środa, 2 lipca 2014

Rozdział XIX









 Ten rozdział dedykuję:

-Staniowi i Pielgrzymowi <3 oraz Bloody Mary ;3

 

 Muzyka



-Clarie, błagam obudź się. Usłyszałam nad sobą czyjś cichy szept. Nie chciałam się jeszcze budzić. W czasie snu mogłam robić co chciałam, nic mnie nie bolało i mogłam się trochę pokłócić z Darkboy'em. Moja inwencja twórcza względem tego przezwiska jest niezwykła. Moim jedynym pragnieniem było trochę spokoju. Jednak jak ostatnio zauważyłam to było raczej nie możliwe. Wszyscy. No może przesadziłam. Niektórzy chcieli zabić mnie za wszelką cenę.
Powoli otworzyłam oczy. Zobaczyłam, że leżałam w łóżku przykryta brązową kołdrą. Tuż przy mnie stało krzesło na, którym siedział jakiś chłopak. Szybciej zamrugałam i próbowałam się poruszyć. Wtedy zauważyłam, że chłopak trzyma moją lewą dłoń. Nie widziałam dokładnie kto to, ponieważ jego głowa była pochylona w stronę podłogi. Po chwili zorientowałam się na kogo patrzyłam. Jak ja mogłam nie poznać tej ciemnej czupryny. Delikatnie uścisnęłam jego dłoń, a on momentalnie podniósł głowe. Od razu zobaczyłam błękitne oczy Luke'a, które były szkliste od łez. Na jego bladą twarz szybko wróciły kolory i uśmiech pełen ulgi. Przez chwilę nie wiedział co powiedzieć i tylko na mnie patrzył wzrokiem pełnym czułości.
-Obudziłaś się- powiedział w końcu. Opuścił głowę i lekko pocałował moją dłoń.
-Luke...-powiedziałam cicho i pogłaskałam go po włosach.
-Tak się bałem, że się nie obudzisz-wyszeptał i mocniej uścisnął moją dłoń. Podniósl głowę i zobaczyłam pojedyńczą łzę spływającą po jego policzku. Uniosłam rękę i ją starłam. Luke przytrzymał moją dłoń przy policzku i przytulił do niej twarz jednocześnie zamykając oczy.
-Ty naprawdę żyjesz. To jest prawda. Ja nie śnie.-powiedziałam łamiącym się głosem. Nie mogłam uwierzyć. Ostatnie tygodnie były jedną wielka męką. Jedyną rzeczą, która była dla mnie prawdziwa był ból. Wszystko inne straciło sens. Każdego dnia myślałam o torturach, które będę przechodzić. Aż do czasu kiedy pojawił się Luke. Wtedy pomyślałam, że śnię. Sądziłam, że to jeden z moich snów i, że zaraz się obudzę i znowu powróci ból. Jednak to była prawda. Katujący mnie Aneron. Uratowanie przez Luke'a. Powrót do Liverseen. Uzdrowienie mnie przez Anerona. To wszystko było prawdą. Wszystko. Łzy poleciały z moich oczu. Nie mogłam ich opanować. Zaczęłam szlochać a moje policzki zrobiły się mokre.
-Kochanie, co się stało? Dlaczego płaczesz?-zapytał zdenerwowany Luke. Położył sie koło mnie i mocno uściskał. Owinęłam ręce dookoła jego ramion i nie miałam zamiaru puścić.
-Ty żyjesz, żyjesz...-szlochałam coraz ciszej. Wszystko inne było nie ważne. Ból. Aneron. Tortury. Liczyło się tylko to, że on żyję. Naprawdę. To nie był żaden sen tylko rzeczywistość.
-Cicho. No już spokojnie. Wszystko jest w porządku-powiedział głaszcząc mnie po głowie.
-Luke.-wyszlochałam.
-Clarie.-powiedział czule, po czym podniósł mój podbródek i delikatnie mnie pocałował. Był to jednocześnie słodki jaki i słony przez łzy pocałunek. Jednak poskutkował i zaczęłam się uspokajać.
-Chyba powinienem to robić częściej-stwierdził i przyłożył swoje czoło do mojego.
-Sądzę, że tak.-powiedziałam uśmiechając się.
-Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem. Ja myślałem, że...-przerwał nagle i pochylił głowę. Położyłam brodę na jego głowie i pocałowałam go w czubek głowy.
-Obudziłam się. Już o tym nie myśl.-powiedziałam i także schyliłam głowę tak, że nasze spojrzenia się spotkały.
-Tak. To jest najważniejsze. Jak się czujesz?-zapytał po chwili. Przez cały czas przeszywał mnie wzrokiem.
-Jestem strasznie zmęczona i trochę obolała, ale poza tym czuję się cudownie.-stwierdziłam w końcu.
-Nie dziwię ci się. Kiedy mój ojciec uleczył mi złamaną rękę, spałem przez cały dzień. A przy twoich obrażeniach...
-Zaraz. To ile ja spałam?
-Trzy dni. Ja wiedziałem, że to normalne, ale i tak bałem się. Czasem ludzie z takimi ranami nie budzą się nawet kiedy ktoś zacznie ich leczyć swoją mocą tak jak mój ojciec ciebie.
-Trzy dni ?! Spałam trzy dni?!-wrzasnęłam zszokowana. Miałam wrażenie, że spałam maksymalnie kilka godzin, nie więcej.
-Clarie. To jest normalne. Nie denerwuj się.-powiedział uspokajając mnie.
-Ale aż trzy dni?! Nie mogę uwierzyć. Do tego wszystkiego nadal padam z nóg...-stwierdziłam zbulwersowana.
-Nie powinnaś się teraz przemęczać tylko odpoczywać. Twój organizm powinien odzyskiwać siły.
-Luke...Ach-powiedziałam krzywiąc się z bólu. Moje plecy zabolały kiedy chciałam przekręcić się w bok.
-Proszę, Clarie. Musisz teraz na siebie uważać.-powiedział Luke.
-Ja tego nie rozumiem.-powiedziałam po chwili. Dopiero do mnie dotarło, że żyję tylko dlatego, że uratował mnie Aneron.
-Czego?-spytał nie rozumiejąc o co mi chodzi.

-Dlaczego twój ojciec mnie ocalił? Przecież to właśnie przez niego prawie umarłam. Nie rozumiem.-powiedziałam zdezorientowana.
-Clarie mojego ojca naprawdę trudno zrozumieć. Od kiedy moja mama jest w śpiączce, on nie jest sobą. Kiedyś był zupełnie innym człowiekiem...
-Opowiesz o swoim dzieciństwie i ojcu? Jaki on wtedy był?-zapytałam kładąc głowe na jego piersi.
-Naprawdę tego chcesz?-zapytał zdziwiony,.
-Tak. On jest twoją rodziną i jakby na to nie patrzeć tylko dzięki niemu żyję.
-Skoro naprawdę chcesz... Kiedy byłem mały on był najlepszym tatą jakiego mogłem mieć. Kochał mnie i moje rodzeństwo, opiekował się i troszczył o nas. Wszystkie wolne chwilę spędzał z nami . Pomagał nam rozwiązywać problemy i bawił się z nami. Po prostu był dobrym ojcem... Jednak kiedy na mamę została rzucona klątwa zmienił się nie do poznania. Całymi dniami przesiadywał w komnacie mamy, a my przestaliśmy go obchodzić. Na początku był tak załamany, że nie wychodził z jej pokoju całymi dniami. Poźniej zaczął szukać lekarstwa. Przeszukał wszystkie księgi w naszej bibliotece, szukał wybitnych uzdrowicieli aż w końcu kiedy nic nie dawało skutków znalazł informację, że mamę może wybudzić osoba, która panuję nad wszystkimi żywiołami. Na początku pomyślał, że wystarcza cztery osoby panujące nad jednym z czterech żywiołów, lecz po kilku próbach i ... ofiarach odrzucił ten pomysł. Właśnie wtedy dowiedział się, że ty posiadasz taką moc i udał się do Liverseen aby prosić o pomoc. Wszystko wyjaśnił twoim rodzicom. Myślał, że w końcu uda mu się uzdrowić mamę, jednak twoi opiekunowie się nie zgodzili. Wiedzieli,że to potężna klątwa i bali się o twoje bezpieczeństwo. Wtedy mój ojciec wpadł w szał. Wywołał tą bezsensowną wojne i najechał twoje królestwo. Przez jego głupotę zginęło tyle osób... W końcu kiedy dowiedział się, że uciekłaś zaczął ciebie szukać. Przetrząsnął cały Estralion i kiedy dowiedział się od jakiegoś szpiega, że jesteś na ziemi wysłał mnie abym Cię sprowadził. Sądził, że będziesz mnie pamiętać z dzieciństwa i, że z tobą pójdę. Wiedział, że już jako małe dziecko coś do ciebie czułem. Byłem wtedy młody i głupi, no i się w tobie zakochałem. Myślałem, że to uczucie wygaśnie wraz z upływem czasu, ale to nie mijało. Tęskniłem za tobą każdego dnia. Myśl, że kiedyś Cię jeszcze zobaczę utrzymywała mnie przy życiu. Zanim wróciłaś do naszego świata moje życie było jedynie zwykłą pustką. Ojciec nie zwracał na nas w ogóle uwagi. Oszalał. Bardzo kochał mamę, ale to co robił aby ją uratwoać przechodziło wszystkie granice. Ja, Chris i Sophie byliśmy dla niego nikim. Przez ostatne lata praktycznie się do nas nie odzywał. Byliśmy sami, zamknięci w zamku. Kiedy wróciłaś do Airlock, do Riveni powróciła Cassandra, która opowiedziała mu o pożarze i wszystkim co wtedy się stało. To właśnie ona go wywołała. Chciała zabić ciebie, ale nie przewidziała, że ja się tam pojawię. Mój ojciec wpadł w szał kiedy dowiedział się , że niby nie żyję. Wtedy wysłał do Ciebie Sigarela a kilka dni później Cię porwał. To przeze mnie tak cię skatował. Nie rozumiał, że nie umiesz jeszcze używać swoich mocy . Był wściekły, że z twojej winy zginąłem. Zdenerwował się jeszcze bardziej dlatego, że nie mogłaś uzdrowić mamy. Sam nie rozumiem dlaczego Cię uratował. Może dlatego, że kiedy powiedziałem , że nie chcę go znać w końcu wrócił do rzeczywistości. Może zobaczył co ci zrobił i chciał to jakiś naprawić? Clarie, naprawdę nie wiem. On kiedyś był wspaniałym człowiekiem. To przez ta całą klątwę, która odebrała nam matkę. On bardzo ją kochał. Byliśmy jedną wielką wspaniałą rodziną, dopóki to wszystko się nie wydarzyło.Gdyby nie tamten człowiek wszystko było by w porządku. Nie miałaby miejsce żadna wojna, nie byłabyś na ziemi i wszyscy byliby szczęśliwi.-powiedział a ja zobaczyłam łzy w jego oczach.
-Spokojnie. Wszysytko będzie dobrze.-powiedziałam i go przytuliłam jeszcze mocniej. Przez całą opowieść słyszałam bicie serca Luke'a z każda chwilą biło coraz szybciej. To wszystko było straszne dla Luke'a. Ta opowieść trochę mną wstrząsnęła. Luke naprawdę mnie kocha...
-Clarie...
-Kochanie, ja pomogę twojej mamie. Obiecuję. Kiedy odzyskam siły od razu wezmę się za trening i uwolnię ją od tej klątwy.-przerwałam mu.
-Ty mówisz poważnie?-zapytał zszokowany. Na jego śliczną twarz wstąpiło niedowierzanie, Był jednocześnie szczęśliwy i smutny.
-Oczywiście.Ale na razie muszę odzyskać siły. Jestem strasznie zmęczona.
-Przepraszam to moja wina. Nie powinienem ci tego wszystkiego mówić.
-Nie. To bardzo dobrze, że mi powiedziałeś. Teraz Cię rozumiem ciebie i twojego ojca.
-Ale...
-Ta klątwa rozbiła twoją rodzinę. A ja postaram się ją połączyć. Żebyś był szczęśliwy.-powiedziałam znowu mu przerywając.
-Clarie, jesteś najwspanialszą dziewczyną na świecie-powiedział i mnie pocałował.
-Coś nie sądzę. Za to ty jesteś najlepszym chłopakiem jakiego mogłam sobie wymarzyć.
-Wątpię, ale nie mam zamiaru się z tobą teraz kłócić. Widzę, że już ledwo masz otwarte oczy, Śpij. Porozmawiamy kiedy odzyskasz siły.
-Luke, zostań ze mną.-powiedziałam cicho wtulając się w jego objęcia.
-Clarie, jesteś pewna?-zapytał niepewnie.
-Proszę.-powiedziałam szeptem.

-Dobrze. Nie zostawię cię. Nie tylko dzisiaj, ale już zawsze. Dobranoc.-powiedział całując mnie w czoło, a ja właśnie w tym momencie usnęłam z uśmiechem na ustach.
Kilka dni później

Leżałam już tak dobra godzinę przez cały czas z zamkniętymi oczami. Rozkoszowałam się tą chwilą spokoju. Dzięki otwartemu oknu do pokoju wpływało świeże powietrze. Przez ostatnie dni ten pokój tętnił życiem. Wszyscy mnie odwiedzali, sprawdzali jak się czuję i przynosili przeróżne rzeczy. Takie jak eliksiry na wzmocnienie czy coś do jedzenia. W końcu zobaczyłam się z Dante'm, Darcy i Elizabeth i mogłam z nimi na spokojnie porozmawiać. Dziewczyny bardzo się o mnie martwiły a Dante przez cały czas pytał się mnie czy dobrze się czuję. Przy dziesiątym pytaniu z rzędu miałam ochotę trzepnąć go w łeb. Ile razy można o to pytać?!
-Elizabeth, proszę ogarnij swojego chłopaka, bo inaczej zaraz go zabiję .-powiedziałam z zacięta miną.
-Już się robi-powiedziała i przyciągnęła go za ucho do siebie.
-Auu, Ellie to boli !-wrzasnął krzywiąc się z bólu.
-Uspokoisz się? Czy mam użyć bardziej radykalnych metod?
-Na przykład?-zapytał wyrywając się z uchwytu.
-Oj ty już dobrze wiesz jakich-powiedziała śmiejąc się, a on natychmiast się wyprostował i spojrzał się na nią spojrzeniem pełnym trwogi.
-No, ale my nie wiemy !-stwierdziła Darcy.
-Ona potrafi mnie ignorować przez tydzień. To jest gorsze niż kłócenie się z nią ! Wyobrażasz to sobie? No i kto by mnie całował?
-Może znalazłbyś sobie kogoś innego.-powiedziała odwracając od niego głowę.
-No na pewno i stracić taki skarb? Nigdy w życiu.-powiedział przytulając ją do siebie i całując w szyję.
-Jesteś słodki-powiedziała i dała mu całusa.
-Och, ile czułości. Aż zaraz puszczę pawia.-powiedziała Darcy przykładając rękę do ust.
-Jesteś zazdrosna i tyle.-powiedział Dante.
-Nie. Po co komu związki. To tylko same czułości od których chcę mi się rzygać. Te wszystkie pocałunki, dawanie sobie prezencików i obściskiwanie się.
-Ja współczuję chłopakowi który się z tobą ożeni!-powiedział Dante śmiejąc się.
-Nie masz komu współczuć. Patrząc na tych wszystkich chłopaków, którzy mnie otaczają stwierdzam, że chyba zostanę starą panną.
-Ja myślę, na pewno kogoś dla siebie znajdzie. Może nie teraz, ale kiedyś na pewno.-stwierdziłam po chwili.
-Chyba tylko ty w to wierzysz, Clarie.-powiedziała smętnie.
-Kiedyś się przekonamy, kto miał rację.-powiedziałam puszczając jej oczko.
Potem zmęczenie wzięło górę i znowu zaczęłam odpływać. Moi przyjaciele widząc to pożegnali się ze mną i wyszli, a ja usnęłam. Naprawdę miło było z nimi porozmawiać, teraz kiedy już wszystko sobie przypomniałam. Całe moje dzieciństwo spędziłam na zabawie z nimi. Łączyła nas niezwykła więź, która nie zerwała się mimo tylu lat. Oni przez cały ten czas o mnie pamiętali. Obudziłam się po kilku godzinach i usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Po chwili w progu zobaczyłam uśmiechniętą Roselie.
-Witaj, siostrzyczko. Jak się czujesz?-powiedziała radośnie.
-Cześć. Zmęczona, ale lepiej niż kilka dni temu.-powiedziałam sennie.
-Och, cieszę się. Ostatnio byłaś wykończona.-stwierdziła uśmiechając się.
-Tak, mam nadzieję, że to się wkrótce zmieni. Rose wiesz gdzie jest Luke? Nie widziałam go od wczoraj.
-Rano poleciał do Rivenii. Powiedział, że musi porozmawiać z ojcem.
-Ach.
-Clarie, no bo widzisz przyszłam aby się ciebie o coś spytać.-zaczęła kręcąc palcami młynki.
-Pytaj śmiało-powiedziałam uśmiechając się lekko. Z każdym dniem czułam się coraz lepiej, ale nadal byłam słaba.
-No bo widzisz za trzy dni są urodziny Rafaela i jest wielkie przyjęcie. No i ja chciałabym żebyś na nim była tak samo jak Raf i rodzice, ale nie chcą aby się przemęczałaś. Dlatego przyszłam się ciebie o to spytać. Jeśli nie chcesz zrozumiemy dużo przeszłaś i na pewno jeszcze jesteś zbyt przemęczona. Ja to rozumiem, ale...
-Rose, daj mi dojść do słowa!
-Co? A dobra, przepraszam, już się nie odzywam.
-Hahaha, normalnie tak samo jak ja. Jak zacznę mówić to nie mogę przestać. A jeśli chodzi o urodziny Rafaela z przyjemnością przyjdę.
-Moment. Naprawdę się zgadzasz? Ale będziesz miała siłę?
-Czuję się już naprawdę nieźle poza tym będzie przy mnie Luke.
-O nie ! On mnie zabiję!
-O co chodzi?
-Nie powinnam Ci mówić. Już nie żyję.
-Prawda-powiedział Luke wchodząc do pokoju. Rose pisnęła przestraszona i schowała się za moim łóżkiem.
-Och !
-Rosie, czy musiałaś to zrobić?-zapytał Luke kręcąc głową.
-Skąd ty wiesz, ze jej powiedziałam?-wrzasnęła przerażona.
-Ponieważ słychać Cię na całym korytarzu.
-Proszę oszczędź mnie-powiedziała przerażona dalej chowając się za moim łóżkiem.
-No i co ja mam z nią zrobić?-powiedział patrząc mi w oczy.
-Dać jej spokój i zająć się mną. Pasuję Ci takie wyjście?
-A nawet bardzo.-powiedział podchodząc do mnie i całując w usta.
-Bleee. Nie przy mnie !
-Nie pasuję Ci coś?-zapytałam śmiejąc się z niej.
-Za dużo czułości.
-Normalnie druga Darcy. Zmówiły się czy co ?
-Na to wygląda-potwierdził Luke.
-Dobra to ja stąd idę. Tylko pamiętajcie istnieją pewne granice.-powiedziała okrążając pokój tak aby być jak najdalej Luke'a i szybko znikła w drzwiach.
-Chyba naprawdę ją zabiję.-powiedział brunet.
-No a ja Ci pomogę. Jak rozmowa z ojcem?
-Wiesz, jestem trochę w szoku.-powiedział spuszczając głowę i zaczął się bawić rękami.
-Dlaczego? Co się stało? Zrobił Ci coś?
- Nie. On zmienił się. Nie rozumiem dlaczego.
-Ale poczekaj. Po kolej. Jak to się zmienił?
-On... zaczął się do mnie normalnie odzywać. Tak samo do Sophie i Chrisa. Przerosił nas za te wszystkie lata i błagał o przebaczenie. Kiedy to usłyszałem aż mnie zamurowało. Clarie, on mówił tak jak kiedyś. Miałem wrażenie jakby powrócił mój stary ojciec.-powiedział i podniósł wzrok. Widziałam, że to dla niego trudne. Sprawy z jego ojcem są dość delikatnym tematem. Jeśli można to tak określić.
-Luke może...
-Nie, nie rozmawiajmy o nim, proszę.
-Ale Luke...
-Proszę.
-Dobrze skoro chcesz.
-Dziękuję.Powinniśmy sie zająć ważniejszymi sprawami.
-Takimi jak?
-Urodziny Rafaela.
-Idę na nie, i bez dyskusji. Wiem, jestem jeszcze zmęczona, ale dam radę. Od pomocy mam ciebie. Ty będziesz za mną cały czas
-Ale Clarie...
-Nie ma żadnego "ale".
-Z tobą nie ma co się kłócić prawda? I tak nie wygram. -powiedział zrezygnowanym tonem.
-Jak ty mnie dobrze znasz.-powiedziałam uśmiechając się.
-W końcu jesteśmy razem, prawda?
-A jesteśmy? Nie pytałeś mnie o to...
-Na prawdę? Więc, Clarie czy zgodzisz się być moją dziewczyną?
-Hmmm, a nie jest na to trochę za późno?-zapytałam odwracając głowę.
-Clarie...-zaczął zaniepokojony, ale ja nie dałam mu skończyć.
-Przecież żartuję ! Po co w ogóle pytasz? Już znasz moją odpowiedź -powiedziałam dając mu całusa.
-Przez ciebie można oszaleć.-powiedział uśmiechając się promiennie.
-Wiem, ale za to mnie kochasz-powiedziałam lekko się krzywiąc. Od dłuższego czasu zaczęło mi się robić gorąco, a potem doszedł do tego lekki ból głowy.
-Ej, co się dzieję?-zapytał Luke widząc, że coś jest nie tak.
-Trochę boli mnie głowa-powiedziałam opadając na poduszki.Luke położył rękę na moim czole, którę zdążyło pokryć się potem.
-Clarie, masz gorączkę. Zawołam Fairena.
-Nic mi nie będzie. To minie.
-Nic się nie stanie jak go zawołam.A teraz śpij musisz odpoczywać. Nie powinienem cię tak męczyć.
-Naprawdę nic mi nie jest.

-Mówisz jedno a ja widzę drugie. Dobranoc.-powiedział całując mnie w czoło i przykrywając kocem. Uśmiechnęłam się lekko i zamknęłam oczy jednocześnie usypiając.
 Muzyka

Creepyyyy👐👐 

Znalazłam się w dobrze mi znanym lesie pośród wyschniętych i powyginanych w przeróżne kształty drzew. Gałęzie i ciemność na górze nadawała temu miejscu tajemniczości. Nie wiem jakim sposobem nie panował tu zupełny mrok. Szłam przed siebie podziwiając to przerażające miejsce. Nagle dostałam wrażenia, że ktoś mnie obserwuję. Gwałtownie odwróciłam głowę i stanęłam twarzą w twarz z jakimś chłopakiem. To nie był Darkboy, lecz zupełnie ktoś inny. Zdążyłam zobaczyć jego zielone oczy i ciemne włosy za nim zniknął. Widziałam go dosłownie przez chwilę. Co on tu robił? To był jakiś duch czy co ?!
-Dzień dobry-usłyszałam za sobą znajomy głos. Odwróciłam się szybko i zamachnęłam się na nieznajomego.
-Odejdź.-wrzasnęłam
-Co takiego zrobiłem tym razem?-powiedział Darkboy chwytając mój nadgarstek w locie.
-Ach, to ty!-powiedziałam z ulgą.
-A kogo innego się spodziewałaś? -zapytał zaskoczony.
-Ja...-zająknęłam się. Nie miałam zielonego pojęcia kogo przed chwilą widziałam.
-Ej, co jest? Widziałaś ducha?-spytał śmiejąc się ze mnie.
-A wiesz, że chyba tak. Przed chwilę zanim przyszedłeś pojawił się przede mną jakiś chłopak, ale za chwilę zniknął.
-Co?!-wrzasnął zdenerwowany.
-No właśnie powiedziałam!
-Ale jak?
-Skąd ja to mam wiedzieć?-krzyknęłam sfrustrowana.
-Dobra, dobra już nie krzycz. Dawno się nie widzieliśmy.
-Prawda. Coś koło tygodnia.
-Co u ciebie słychać? Już nie umierasz?
-Ja nie,ale ty chcesz?
-Nie.
-No to przestań zadawać takie głupie pytania.
-To nie było głupie pytanie.
-Było i nie kłóć się ze mną.
-Ale z ciebie drażliwa osoba.
-Dopiero to zauważyłeś?-powiedziałam odchodząc od niego.
-Nie. Zorientowałem się już po pierwszej rozmowie z tobą.
-Aż tak to było widać?
-Musiałem Cię jakoś uspokoić, bo nie chciałaś mi dać dojść do słowa.
-Taaa, pamiętam. No i nie było innego sposób niż całowanie mnie?
-Uznałem, to za najlepszy sposób.
-Dobra daj sobie spokój-powiedziałam i rozwinęłam skrzydła. Po chwili byłam w powietrzu i śmigałam pomiędzy gałęziami drzew.
-Dlaczego ode mnie uciekasz?
-Ponieważ nie rozmawiam z nieznajomymi, a do tej pory nie poznałam twojego imienia.
-Wiesz, ze nie mogę...
-Oj dobra koniec z tym gadaniem. Daj mi odpocząć- powiedziałam zamykając oczy i rozkoszując się lotem.
-Dlaczego?-zapytał podlatując do mnie.
-Bo tak-powiedziałam nadal nie otwierając oczu.
-Nigdy nie zrozumiem kobiet,-stwierdził zrezygnowany.
-To prawda.-powiedziałam i otworzyłam oczy. Dookoła mnie nie było nikogo. Nieznajomy zniknął. Rozejrzałam się dookoła, ale tam tez nic nie zauważyłam. Nagle ktoś chwycił mnie za nadgarstki i zaczął pchać w kierunku ziemi.
-Puszczaj !-krzyknęłam.
-Nie.
-Co?! Dlaczego?
-Bo tak.-powiedział i zaczął się śmiać a ja zaczęłam krzyczeć. Kiedyś myślałam, e zaraz wyląduję na ziemi Darkboy pojawił się przede mną i gładko wylądował trzymając mnie roztrzęsioną w ramionach.
-Co ty sobie wyobrażasz, idioto?
-Trzeba było Ci podnieść trochę ciśnienie, Ostatnio byłaś za spokojna.
-Och, ty ! Niech tylko zdobędę cię w swoje ręce-wrzasnęłam i się na niego rzuciłam, a on znowu zniknął.
-Jak ty to robisz?
-Mam swoje tajemnice.
-Masz mi to zaraz powiedzieć!
-Niby z jakiego powodu? Bo tak ci się podoba?
-Przeginasz- powiedziałam wściekła zaciskając dłonie w pięści.
-To bardzo dobrze
-Ja cię zaraz...-przerwałam widząc moje dłonie, które stanęły w ogniu. Wrzasnęłam i zatrzęsłam nimi w powietrzu.
-No i o to mi chodziło.
-Co?!-zapytałam zdezorientowana patrząc na swoje dłonie, które przed chwilą się paliły.
-Chciałem zdenerwować Cię do tego stopnia aż użyjesz swojej mocy.
-Ale po co?-zapytałam zszokowana.
-Musisz zacząć trenować panowanie nad swoją mocą. Już niedługo może ci się to przydać.
-Czy to zawsze musisz mówić tak tajemniczo? Nie możesz powiedzieć tego prościej?
-Wkrótce wszystko zrozumiesz, ale jeszcze nie teraz.
-Naprawdę ma już dość całej tej gadaniny.
-To powinnaś się cieszy, bo ja już znikam. Do następnego razu.
-Zaraz co?! Nigdzie się nie wybierasz masz mi to wszystko wyjaśnić.
-Kiedyś tak. Do widzenia-powiedział i za chwilę poczułam lekki pocałunek. Genialnie, znowu...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Siemanko Asikeo wita ! ;3

No, więc pojawił się nowy rozdział...Moim skromnym zdaniem jest dupny...

W ogóle nie wyszedł... Cóż mam nadzieję, ze mnie nie zabijecie...następny powinien być lepszy...

Ale i tak proszę o komentarze i wasza opinię !

No to do zobaczenia ! 

Asikeo^^

(Już się nie mogę doczekać co napisze Staniu i Pielgrzym xD)




6 komentarzy:

  1. Kuźwa miałam napisany taki długi komentarz i mi sie skasował no..
    Tak więc będzie krótszy zdeka :P
    No to na wstępie od razu pragnę podkreślić, że nie umiesz kończyc w odpowiednim momencie.
    Gr...
    Jesteś martwa po raz nie wiem który :P
    Rozdział wcale nie jest dupny :P
    Mi się bardzo podba :P
    Wreszcie zaczynam wszystko układac sobie w głowie :)
    Ale nadal nie ogarniam czemu Aneron tak szybko się zmienił?
    No why?
    On jest dziwny...
    Kto tak z dnia na dzień się zmienia...
    No kto?
    I jak do cholery ma na imię ten Darkboy...
    Już i mnie to wkurza a co dopiero pewnie Clarie....
    Ale no dzięki niemu chyba Clarie nauczy się władać mocami. tak??
    Przynajmniej tak wywnioskowałam :P
    Zapowiada się ciekawie :P
    Ale no Luke <3
    On jest taki kochany :P
    Ja chce takiego opiekuńczego chłopaka :P
    I no opowiedział jej całą historię o Aneronie ;p
    Ale i tak no nadal nie wiem czemu tak sie zmienił no...

    Mam nadzieje, ze wreszcie sie dowiem :P

    A co do rozdziału ogólnie to uwazam, ze nie dość, ze w złym momencie skończony to na dodatek jak zawsze za krótki :P
    Mam nadzieje, ze do wyjazdu dodasz jeszcze rozdział, nawet krótki :P
    pozdrawiam :P
    Staniu <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za dedykację jak zwykle :3
    Okey, no więc pofatygowałam się i z ciekawości policzyłam wszystkie pocałunki w tym rozdziale (w usta, w czoło, w rękę, w szyję itd.) i wyszło mi aż 10 o.O No po prostu rzygam tęczą xD
    Ale poważnie, naprawdę cukierkowy rozdział :> Hah, ja to się nie mogę doczekać aż w końcu coś się dziać zacznie, no! ;)
    Rozdział nie jest zły ani "dupny", tylko po prostu taki lajtowy :p
    Wstawiaj szybko następny, a nie :]

    OdpowiedzUsuń
  3. Siemaneczko :*
    Po pierwsze muszę skomentować to, że rozdział był trochę nudnawy, wcześniej taka wow wow akcja, a tu z dupy taka nuda XD
    Ale... ja się nie czepiam. Jest bardzo różny od wcześniejszych, ale okey.
    Po drugie, pielgrzymek dziękuje za komentarz <3
    Po trzecie Luke, czy on może być jeszcze słodszy? On i Clarie tak się dzisiaj wysłodzili, że Rosalie i Darcy musiały uciekać! No do czego to podobne! Ale oj tam oj tam :P
    Dokładnie...podsumowując rozdział nie jst emocjonujący, ale fajny, jak zresztą każdy :D
    Życzę zdrówka, weny i nie mogę się doczekać koloniiii!!!!!!
    Pa
    Wiktusia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgodzę się z poprzedniczką, że rozdział był trochę nudnawy, ale to pewnie dlatego, że było w nim strasznie mało opisów. Jakby było mniej dialogów, byłoby lepiej. Zaczynam się poważnie zastanawiać nad zachowaniem Anerona... Najpierw jest zły, a tu teraz nagle taki dobry się zrobił. Trochę to podejrzane. Coraz bardziej zaczynam lubić Luke'a. Zazdroszczę Clarie, że go ma. Jest dla niej dobry i taki opiekuńczy. Pozdrawiam i życzę weny.
    P.S. Gratuluję dostania się do wymarzonej szkoły :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział XIX - Lubię to! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzeczywiście, ten rozdział nie jest do końca udany :C według mnie jest zdecydowanie zbyt cukierkowy. Zastanawiam się. Kiedy Claire wreszcie wyzdrowieje ? Rozumiem, że bardzo cierpiała, ale możnaby delikatnie przenieść akcje o kilka dni czy nawet tygodni w przyszłość, żeby było inaczej. Dobra nie narzekam. Wciąż nie wierzę w przemianę Anerona. Tak z dnia na dzień ? Ktoś go poddał elektrowstrząsom czy jak ? Nie podoba mi się ta nagła zmiana tu coś się kryje. Luke oczywiście najlepszy. Chyba każda dziewczyna chce takiego chłopaka. ;) Rozdział był dobrej długości, ale na taką ilość tekstu działo się zdecydowanie za mało, no ale pewnie to nadrobisz. Strasznie wnerwiający jest ten kolo "Darkboy" i związane z nim sny, ale ale zaraz zaraz... Czy tam przez chwilę był ktoś jeszcze ? Kto ? Aha, Darkboy mógłby się wreszcie przedstawić, bo to niegrzeczne z jego strony ;)

    OdpowiedzUsuń