najdelikatniejsze drgania, które mogą sygnalizować przybycie wroga.-powiedziała kobieta. Mogła mieć około czterdziestu lat nie więcej. Była bardzo energiczną osobą o złotych lokach zazwyczaj związanych w koński ogon. Miała trójkątną twarz z wyraźnie zarysowanym podbródkiem, niewielkim nosem i zielonymi oczami, którymi umiała wyłapać nawet najmniejszy ślad. Całe jej ciało było umięśnione po latach ćwiczeń, ale to nic nie zmieniało. Była naprawdę piękna. Większość kobiet z Estralionu zazdrościła jej urody. Wiele osób zmylił jej wygląd. Myśleli, że mają do czynienia ze słabą kobietą, która nie umie walczyć. Jednak w krótkim czasie przekonywali się jak bardzo się mylili. Przez te kilka tygodni ćwiczeń przekonałam się jaka jest naprawdę. Z pozoru wydaję się być zamknięta w sobie. Jednak kiedy lepiej się ją pozna odkrywa się, że to energiczna i żartobliwa osoba, która musi najpierw poznać człowieka zanim się przed nim otworzy. Niewiele osób wie jaka naprawdę jest Rinevra. Dlatego naprawdę się cieszyłam kiedy dołączyłam do tego grona.
-Ale niby jak mam to zrobić?-zapytałam zdezorientowana i lekko się przygarbiłam.
-Nie myśl. Poczuj to i nie garb się !
-Ehh, niech ci będzie.-zamknęłam oczy i się wyprostowałam. Zaczęłam głęboko oddychać i wsłuchałam się w bicie własnego serca. Zwykle pomagało mi to bardziej się skupić. Wszystko momentalnie zwolniło. Bicie mojego serca zrównało się z moim oddechem i już wiedziałam, że mi się udało. Czułam najmniejsze drżenie podłogi. Każdy ruch w pałacu. Wszystko. Rinevra zauważyła to, podeszła do mnie i zawiązała oczy przepaską.
-Teraz będziesz musiała mnie trafić czując moje ruchy. Ale uważaj ja też czasem będę Cię atakować, dlatego musisz być czujna.
-Dobra. Zaczynajmy.-powiedziałam i wypuściłam ze świstem powietrze jednocześnie przyjmując pozycję bojową. Stanęłam w rozkroku uginając lekko kolana i rozluźniłam ręcę. Podniosłam jedną dłoń i siłą woli ukształtowałam kule z ziemi. Wsłuchałam się w wibracje i wycelowałam w miejsce gdzie były najsilniejsze, czyli tam gdzie stała Rinevra. Pocisk poleciał dokładnie gdzie chciałam kiwnęłam ręką i kamien leżący na sali poleciał w stronę nauczycielki. Cała sala była specjalnie przygotowana do tych zajęć. Tak samo jak każda inna. Wystrój zależał od mocy którą ćwiczyłam. Tamtego wieczoru byłyśmy w sali, która była pełna ziemi i kamieni rozrzuconych po niej. Było o idealne miejsce na takie ćwiczenia. Przez kilka następnych chwil rzucałam w Rinevrę przeróżnymi rzeczami zaczynając na grudach ziemi, a na kamieniach kończąc. Nauczycielka wymijała moje pociski albo je rozbijała. Gorzej było kiedy ona atakowała mnie. Nie widziałam rzeczy lecących w moim kierunku, dlatego często obrywałam.
-Nie patrz oczami, ale umysłem. -powiedziała do mnie jednocześnie rzucając kawałkiem skały.
-Że co?! Auć-wrzasnęłam z ból, kiedy dostałam w głowę.
-Postaraj się wyczuć pociski lecące w twoją stronę.
-Jak ja to mam do cholery zrobić?-krzyknęłam i od razu dostałam znowu po głowie. Rinevra nie lubiła jak ktoś przeklinał. A zwłaszcza kobiety. Sądziła, że to nie odpowiednie słownictwo dla nich.
-Przestań się denerwować i zachowaj spokój. No i nie przeklinaj !
-Dobra.-odpowiedziałam zrezygnowana pocierając bolącą głowę.
Wzięłam głęboki oddech i nasłuchiwałam. Miałam nie patrzeć oczami tylko umysłem. Tak się w ogóle da? Myślałam gorączkowo. W końcu stwierdziłam, że to bez sensu i wzięłam głęboki oddech. Czułam wibracje spowodowane krokami nauczycielki i skały, którą podniosła aby mnie nią uderzyć. Stałam nieruchomo dopóki pocisk nie znalazł się kilka centymetrów ode mnie wtedy zrobiłam gwałtowny zwrot unikając uderzenia. Rinevra widząc to zaczęła atakować z coraz to większą częstotliwością. A ja uciekałam, robiłam uniki i zwroty, ale nic mnie nie trafiło. Z każdym kolejnym ominiętym pociskiem było coraz łatwiej. Zaczęłam odczytywać każdy następny ruch mojej przeciwniczki. Czułam prawie nie wyczuwalne wibracje kawałków ziemi lecących w moim kierumku i je omijałam. Dla osoby patrzącej na to z boku mogło to wyglądać jak jakiś dziwny taniec. Kiedy byłam już cała lepka od potu nauczycielka przestała do mnie strzelać. Obie usłyszałyśmy ciche oklaski.
-Możesz już zdjąć opaskę. Jak na razie to koniec. Świetnie Ci dzisiaj poszło.-powiedziała kobieta podchodząc do mnie. Rozwiązałam chustę z tyłu a ona sama spadła.Przez chwilę nic nie widziałam oślepiona jasnym światłem.
-Dzięki. Padam z nóg. Jest tu jakaś woda?-zapytałam spragniona. Przez to wszystko strasznie chciało mi się pić.
-Ależ oczywiście.-odezwał się znajomy głos i chwile potem byłam cała mokra.
-Nie o to mi chodziło Lanomio, ale dziękuję.-powiedziałam do kobiety stojącej w progu. To ona wcześniej nam klaskała. Ciekawe jak długo tam stała...
-Trochę wody dla ochłody, kochanie.-powiedziała uśmiechając się do mnie.
-To zawsze lepsze od tornada do którego wrzucił mnie kiedyś Dirkes.
-Ach, prawda. Strasznie się wtedy poobijałaś. Moment, ale nie przyszłam tu tylko aby oblać Cię wodą.
-Więc, czym zasłużyliśmy sobie na twoje odwiedziny?-zapytała Rinevra.
-Chciałam powiedzieć Claries, że jutro ma ćwiczenia ze mną zamiast Tarlonem.-powiedziała patrząc się na mnie z sympatią.
-Dlaczego nie z nim?-zapytałam podejrzliwie. Jak znam Tarlona na pewno coś dla mnie szykuję. Nie polubiłam go od samego początku. Na pierwszych zajęciach z nim wróciłam do pokoju cała oparzona. Nienawidziłam ćwiczeń, które prowadził. Zawsze coś mi się na nich działo, więc odetchnęłam z ulgą kiedy usłyszałam o zmianie.
-Nie wiem, kochanie. Powiedział mi tylko żebym poprowadziła zajęcia w zastępstwie za niego.
-Nie cieszysz się?-zapytała podejrzliwie Rinevra. Ona i inni nauczyciele wiedzieli o wrogości pomiędzy nami.
-Cieszę, ale już się boję co przygotuję na nasze lekcje. Mam ciarki na samą myśl o tym.-powiedziałam wzdrygając się.
-Spokojnie, Claries. Na pewno nie będzie tak źle.-powiedziała Lanomia. Tylko ona tak na mnie mówiła. Dodawała literę "s" do Clarie. Nawet fajnie to brzmiało zwłaszcza kiedy ona to wypowiadała swoim cienkim głosikiem.
-Ehh, zobaczymy. Na razie jedyne o czym marzę to pójście spać.-powiedziałam i ruszyłam do swojej sypialni.
-Dobranoc-usłyszałam jeszcze za sobą. No i tak minął mój wczorajszy dzień. Inne podobnie. To zależało z kim miałam trening. Ale praktycznie przez ostatnie trzy tygodnie wracałam do łóżka wykończona, poobijana lub ranna.
Wstałam i poszłam do łazienki umyć się po wczorajszym treningu, ponieważ wczoraj nie miałam na to siły. Miłym zaskoczeniem w Airlock były łazienki, które nie różniły się bardzo od tych na ziemi. Co prawda tutaj zamiast plastiku używano kamienia, ale to nie miało znaczenia. Od razu weszłam pod prysznic, który o dziwo tu był. Za pierwszym razem spodziewałam się wiadra z zimną wodą i kawałka szarego mydła. Nie mogłabym opisać swojego szczęścia kiedy odkryłam, że w zamku jest kanalizacja. Dowiedziałam się również od Fairen'a, że niektóre rzeczy zostały sprowadzone z ziemi. Co prawda ludzie tutaj nie używali prądu, bo mieli do dyspozycji swoje moce, ale radzili sobie równie dobrze co mieszkańcy ziemi. Po zmyciu z siebie całego brudu wróciłam do sypialni i ubrałam się w białą koszulę, spodnie i kamizelkę. Mimo, że byłam księżniczką nie lubiłam chodzić w falbaniastych sukniach tak jak moja mama. Moje zdanie podzielała Rosalie. Kiedy byłam już całkiem ubrana i uczesana poszłam na śniadanie. Po pokonaniu kilku korytarzy i schodów byłam na miejscu. Zobaczyłam rodziców siedzących przy stole, którzy gorliwie o czymś dyskutowali.
-Cześć-przywitałam się, ale oni nie zwrócili na mnie najmniejszej uwagi. Pomachałam do nich siadając, ale oni nadal nie reagowali. W końcu wkurzyłam się i powiedziałam.
-A właśnie czy Luke już wam mówił? Będziecie dziadkami za dziewięć miesięcy.-powiedziałam smarując chleb masłem.
-Co?!-wrzasnęli jak oparzeni i natychmiast odwrócili się w moją stronę.
-O, czyli jednak mnie słuchacie?
-Clarie, czy ty mówiłaś to na prawdę?-zapytała spanikowana Meriolis.
-Oczywiście, że nie ! Chciałam zwrócić waszą uwagę, bo odkąd weszłam do sali nie zwróciliście na mnie uwagi.
-Och, przepraszamy. My po prostu rozmawialiśmy o traktacie z Handercross.
-Kochanie, proszę nie rób czegoś takiego więcej. Prawie dostałam zawału.-powiedziała mama wachlują twarz.
-Nie cieszyłabyś się z wnuków?-zapytałam podejrzliwie śmiejąc się w duchu.
-Oczywiście, że byśmy się cieszyli, ale chyba jeszcze na to za wcześnie, prawda?-zapytał tata.
-Witam, na co za wcześnie jeśli mogę wiedzieć?-odezwał się Luke. Zajął miejsce obok mnie i dał całusa na powitanie.
-Na wasze dzieci.-odpowiedziała moja matka.
-Aha... zaraz nasze co ?Clarie czy ja czegoś nie wiem?-zapytał i zakrztusił się sokiem, który pił.
-Czyli wy to robiliście! -wrzasnęła moja mama.
-Że co?! Oczywiście, że nie!- krzyknęliśmy jednocześnie.
-Jakoś wam nie wierzę.
-Mamo, czy ty się dobrze czujesz?-wrzasnęłam zdenerwowana. Znowu ten temat. Po co ja go zaczynałam.
-A dlaczego ma się źle czuć?-zapytała Rosalie, która razem z Rafaelem przyszli na śniadanie.
-Nie ważne. Skończmy ten temat.
-Nie chcę być tak wcześnie babcią.
-Mamo, proszę. Koniec tematu. Nic nie robiliśmy i nie mamy tego w planach.
-To nigdy nie jest w planach.-powiedział cicho tata, ale i tak wszyscy go usłyszeli.
-Perikulusie !
-Clarie ma rację. Lepiej skończmy o tym rozmawiać.
-Ale...-znowu zaczęła.
-Mamo !-wrzasnęliśmy razem z Rose i Rafaelem.
-Dobrze już się nie odzywam.-powiedziała na koniec.
Później zaczęliśmy rozmawiać o codziennych sprawach i rozeszliśmy się do swoich zajęć. Do piętnastej miałam czas wolny. Mogłam robić co chciałam. Dzisiaj nie miałam zajęć o historii Estralionu, ponieważ Merian musiał udać się do innego zamku po ważne księgi. Postanowiłam poświęcić ten czas aby posiedzieć w bibliotece. Poszłam do działu gdzie znajdowały się księgi z ziemi i wybrałam " Mechanicznego anioła" autorstwa Cassandry Clare.
Po przybyciu do Estralionu poprosiłam rodziców aby sprowadzili mi trochę książek z ziemi. Spełnili moją prośbę i dzięki niej w królewskiej bibliotece powstał z nimi nowy dział z którego tylko ja korzystałam. Po jakiś dziesięciu minutach dołączył do mnie Luke, który usiadł koło mnie i zaczął czytać swoją lekturę. Siedzieliśmy tak oparci o siebie dobre dwie godziny aż w końcu oderwałam się od książki. Czasami nie potrzebowaliśmy słów żeby się porozumieć. Wystarczała nam nasza obecność. Na ziemi czytałam wiele książek o tematyce fantasy jednak " Mechaniczny anioł" spodobał mi się najbardziej. Pokochałam tą książkę od pierwszych stron. A postacie takie jak Will Herondale, Tessa Grey i Jem Carstais zapamiętam do końca życia.
-Jak poszedł Ci wczorajszy trening?-zapytał Luke przerywając czytanie.
-Nawet dobrze, ale byłam po nim strasznie wykończona.
-Rinevra jest wymagająca, ale dobra z niej nauczycielka, prawda?
-Lepszej nie mogłam sobie wymarzyć.-powiedziałam przytulając się do niego.
-A dzisiaj z kim masz szkolenie? Tarlonem?-zapytał przytulając mnie.
-Nie. Podobno coś mu wyskoczyło i zamienił się terminem z Lanomią.
-To chyba dobrze? Nie będziesz musiała się dziś nim przejmować.-powiedział i odgarnął mi z czoła zabłąkany kosmyk włosów.
-Chyba wolałabym mieć ten trening dzisiaj niż jutro. Jak znam Tarlona wymyśli coś strasznego.
-Na razie nie powinnaś się nim przejmować. Skup się na treningu z Lanomią.
-Wiem, ale już boje się jutra.
-Nie martw się. Wierzę w ciebie.-powiedział i pocałował mnie delikatnie.
-Powinieneś to robić częściej.-stwierdziłam i oddałam mu pocałunek.
-Chyba masz rację. Może zacznę od zaraz?-zapytał i powtórzył pocałunek.
Po obiedzie na który poszliśmy razem nadszedł czas na szkolenie. Lanomia to wyjątkowa osoba. Każdy w Estralionie ją zna. Jest prawdziwą mistrzynią w panowaniu na żywiołem wody. Mimo, że zdaje się być niewielkiej postury w rzeczywistości jest bardzo silna. Swoje rude włosy zazwyczaj zaplata w długi warkocz sięgający do połowy pleców. Jej zielone oczy przyciągają wielu mężczyzn, którzy zostają odprawieni z kwitkiem. Lanomia jest bardzo piękna, ale nadal nie zamężna. Jej celem w życiu jest poznawanie świata i pomaganie innym. Nauczycielka jest bardzo młoda, ponieważ ma dopiero dwadzieścia dwa lata. Do tej pory poświęcała swój czas na doskonalenie swoich mocy i pomoc innym. Dzięki latom ćwiczeń, które zaczęła już jako małe dziecko stała się prawdziwą mistrzynią w bardzo krótkim czasie. Wszyscy jej zazdrości. Nawet za bardzo... Wiele osób dziwiło się, dlaczego tak piękna młoda kobieta nie ma męża, ale nie zna całej jej historii. Kiedy Lanomia kończyła swoja edukację już wtedy miała bardzo dobrze opanowane moce. Wiele osób ją podziwiało, lecz niestety kilka jej nienawidziło. Nie wierzyło w jej szczerość i wieczna radość. Twierdzili, że to tylko na pokaz i, że w rzeczywistości jest fałszywą sukom, która tylko udaję przed innymi. Do tego zazdrościli jej umiejętności. Dlatego pewnego wieczoru kiedy wracała z zajęć porwała ją grupka mężczyzn i okrutnie skrzywdziła. Lana przez długi czas nie mogła dojść do siebie po tych wydarzeniach. Spakowała swoje rzeczy i wyjechała. Nie mogła żyć w miejscu, które przypominało jej o tamtym okropnym zdarzeniu. Mimo tego, że sprawców srogo ukarano. Podczas swojej podróży doskonaliła swoje zdolności i wkrótce cały Estralion ja znał. Na każdym kroku starała się pomagać innym. Po kilku latach odzyskała dawną radość z życia, lecz nie zapomniała o swojej przyszłości. Dlatego do tej pory nie wierzy żadnym mężczyzną. Po prostu nie może po tym co ją spotkało. Opowiedziała mi swoją historię kiedy podczas jednej lekcji nic mi nie wychodziło i chciałam się poddać. Powiedziała mi wtedy, że w życiu nigdy nie wolno się poddawać. To normalne, że czasem przegrywamy, ale po klęsce trzeba się podnieść i żyć dalej. Nie możemy załamać się jednym niepowodzeniem. Musimy być silni i żyć dalej nawet jeśli jest to trudne. Po rozmowie z nią zaczęłam podchodzić do swoich treningów z większym zainteresowaniem i chęciom. Nie przejmowałam się przegraną. Ćwiczyłam cierpliwie i w końcu zwyciężałam.
-Dzisiaj popracujemy nad atakami i obroną.-powiedziała kiedy weszłam do sali i się z nią przywitałam.
-Okey to od czego zaczynamy ?-zapytałam.
-Najpierw rozgrzewka. Dwa okrążenia dookoła jeziorka, a potem ćwiczenia rozciągające. Jazda.
-Och, serio?!-krzyknęłam sfrustrowana.
-Szybko, bo zaraz będziesz miała trzy a nie dwa okrążenia.
-Już biegnę, biegnę.-powiedziałam ruszając w kierunku jeziorka. Nie wiem jak oni to zrobili, ale właśnie w tej sali znajdowało się małe jeziorko. Mogło mieć rozmiar dużego salonu w domu jednorodzinnym. Obok niego jak w każdej innej sali był plac na którym odbywała się większość walk. Kiedy skończyłam biegać i rozciągać się podeszłam do Lanomii, która stała na brzegu jeziorka.
-Skończyłam. Zaczynamy?
-Oczywiście. Najpierw spróbujmy najprostszych rzeczy. Uformuj z wody małą kule wody i podnieś ją do góry. Zrobiłam ja kazała. Potem przeszłyśmy do trochę bardziej skomplikowanych czynności, czyli tworzenia fal. Miałam wywołać fale wyższą od Lanomii.
-Prościzna.-powiedziałam zadowolona kiedy wykonałam jej prośbę.
-Dobrze jak na razie to koniec rozgrzewki. Zabierzmy się do prawdziwej roboty.
-Jestem gotowa.
-Wywołaj duży wir i wejdź w jego środek to będzie twoja linia obrony.
-Już się robi-powiedziałam jednocześnie tworząc trzy metrowy wir. Po chwili znajdowałam się już w jego centrum.
-Teraz spróbuj nie dać się zabić i mnie trafić.
-Okey...że co?!-krzyknęłam i zrobiłam unik przed pociskiem z lodu który leciał prosto w moją głowę.
-Nie gadaj tylko walcz.-powiedziała Lana wysyłając w moją stronę zamrożone pociski. Robiłam uniki, odbijałam i łapałam pociski, ale szybkość z jaką atakował mnie Lanomia była zbyt szybka i co chwile czymś dostawałam.
-Przestań patrzeć na pociski. Skup się. Stan się jednością z wodą. Musisz poczuć tę wieź inaczej nic z tego nie wyjdzie.
-Jak niby mam stać się wodą?!
-Przestań myśleć, a ci się uda.
-Jasne-powiedziałam i złapałam się za ramię w które dostałam potężnym kawałkiem lodu. Nauczycielka zmieniła taktykę i czasami posyłała w moją stronę wodne pociski, które raniły mi dłonie. Jak zawsze wsłuchałam się w bicie swojego serca i oczyściłam umysł. Poczułam otaczającą wodę i wsłuchałam się w jej szum. Chwilę potem poczułam jedność z żywiołem. Moje ruchy stały się zwinniejsze i szybsze. Zamiast odbijąc pociski przyjmowałam je i odrzucałam w nauczycielkę z większą siłom. Zaczęłam też używać wodnych ostrzy. W końcu kiedy byłyśmy zmęczone i całe w ranach przestałyśmy.
-Coraz lepiej ci idzie. -powiedziała Lana wycierając się z wody.
-Czy ja wiem. Mogło być lepiej.
-Claries, nie bądź dla siebie za bardzo wymagająca. Trenujesz dopiero od niecałego miesiąca. Nie staniesz się mistrzem w miesiąc. Do tego potrzeba czasu i chęci.
-Wiem, ale chcę pomóc matce Luke'a jak najszybciej. Tylko ja mogę to zrobić. Wtedy Luke odzyska w końcu matkę.
-Kochanie, nie możesz miec wszystkiego od razu.To przyjdzie we właściwym czasie.-powiedziała i położyła mi rękę na ramieniu w pocieszającym geście.
-Mam nadzieję-wymamrotałam.
-Na dzisiaj to chyba koniec. Musisz odpocząć przed jutrem.-stwierdziła patrząc mi w oczy ze współczuciem.
-Chyba tak.-powiedziałam bez przekonania.
-Nie przejmuj się Tarlonem. Jest wymagający, ale...
-Nie musisz mówić mi jaki jest. Wiem to.
-Claries...
-Nie musisz nic mówić. Naprawdę. Dam juro radę bez względu na to co wymyśli.
-Wierzę w ciebie, kochana.-powiedziała lekko mnie przytulając.
Pożegnałam się z nią i poszłam do swojego pokoju gdzie czekał na mnie Luke. Kiedy weszłam studiował jakieś papiery, ale gdy tylko mnie zobaczył od razu do mnie podszedł i przytulił widząc wyraz mojej twarzy.
-Coś się stało?-zapytał i zaczął szukać ran. Popatrzył zmartwionym wzrokiem na zadrapania. Chwyciłam jedną z nich i przytuliłam do policzka.
-Nie, po prostu jestem ciekawa co jutro wymyśli Tarlon.-odpowiedziałam.
-Kochanie, odpocznij po treningu. Nim będziemy martwić się później.-powiedział lekko mnie całując.
-Widzę, że wziąłeś sobie do serca moja dzisiejszą radę.-stwierdziłam nadal go całując.
-Nawet bardzo-powiedział w przerwie między pocałunkami. Luke wziął mnie w ramiona, zaniósł do łóżka i posadził sobie na kolanach przez cały czas mnie całując.
Powoli zaczęłam rozpinać jego koszule kiedy do mojego pokoju niespodziewanie weszła Rosalie.
-Clarie, nie wiedziałaś Rafaela?! Oj chyba wam przeszkodziłam.-powiedziała patrząc na nas z miną niewiniątka. Westchnęłam i oparłam głowę na piersi Luke.
-No tak troszeczkę.-odpowiedziałam marząc o tym aby sobie poszła.
-Dobra, przepraszam. Chyba rodzice niedługo doczekają się wnuków z waszymi ruchami.-powiedziała i ze śmiechem zamknęła drzwi.
-Osz ty mała, wredna...-chciałam pobiec za nią żeby jej nagadać, ale Luke złapał mnie i znowu posadził sobie na kolanach.
-Nie przejmuj się nią. To jak będzie z tymi wnukami?-powiedział całując mnie. Oparłam dłonie na jego ramionach i uśmiechnęłam się figlarnie. Potem zaczęliśmy się śmiać i przewróciliśmy się na moje łóżko jednocześnie się całując.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć i czołem kluski z rosołem :*
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: OMG!!!!!!!! Nie wiem, od czego zacząć, chciałabym napisać o wszystkim naraz, ale chyba zacznę od najważniejszego, czyli od końca.
Przy okazji przypomnij mi, żebym zabiła Cię za kończenie w takim momencie!! Jak można?!
Mogłaś opisać jeszcze trochę, jeszcze tylko troszeczkę i byłabym usatysfakcjonowana, a tak, moja zboczona część podświadomości zaczełam podsuwać mi różne wersje, co by było dalej.
Tak się zastanawiam, jak będą wyglądać dzieci Lukrie. Bo będą napewno.
I spokoju nie daje mi myśl: "Kiedy moja Asikeo stała się taka?" Przecież jak ja pisałam coś takiego, to byłaś zgorszona, a teraz sama to opisujesz?! Co przegapiłam?! A może piszesz z doświadczenia? Bo ja pisałam na podstawie książek, które czytałam, ale przecież Ty nie czytasz takich książek!!! Więc musisz pisać z doświadczenia! Tylko pytanie z kim. Mam dwa typy, chyba się domyślasz, o kogo mi chodzi :P Tak, jestem wredna! :)
Dobra, koniec tego, teraz, standardowo, wszystko po kolei.
Dziękuję za dedykację, tylko dla mnie, czuję się bardzo, ale to bardzo zaszczycona.
Rozdział mnie nie zaskoczył, wiedziałam, że będzie świetny, tylko nie spodziewałam się...takiego zwrotu akcji w niektórych momentach.
Ale okey, dlaczego nie xd
Na początku, gdy przeczytałam kilka pierwszych zdań, zaczęłam się bać. Myślałam, że Clarie znów została porwana, czy to tylko sen z Darkboy'em? Uspokoiłam się, gdy przeczytałam, że to sen, ale Darkboy mnie przeraża. Chyba nie myśli, że Clarie będzie wolała jego od Luke'a. A propos Luke'a, będę miała do niego pytanie! A nawet kilka pytań, ale to później. Ale może nie byłby taki zły, gdyby Clarie przypadkiem spróbowała połączyć go z Darcy...może coś dobrego by z tego wyszło...
Pasowali by do siebie :P
Hm... teraz trochę krytyki. Dlaczego wszystkie kobiety są piękne? To trochę nudne, każda piękna, ale niedostępna, takie masło maślane. Nie mam nic przeciwko, ale nie ma miejsca, w którym wszyscy są niezaprzeczalnie piękni i idealni, nawet w fantastycznej krainie.
Ale nie będę taka surowa, Rinevra i Lanomia zasłużyły na pochwałę, są świetnymi nauczycielkami. Dobrze, że tak surowo trenują Claries, a Tarlon... nie znam go dobrze, ale nie podoba mi się, że nie lubi Clarie. Jej nie da się nie lubić. Wszyscy ją kochają!
I wreszcie, przyszedł czas na mój ulubiony moment rozdziału: "-Czyli wy to robiliście! -wrzasnęła moja mama.
-Że co?! Oczywiście, że nie!- krzyknęliśmy jednocześnie"
Hahahahahahahahah!!!!!!!!! Nie no, to wymiata. Mamy kolejny szalony cytat:" Czyli wy to robiliście!"
Dołączy do kolekci : "Nigdy nie ufaj kaczkom"
Podsumowując, rozdział na moje urodziny rozwala system. Jestem bardzo zadowolona, czekam na więcej takich rozdziałów. Życzę duuużo weny i głupawki, bo bez tego nie powstają takie zajebiste rozdziały. Całuski :*
WiXa
Darkboy zaczyna mnie coraz bardziej intrygować. Jego postać jest tak tajemnicza, że rozbudza moją ciekawość do granic możliwości.
OdpowiedzUsuńOgólnie bardzo fajny rozdział. Cieszy mnie fakt, że Clarie rozwija swoje zdolności i jest w tym coraz lepsza. I zaczynam być naprawdę zazdrosna o Luke'a. Jest taki kochający i opiekuńczy w stosunku do Clarie... Po prostu anioł nie chłopak.
W dwóch momentach śmiałam się jak głupia. Mianowicie na człowieku, który zjadł za dużo ogórków i na:"-Czyli wy to robiliście! -wrzasnęła moja mama.
-Że co?! Oczywiście, że nie!- krzyknęliśmy jednocześnie.
-Jakoś wam nie wierzę." Ktoś ma brudne myśli :D
Pozdrawiam i życzę weny
Kim jest ten Darkboy? No, bo nie mogę się doczekać aż dowiem się kim on jest, a moja wyobraźnia podsuwa mi wiele typów. A teraz fragment.... ,,Następnie spojrzałam na Darkboy'a, który wisiał w powietrzu niedaleko mnie uśmiechając się jak jakiś człowiek, który zjadł za dużo ogórków. '' Ogórkiiii :D <3 Rozmowy Clarie i jej mamy - nie wyrabiam xd Nareszcie Clarie rozwija swoje... moce? Można to tak nazwać? Ciekawe kiedy będzie okazja do ich użycia.... Z niecierpliwością czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńDużo weny!
Wiktoria
Bardzo mi się spodobał ten rozdział
OdpowiedzUsuńI jaki długi awww
czekam na next
Zapraszam na 17
http://aquasenshi.blogspot.com/2014/08/rozdzia-17.html
Przeczytałam wszystkie rozdziały! :D
OdpowiedzUsuńrozdział XXI - Lubię to!
kiedy następny bd?
życzę weeny, pomysłów i wgl! <3
pozdrawiam, Karolinaa! <3
No ! W końcu doszłam do ostatniego opublikowanego rozdziału ! Od początku zaszło wiele zmian i widać że rozwijasz swój talent. No dobra do rzeczy ! Ten rozdział był po prostu genialny. Tyle się wydarzyło. Oczywiście Darkboy nie mógł być bardziej intrygujący i bardziej wkurzający. Naprawdę. Przez chwilę myślałam, że Claire coś się stało, a to był na szczęście znowu sen. I dobrze. Kiedy Darkboy pojawi się w rzeczywistości ? Czekam na niego i na jego imię też -.-' ;) Bardzo podobały mi się lekcje Claire, dobrze, że opisałaś jak ćwiczy. Mam nadzieję, że wkrótce nauczy się panować nad wszystkim i pomoże matce Luke'a. Może wtedy Aneron znormalnieje. ;P a właśnie czy Luke mógłbybyć bardziej słodki ? Bo więcej się chyba nie da. Normalnie odpadłam. Cudowne było też to, jak wspólnie czytali a w całym rozdziale mama Claire pobiła rekord rekordów z tym podejrzewaniem ich o robienie tego. Jak zwykle urwałaś w okropnym momencie. Jak to ty ;) No dobra tyle ode mnie. Do następnego ;)
OdpowiedzUsuń