poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rozdział XVIII




 Ten rozdział dedykuję:
-Karolinie
-Wiktorii
-Justynie
-wszystkim, którzy czytają tego bloga <3




-Clarie, proszę wytrzymaj ! Obudził mnie łagodny  głos  Luke'a oraz wiatr gwiżdżący w uszach. Zaraz, gdzie ja jestem? Rozejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że znajduję się w powietrzu. Przez chwilę myślałam, że śnię jednak gwałtowny podmuch wiatru, który uderzy mnie prosto w twarz rozjaśnił mój umysł i zrozumiałam, że to prawda. Przestraszyłam się nie na żarty i podskoczyłam w ramionach Luke'a. Poczułam silny ból w całym ciele. Każdy mięsień palił żywym ogniem, kilka kości było złamanych, ale plecy biły wszystkie rekordy bólu. Miałam wrażenie jakby ktoś zdzierał mi skórę z pleców a mięśnie pod nią zalewał lawą. Każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał mi ból.  Początkowo nie zrozumiałam co się ze mną dzieję, lecz po chwili zdałam sobie sprawę, że ja naprawdę jestem w powietrzu.  Moment, co ja tu robię ?! No i do tego z Luke'em?! Przecież on... Jak to jest możliwe?! Moje rozmyślania przerwał gwałtowny ból. Jęknęłam  głośno, a Luke mocniej przytulił mnie do siebie.

-Jeszcze tylko kawałek. Wytrzymaj!-powiedział zdenerwowany. Przed sobą widziałam  niesamowity błękit nieba i chmury na jego tle, które zaczynały zabarwiać się na pomarańczowo.  Lekko przekręciłam głowę aby widzieć co jest za mną. Przez chwilę mnie zamurowało po tym co zobaczyłam. Z pleców Luke'a wyrastały ogromne czerwono-białe skrzydła !  Były niesamowite! Chciałam przetrzeć oczy, ale nie miałam dość siły aby podnieść ręce. Wszystko strasznie mnie bolało. Ból stawał się nie do zniesienia.

-Luke...-jęknęłam  słabym głosem. Nadal nie mogłam uwierzyć, że on żyję. W głębi serca to wiedziałam. Jednak być teraz w jego ramionach to zupełnie co innego.

-Cicho, już dolatujemy !-powiedział przyciskając mi palec do ust i lekko całując w czoło.

-J-a-k?-wyszeptałam jednocześnie patrząc na niego zbolałym wzrokiem. Byłam zdezorientowana. Niczego już nie rozumiałam. Kolejny już raz... Ból nasilił się i znowu jęknęłam, ale tym razem głośniej. Wszystko zaczęło się rozmywać i straciłam świadomość.

Las. Wszędzie dookoła mnie drzewa. Każde z nim miało swój inny, oryginalny kształt. Niektóre były w miarę proste a drugie wyglądały jakby miały się zaraz złamać. Dookoła mnie były tylko te przeklęte, zeschnięte rośliny, trochę głazów i ciemność zamiast nieba. Do tej pory nawet tego nie zauważyłam. Moja uwaga była skupiona na ucieczce przed nieznajomym chłopakiem. Byłam w tym miejscy już kilka razy i rozmawiałam z nim, ale nadal nie poznałam jego imienia. Ciągle mówił, że powie mi to później... Kazał mi przeżyć i wspomniał coś o jakimś “desiderium”. Co to do jasnej cholery znaczy ? Może to wszystko było jednym wielkim snem? Tylko czy jest możliwe aby śnić o tym, że śni się o śnieniu? Dobra nie było pytania. Z każdą chwilą  zaczęłam coraz bardziej dziwaczeć. Rozumiem możliwe jest aby dowiedzieć się o tym, że jest się adoptowanym, bo to normalna sprawa. Takie rzeczy się dzieją. Są to może nie codzienne problemy, ale ludzkie. Jednak to co dzieję się w moim życiu na pewno nie jest normalne. W ciągu kilku dni przeżyłam pożar w czasie którego powinnam umrzeć,  zostałam przeniesiona do jakiegoś innego równoległego świata i poznałam swoich prawdziwych rodziców, którzy jak się okazało są władcami jakiegoś królestwa, które włada żywiołami. Tak, to było w stu procentach normalne... chyba w śnie człowieka, który naćpał się jakiś mocnych środków halucynogennych i myślał, że jest fretką. Rozumiałam, że coś takiego może się wydarzyć w czasie snu, ale tak w prawdziwym życiu ?! Dlaczego akurat ja? Chyba kiedy rozdawali szczęście musiałam zaspać i dzięki temu dostałam w gratisie tego całego pecha i to całe cierpienie. Nie ma co ja to mam szczęście. Wytrzymałabym wszystko związane ze swoją rodziną, ale oczywiście musiał pojawić się Aneron. Ten tępy dziad nie rozumiał, że nie umiem kontrolować swoich mocy i mnie skatował. Zbił na kwaśne jabłko za to, że nie umiałam użyć swoich mocy aby pomóc matce Luke'a. Rodzice dobrze zrobili wysyłają mnie na ziemię żeby ochronić mnie przed tym potworem. Szkoda tylko, że musieli mnie znaleźć... Gdyby nie Luke i inni żyłabym teraz normalnie jak większość nastolatków na ziemi, czyli chodziłabym na imprezy, spotykała z przyjaciółmi, uczyła się matmy próbując ją w jakiś niemożliwy sposób zrozumieć i czytała książki. Chociaż to ostatnie robi bardzo mało osób. A szkoda... Teraz musiałam cierpieć katusze przez jakiegoś niezrównoważonego psychicznie człowieka, który skrzywdził mnie tak, że nie wiem czy przeżyję. Przynajmniej w tym momencie nie musiałam się martwić bólem. Chociaż w czasie snu go nie czułam . Może jeśli dobrze by poszło Luke'owi nie udałoby  się mnie uratować i moje cierpienie skończyłoby się już teraz. Pochłonęłaby mnie ciemność z moich snów i już nigdy nie obudziłabym się. Przestałabym istnieć. Zniknęła  na zawsze. Hmmm...dlaczego tu nie ma nieba i gwiazd? To naprawdę dziwne. Moje wszystkie sny są dziwne. Teraz kiedy tu leżę i myślę o swoim marnym końcu dopiero to stwierdzam. Cała ja, moje myśli i sny są dziwne. Lepiej wyciągnąć takie wnioski na koniec swojego żywota niż wcale.

-Witaj!-powiedział nieznajomy nagle pochylając się nade mną. A ja cała aż podskoczyłam z zaskoczenia.

-Ty idioto ! Co ty sobie wyobrażasz? Przez ciebie prawie dostałam zawału ! Myślisz, że możesz mnie nagle tak zaskakiwać? Odpowiedź brzmi: nie !

-Ale ty jesteś dzisiaj nerwowa.-powiedział przyglądając mi się z zaciekawieniem.

-Zawsze taka jestem. -stwierdziłam zakrywając dłońmi twarz. Myślałam, ze chociaż tu odpocznę, ale nie.

-Nie sądzę. Może jesteś trochę wybuchowa, ale widzę, że coś jest nie tak.-powiedział i tajemniczo się na mnie spojrzał.

-A co jesteś jakimś czarodziejem czy co ? Umiesz czytać w ludzkich uczuciach?-zapytałam zrezygnowana.

-Nie, tego niestety nie potrafię, bo przydało by mi się aby zrozumieć niektórych ludzi-zaprzeczył i się na mnie spojrzał.

-Dlaczego nikt nie chcę dać mi spokoju?!-krzyknęłam i gwałtownie wstałam. Zakręciło mi się w głowie i lekko się zachwiałam. Nieznajomy natychmiast znalazł się przy mnie i przytrzymał moje ramię. Wyrwałam się i poszłam dalej. Miałam już dosyć. Cała aż się trzęsłam ze złości. Chłopak podbiegł do mnie chwycił za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Spojrzał na mnie tym niezwykłym wzrokiem, a ja na chwilę się w nim zatraciłam. W moich oczach pojawiły się łzy. Nieznajomy zrobił zaskoczoną minę i chciał mnie objąć, lecz ja się wyrwałam. Poszłam kilka kroków dalej i upadłam na kolana, głośno szlochając.

-Czemu nie zostawicie mnie w spokoju? Co ja wam takiego zrobiłam?-mówiłam  jednocześnie płacząc. Miałam dość wszystkiego i wszystkich.

-Clarie...-zaczął, lecz ja mu przerwałam.

-Zamknij się ! Daj mi skończyć, albo sam ze mną skończ. -krzyknęłam zdenerwowana. 

-Nie rozumiem.-powiedział zdezorientowany.

-Czego tu nie rozumieć? Chcę umrzeć i tyle. Jak sądzę, już niedługo to się stanie.

-Co?! Nie możesz umrzeć! Desiderium...

-Co to do cholery znaczy? Oczywiście, że będę mogła umrzeć i tak każdy chcę mnie zabić.

-Clariesten...-powiedział łagodnie i mnie przytulił. Ja tym razem nie uciekłam od niego wręcz przeciwnie, przylgnęłam do niego i zaczęłam płakać w jego pelerynę.

-Ja nic nie rozumiem. Całe moje życie jest bez sensu ! To jedno wielkie cierpienie i ból. Nie chcę tak żyć !

-Posłuchaj to niedługo się zmieni. Wszystko się ułoży.-powiedział i delikatnie zaczął gładzić mnie po głowie.

-Skąd możesz to wiedzieć ? Sam powiedziałeś, że nie jesteś żadnym czarodziejem czy co ? Umiesz czytać w ludzkich uczuciach?-zapytałam zrezygnowana.

-Nie, tego niestety nie potrafię, bo przydało by mi się aby zrozumieć niektórych ludzi-zaprzeczył i się na mnie spojrzał.

-Dlaczego nikt nie chcę dać mi spokoju?!-krzyknęłam i gwałtownie wstałam. Zakręciło mi się w głowie i lekko się zachwiałam. Nieznajomy natychmiast znalazł się przy mnie i przytrzymał moje ramię. Wyrwałam się i poszłam dalej. Miałam już dosyć. Cała aż się trzęsłam ze złości. Chłopak podbiegł do mnie chwycił za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę. Spojrzał na mnie tym niezwykłym wzrokiem, a ja na chwilę się w nim zatraciłam. W moich oczach pojawiły się łzy. Nieznajomy zrobił zaskoczoną minę i chciał mnie objąć, lecz ja się wyrwałam. Poszłam kilka kroków dalej i upadłam na kolana, głośno szlochając.

-Czemu nie zostawicie mnie w spokoju? Co ja wam takiego zrobiłam?-mówiłam  jednocześnie płacząc. Miałam dość wszystkiego i wszystkich.

-Clarie...-zaczął, lecz ja mu przerwałam.

-Zamknij się ! Daj mi skończyć, albo sam ze mną skończ. -krzyknęłam zdenerwowana. 

-Nie rozumiem.-powiedział zdezorientowany.

-Czego tu nie rozumieć? Chcę umrzeć i tyle. Jak sądzę, już niedługo to się stanie.

-Co?! Nie możesz umrzeć! Desiderium...

-Co to do cholery znaczy? Oczywiście, że będę mogła umrzeć i tak każdy chcę mnie zabić.

-Clariesten...-powiedział łagodnie i mnie przytulił. Ja tym razem nie uciekłam od niego wręcz przeciwnie, przylgnęłam do niego i zaczęłam płakać w jego pelerynę.

-Ja nic nie rozumiem. Całe moje życie jest bez sensu ! To jedno wielkie cierpienie i ból. Nie chcę tak żyć !

-Posłuchaj to niedługo się zmieni. Wszystko się ułoży.-powiedział i delikatnie zaczął gładzić mnie po głowie.

-Skąd możesz to wiedzieć ? Sam powiedziałeś, że nie jesteś żadnym czarodziejem.

-Po prostu mam takie przeczucie.-stwierdził lekko się uśmiechając.

-Kiedy się obudzę...Cały ból powróci. Ja nie chcę...-wyszlochałam wykończona.

-Cokolwiek ci zrobili przetrwasz to ! Wierzę w ciebie. Nawet nie wiesz jak bardzo wyjątkowa jesteś.-powiedział zakładając mi kosmyk włosów za ucho.

-Jak masz na imię?-powiedziałam w końcu kiedy się uspokoiłam.

-Nie mogę  Ci powiedzieć. Dowiesz się tego w odpowiednim czasie.

-Ale dlaczego nie teraz?-zapytałam zdezorientowana. Nie wiedziałam czemu nie chciał mi powiedzieć jak się nazywa. Może jego imię było tak śmieszne, że nie chciał się do niego przyznać?

-Po prostu to nie jest odpowiedni moment.-stwierdził i pomógł mi wstać.

-Nie rozumiem...

-Spokojnie. Kiedyś wszystko się rozwiąże i zrozumiesz. Niestety kiedy dowiesz się prawdy na pewno mnie znienawidzisz.

-Co? Ale dlaczego?-wykrzyknęłam zdziwiona.

Nie uzyskałam nic poza jego tajemniczym uśmiechem. Chwilę potem stałam sama pośrodku  martwych drzew.

-Do zobaczenia-usłyszałam tuż przy swoim uchu i chwilę potem  poczułam lekki pocałunek na swojej szyi.

-Ale...-powiedziałam zdezorientowana. Jak on to zrobił? W jednej chwili stał przede mną, a w drugiej nie było po nim śladu.

Nagle zaczęła mi wracać świadomość, a wraz z nią ból. Zacisnęłam zęby aby nie krzyknąć. Uchyliłam lekko powieki i zobaczyłam twarz Luke'a. Właśnie kłócił się z jakimś człowiekiem ubranym w zbroję. Nie mogłam połączyć ze sobą faktów. Czułam się jakby ktoś wyssał ze mnie wszystkie siły.

-Otwórz, te wrota szybko !-krzyknął Luke.

-Jesteś synem władcy Rivenii-stwierdził strażnik.

-Jesteś ślepy? Nie widzisz, ze niosę twoją księżniczkę ciężko ranną?-zapytał z coraz większą furią Luke.

-Księżniczkę Clariesten?-powiedział drżącym głosem spoglądając na mnie. Po chwili na jego twarzy pojawił się wielki szok i krzyknął do swoich towarzysz aby szybko otworzyli wrota oraz wezwali medyka. Po otwarciu drzwi Luke zaczął mnie nieść na górę. Potem zobaczyłam przerażoną twarz mojej matki i ojca. Kazali zanieść mnie do mojego pokoju. Nie wiedziałam gdzie  dokładnie jestem. Wszystko było dla mnie nie wyraźne. Ból wzrastał i coraz trudniej było go znieść. Musiałam na chwilę zemdleć, bo następne co pamięta to Fairen który opatruję moje rany i krzyki moich rodziców i Luke'a.

-Nie zostawię jej!-mówił Lukestian.

-To twój ojciec to zrobił ! Wyjdź stąd!-krzyknęła moja matka. Cała się trzęsła a łzy leciały po jej policzkach. Stała tylko dlatego, że opierała się o mojego tatę.

-Błagam, pozwólcie mi...-zaczął Luke, ale mu przerwano.

-Nie, wyjdź stąd.-odezwała się Meriolis

-Luke...-cicho wyjąkałam i wzrok wszystkich zwrócił się w moją stronę.

-Clarie-powiedział i chciał do mnie podejść, ale Perikulus go powstrzymał.

-Luke, proszę-powiedziałam bardzo słabym głosem i lekko wyciągnęłam dłoń w jego kierunku. A on wyszarpał się mojemu tacie i podbieg do mnie jednocześnie chwytają moją dłoń.

-Clarie. Przepraszam za wszystko. Ja...-zaczął się tłumaczyć.

-Nie...zostawiaj mnie-powiedziałam ledwo słyszalnym głosem. Uścisnęłam dłoń Luke'a najmocniej jak mogłam a z kącika moich oczu wyleciała pojedyńcza łza.

-Spokojnie. Nigdzie się nie wybieram-powiedział gładząc moją dłoń i całują w czoło. Starł zabłąkaną łzę i pochylił głowę całując moją poranioną dłoń. Po czym zaczął cicho płakać.

-Przepraszam.-powiedział łamliwym głosem.

-Proszę-powiedziałem prawie niedosłyszalnym głosem i popatrzyłam na moich rodziców zbolałym, pełnym bólu wzrokiem. Widziałam, że cierpią. Nie wiedzieli co zrobić. Luke był synem Anerona, który mnie tak bardzo skrzywdził.

 Poczułam pieczenie, kiedy Fairen zaczął opatrywać moje rany. Łzy poleciały po moich policzkach i mocniej ścisnęłam dłoń Luke'a. Kiedy Fairen skończył, praktycznie całe moje ręce i nogi były w bandażach. Przez cały czas ciężko oddychałam, lecz kiedy Fairen zajął się moimi plecami zaczęłam krzyczeć z ból. Luke przytrzymywał mnie abym nie sprawiała sobie jeszcze większego cierpienia. Każde dotknięcie  mokrą szmatką albo nakładanie maści było prawie tak samo okropne jak tortury, które przeszłam u Anerona. Moja matka i ojciec starali się pomagać Fairenowi jak tylko mogli. Podawali materiały nasączone środkami odkażającymi lub eliksirami leczącymi. Robili wszystko co umieli aby skrócić to cierpienie. Lukestian cały czas trzymał  mnie w  swoich ramionach i mówił mi do ucha, że wszystko będzie dobrze. Kiedy to wszystko się skończyło byłam skrajnie wyczerpana. Położyli  mnie delikatnie na bolu i zrobili zimne okłady. Moja matka cały czas płakała, a ojciec zachował zimną krew chociaż widziałam, że to dla niego ciężkie. Patrzenie jak własne dziecko tak bardzo cierpi również jest wielką katuszą. Po chwili nie mogłam już wytrzymać i zemdlałam.

*****

Nie wiedziałam gdzie się znajduję. Miałam wrażenie, że latam w jakiejś próżni. Wszędzie dookoła mnie panowała dobrze mi znana ciemność. Jedynym kolorem w tym mroku były moje skrzydła, które lekko poruszały się w przód i tył. Kiedy myślałam, że chociaż przez chwilę odpocznę wokół mnie wybuchły płomienie ognia. Chciałam uciekać, ale nie mogłam się ruszyć. Całe moje ciało było sparaliżowane. Ogień z każdą chwilą zbliżał się do mnie coraz szybciej. Najpierw zatliły się czubki lotek a potem całe moje skrzydła paliły się jak jedno wielkie ognisko. Żywioł przeszedł z skrzydeł na moją skórę. Myślałam, że poczuję niewyobrażalny ból, ale to się nie stało. Moje ciało zaczęło się topić, a ja nie mogłam się ruszyć i byłam skazana na ten widok. Próbowałam krzyczeć, lecz nie byłam w stanie. Nie mogłam się ruszyć. Byłam niczym. Zaczęłam znikać. Kawałek po kawałku.

 Obudziłam się głośno oddychając. Moje oczy były mokre od łez. Płakałam w czasie snu? To jest możliwe? Poczułam, że na moim czole spoczywa zimny okład, który zdążył się już ogrzać. Wszystko było zamglone. Nagle zauważyłam trzy postacie po prawej stronie pokoju. Nie zobaczyłam kto to, bo nie mogłam skupić wzroku. Wszystko dwoiło i troiło mi się przed oczami. Po chwili usłyszałam krzyki.

-Odejdź stąd !-krzyknął Luke. Był wściekły jak nigdy dotąd. Prawie go nie poznałam.

-Synu, proszę daj mi się wytłumaczyć. Słysząc ten głos aż cała się zatrzęsłam. Nie. Tylko nie on, błagam. Całe moje ciało dostało drgawek. Chciałam uciec jak najdalej od niego. W jednym pokoju znajdowałam się ja i mój kat. Aneron.

-Ja nie chcę-wyjąkałam i chciałam uciec, ale nie miałam siły aby się ruszyć a co dopiero wstać z łóżka. To było ponad moje siły. Poczułam się jakby ktoś zamknął mnie w klatce z groźnym tygrysem, który zaraz rozerwie mnie na kawałki . Nie miałam żadnej drogi ucieczki.

-Clarie, spokojnie on nic ci nie zrobi-powiedział łagodnym głosem Luke, jednocześnie podchodząc do mnie i przytulając. Cała się trzęsłam. W końcu mój wzrok się wyostrzył i wszystko zobaczyłam. W tym pokoju poza naszą tróją znajdowała się również moja matka, która odgradzała mnie od Anerona. Władca ognia zrobił krok w moją stronę, a  ja krzyknęłam przerażona. Moja mama natychmiast zareagowała i przy pomocy ziemi nad, którą panowała, posłała Anerona na drugi koniec pokoju.

-Jeśli zrobisz chociaż jeden krok w jej stronę srogo tego pożałujesz-krzyknęła zdenerwowanym głosem.

-Meriolis, daj mi porozmawiać z synem. Tu chodzi o moją rodzinę. Nie wtrącaj się !-powiedział podniesionym głosem Aneron. Wstał, otrzepał swój płaszcz i kontynuował kłótnie.

-Ja mam się nie wtrącać?! Po tym co zrobiłeś mojej córce?Co ty sobie wyobrażasz?! Zostałeś wpuszczony do mojego zamku tylko dlatego, że tak nakazuję Prawo ! Jednak jeśli zbliżysz się do mojego dziecka to nie ręczę za siebie, Aneronie !-wykrzyknęła moja matka groźnym tonem, którego jeszcze u niej nie słyszałam.

-Zrozum, ja  myślałem, że ona...

-Zamilknij w końcu ! Myślałeś? Ty myślałeś? Proszę cię nie denerwuj mnie jeszcze bardziej ! Wszyscy wiedzą, że odkąd nad Anabelią panuję klątwa ty nie myślisz logicznie ! Prawdą jest to, że Luke żyję a Clarie jest na granicy życia i śmierci, a to wszystko jest twoją winą !Ona... Ona może przez ciebie umrzeć !-powiedziała łamiącym się głosem Meriolis.

-Rozumiem, ale...

-Nie. Nie rozumiesz co to za ból ! Nie chcę znowu tego przechodzić.-stwierdziła Meriolis słabym głosem, który przypominał szept. Popatrzyłam zbolałym wzrokiem na swoją rodzicielkę, która była na skraju załamania. Dużym ciosem było wysłanie mnie na ziemie aby mnie chronić. Jednak moja śmierć zabiłaby część jej serca. Dla każdej matki śmierć własnego dziecka to koszmar, którego nikt nikomu nie życzy.

-Meriolis, posłuchaj. Ja mogę jej pomóc. Posiadam moc, która...

-Nie ! Nie masz prawa się do niej zbliżyć ! Jeśli to zrobisz nie będę się wahać i od razu Cię zabiję !-powiedziała z krzykiem.

-Luke...-wyjęczałam. W tym momencie poczułam słony smak swoich łez, które płynęły po moich policzkach strumieniami. Moje ciało cały czas było pod pod wpływem drgawek.  A Luke przez cały ten czas trzymał mnie w ramionach i głaskał po głowie.

-Cii, wszystko będzie w porządku. Jesteś bezpieczna.-powiedział mi spokojnie.

-Luke, proszę ja nie chcę...On, on chcę mnie zabić ! Ogień...-wyjąkałam. Przed moimi oczami pojawiły się czerwono-pomarańczowe płomienie powoli zbliżające się do mnie. Wszystko dookoła zaczęło się zamazywać. Moja głowa zaczęła boleć tak samo jak plecy tylko, że one zaczęły nie miłosiernie piec. Czoło pokryło się kropelkami potu a język był suchy jak wiór.

-Kochanie, spokojnie-powiedział gładząc mnie po głowie.

-Nie ! Wszędzie jest ogień!-krzyknęłam przerażona.

Do bólu dołączyły także mroczki, które zaczęły latać jak szalone przed moim oczami.

-Córeczko, co się dzieję ?!-zapytała Meriolis podchodząc do mnie. Miała bardzo zmartwiony wyraz twarzy.

-Ogień !-Wymamrotałam. Wszystko zaczął pochłaniać żywioł a ja zaczęłam szybciej oddychać. Ból zwiększył się tak, że aż prawie nie mogłam wytrzymać.  Miałam wrażenie jakbym moja głowa miała pęknąć na dwie połowy.

-Szybko, biegnij po Fairen'a !-krzyknął brunet do mojej matki.

-Ale...

-Nic jej się nie stanie. Obiecuję-powiedział Luke ze zdenerwowaniem. Meriolis patrzyła na nas nie pewnie wahając się, lecz w końcu pobiegła po pomoc. W drzwiach jeszcze raz popatrzyła na mnie wzrokiem pełnym obaw.

-Luke, porozmawiajmy-powiedział Aneron gdy upewnił się, że mojej matki nie ma  w zasięgu wzroku.

-Powiedziałem żebyś mnie zostawił ! Nie chcę cię znać! Tyle Ci wystarczy?-warknął Luke.

-Synu, błagam. Wybacz mi...

-Nie rozumiesz co do ciebie powiedziałem? Jak mam Ci wybaczyć skoro skrzywdziłeś najbliższą dla mnie osobę? Ona może umrzeć przez twoje chore wyobrażenia ! Rozumiem, że tęsknisz za mamą. Ja też, ale nie rozumiem dlaczego zrobiłeś to Clarie? Dlaczego? Jak mam ci to wybaczyć? Ojcze ja nie mogę...-powiedział Luke odwracają wzrok od Anerona. Władca ognia  nie wiedział co ma powiedzieć. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie.

-Luke. Pomogę Clarie. Tylko mi pozwólcie-powiedział po chwili ciszy.

-Nie. Nie zbliżaj się do niej. Już i tak wystarczająco ją skrzywdziłeś. Nie pozwolę Ci tego powtórzyć.

-Lukestianie. Wiesz, że mogę ją uratować.

-Nie-głos Luke'a był zimny jak lód.

Dookoła mnie wszystko było w ogniu. Zasłony, meble, dywan nawet ściany. Moim ciałem wstrząsnęła nowa fala drgawek.

-Cicho. Tu niczego nie ma.-przyciskając rękę do mojego czoła.

-Ona majaczy. Naprawdę jest z nią źle. Luke...

-Luke, ja się palę ! -krzyknęłam czują przeszywający ból.

-Wszystko będzie dobrze.- mówił Luke starają się mnie uspokoić.

-Luke. Skończ to ! Ja  już nie mogę-wykrzyknęłam słabym głosem. Chwyciłam za jego koszulę i lekko pociągnęłam. Popatrzyłam na niego z bólem. Z każdą chwilą było coraz gorzej.

-Clarie, co ty wygadujesz?!-powiedział i mocniej mnie przytulił.

-Boli.-wyszeptałam. W tym momencie pojawił się Fairen i moja matka.

-Szybko obróćcie ją-powiedział zdenerwowany.

Luke delikatnie przekręcił mnie na bok aby mnich mógł przyjrzeć się moim raną na plecach. Fairen nie czekał ani chwili dłużej i od razu zdjął opatrunki. Zaklął cicho pod nosem widząc moje rany.

-Wdało się zakażenie. Szybko podajcie mi leczniczy eliksir.

-Mogę pomóc-odezwał się ponownie Aneron.

-Ojcze, nie.

-Luke, ty dobrze wiesz, że mam taką moc aby pomóc Clarie.

-Aneronie mówiłam ci, że...

-Meriolis, poczekaj. Jaką dokładnie masz moc?-zapytał Fairen.

-Mogę zamykać rany, leczyć złamane kości, zatrzymywać krwotoki.  Moja moc działa na wszystkie dolegliwości.

-A co z zakażeniami? -zapytał pośpiesznie. Na jego twarzy pojawiła się nadzieją.

-Z nimi tez daję sobie radę. Tylko, że to jest bolesne.

-Hmm, Meriolis daj mu spróbować.-powiedział po chwili zastanowienia.

-Co?! Nigdy!-wrzasnęła moja matka.

-Jeśli tego nie zrobisz, Clarie umrze ! Jej stan jest krytyczny ! Nie pomogły żadne z moich eliksirów!

-Ale Fairen... On...-powiedziała łamliwym głosem moja mama.

-Do jej ran wdało się  silne zakażenie. Myślałem, że uda mi się ją wyleczyć, ale moje eliksiry nie dały żadnego efektu. Pojawiła się wysoka gorączka i omamy. Jeśli nie damy mu spróbować Clarie umrze za kilka godziny i to w męczarniach ! Naprawdę tego chcesz ?

Nie... Ja... Naprawdę nie ma innego wyjścia?

- Przykro mi.  On jest jej jedyną nadzieją...

-Moja Clarie...-wyszeptała z bólem.

-Meriolis, błagam-powiedział Luke.

-Dobrze. Aneronie...proszę ocal ją. Nie mogę jej stracić.-powiedziała po chwili zastanowienia.

-Zrobię wszystko co w mojej mocy. To przecież ja jestem odpowiedzialny za jej stan.

-Kochanie...-powiedziała gładząc moje czoło.

-Synu, będziesz musiał ją przytrzymać aby nie zrobiła sobie krzywdy.

-Dobrze.-odpowiedział Luke i mocniej przycisnął mnie do swojej piersi. Aneron powoli podszedł do mnie i dotknął moich pleców. Przez chwilę nic się nie działo, lecz za chwilę poczułam tak ogromny ból, że nie mogłam wytrzymać. Krzyknęłam i zwiotczałam w ramionach Luke'a.

****

Drzewa. Wszędzie dookoła mnie te przeklęte rośliny. Obok mnie one a na górze nieskończona ciemność. Genialnie ! Znowu jestem w tym popapranym śnie. Leżałam sobie przez chwilę myśląc o moim beznadziejnym życiu, lecz stwierdziłam, że to i tak nic mi nie  da i wstałam. Zaczęłam biec sama nie wiedząc czemu. Po prostu biegłam przed siebie nie mogąc się zatrzymać. W pewnym momencie z moich pleców wystrzeliły skrzydła a ja odbiłam się od ziemi i poszybowałam w górę. Latałam tak przez kilka chwil ciesząc się chwilą spokoju kiedy przed moją twarzą pojawił się nieznajomy. Wrzasnęłam i poleciałam w dól. Zaczęłam machać rękami i nogami jak szalona, ale to nic nie dawało. Gdy byłam metr od uderzenia tajemniczy chłopak złapał mnie w ostatnim momencie i wzniósł w górę. Popatrzyłam na niego przerażona a on zaczął się ze mnie śmiać. Wyrwałam się z jego objęć i poleciałam jak najdalej od niego. No i tym sposobem zaczęła się kolejna nasza gonitwa. Latał tak za mną przez kilka chwil i kiedy myślał, że już mnie złapał ja gwałtownie się zatrzymałam i pofrunęłam do góry. On zagapił się na mnie i sam wpadł w suche gałęzie tych cholernych drzew.

-Ej?! Co to miało być?!-krzyknął rozbawiony. Wisiał zaplątany na jednej z gałęzi patrząc się na mnie z uśmiechem  na twarzy.

-To się nazywa unik, mądralo !

-Naprawdę nie miałem zielonego pojęcia-wykrzyknął i podfrunął do mnie. Chwycił moje nadgarstki i zaczął pchać ku ziemi.

-Puść mnie!-krzyknęłam spanikowana, kiedy byliśmy niebezpiecznie blisko powierzchni.

-No i co z tym twoim unikiem?-zapytał zaczepnie.

-Ja ci zaraz pokaże unik-krzyknęłam. W ostatniej chwili szarpnęłam nagdarstkami a kiedy on się zachwiał zmieniłam pozycję tak że teraz ja byłam na górze a on na dole. Nieznajomy szybko ocenił sytuację i schował skrzydła. Wylądował na zgiętych nogach i skoczył na mnie. Ja schowałam skrzydła i chciałam uskoczyć w bok, ale on domyślił się co chcę zrobić i powalił mnie na ziemie swoim ciężarem.

-Dobra, wygrałeś tym razem. Złaź ze mnie -powiedziałam przyglądając się jego twarz, która była niebezpiecznie blisko mojej.

-A jeśli ta pozycja mi się podoba?-zapytał z szelmowskim uśmiechem.

-Ciekawe jak ta ci się spodoba.-powiedziałam. Zaczepiłam prawą noga o jego odwracając jego uwagę i przewróciłam go na plecy przyciskając łokieć do jego szyi.

-Hmmm...całkiem nieźle. Ale kiepsko odwracasz uwagę.

-Serio? Może ty robisz to lepiej?-spytałam trochę podminowana.

-A żebyś wiedziała. Zobacz jak się to powinno robić-powiedział i gwałtownie mnie pocałował. Odskoczyłam od niego szybko.

-Co ty sobie myślisz?-wrzasnęłam.

-To, że świetnie odwróciłem twoją uwagę.-powiedział i chwilę potem stałam przyciśnięta do drzewa całym ciężarem jego ciała.

-Może i tak.

-Watpisz w to? Zademonstrować to jeszcze raz?

-Nie dzięki. Jeden raz wystarczy.-stwierdziłam.

-Jak chcesz-powiedział puszczając mnie i śmiejąc się.

-Twoje skrzydła są czarne... Jak?-zapytałam się przyglądając się jego skrzydłom. Były takie same jak Luke'a, ale miały kolor czarny.

-Dowiesz się tego w swoim czasie.-powiedział jak zwykle.

-Aha, jasne. Tak samo jak poznam twoje imię?

-Dokładnie.-powiedział uśmiechając się.

-Dlaczego nie teraz?

-Znasz już odpowiedź.

-Nie nadszedł jeszcze odpowiedni czas. Bla bla bla Takie rzeczy to możesz wciskać komuś innemu.

-Clarie.  Zrozumiesz to. Obiecuję, ale prawda może okazać się...

-Porąbana, dziwna, nienormalna?

-Bolesna.

-Świetnie. Jakby to co teraz przechodzę było rajem.

-Clariesten. Jesteś spadkobierczynią korony. Twoje życie nie będzie łatwe. Musisz to pojąć.

Na razie chcę przeżyć a zważając na to, że rozmawiamy wygląda na to, że jeszcze żyję.

-Spróbowała byś tylko nie.

-Co?

-Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ważna jesteś.

-Daj spokój, Darkboy'u.

-Że co?  Jak ty mnie nazwałaś?

-Darkboy. Ciesz się, że nie inaczej.

-Hahaha niech będzie.Ale dlaczego akurat tak ?

-Ponieważ skrywasz jakąś tajemnicę i jesteś bardzo mroczny.

-Hmmm to by się zgadzało.

-Jeśli ci nie pasuję powiedz mi swoje prawdziwe imię.

-Nie martw się już niedługo je poznasz. Ale niestety na razie będziemy musieli się rozstać.

Dlaczego?

-Zaraz się obudzisz. Do następnego razu.

-Skąd ty to wiesz?

-Mam swoje sposoby. -powiedział i rozpłynął się.

-Jak ty to do jasnej cholery robisz ?

W odpowiedzi usłyszałam cichy chichot. Nic poza tym. Świetnie. Zaraz się obudzę i cały ból powróci. Nie ma co tylko pozazdrościć. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie aż tak źle. Ciekawe czy Aneron mnie uleczył i jak się obudzę to zaraz umrę. Zobaczymy.

 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

 No rozdział tak na szybko, bo jedna pani się nie mogła doczekać.

Przepraszam za masę błędów, ale naprawdę wszystko było na szybko pisane i sprawdzane, więc przepraszam....

Mam nadzieję, że pojawi się dużo komentarzy<3

Pozdrawiam Asikeo^^

7 komentarzy:

  1. No nareszcie! Tyle czekałam na ten rozdział i się doczekałam. Bardzo fajny rozdział, w niektórych momentach było nawet trochę zabawnie, powiało też grozą, więc czego chcieć więcej? CZekam na kolejny rodział. Weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Huhu i jest nareszcie rozdział :D
    To dzięki temu, ze tak Ci o to głowę trułam :P
    To po pierwsze dziękuję za dedykacje :*
    A teraz co do treści :)
    Nie mogę uwierzyć, że Aneron tak momentalnie się odmienił!!
    Co mu się stało?
    Przecież chyba tak dobrodusznie nie chce jej pomóc. To nie w jego stylu..
    Mam nadzieje, ze nie knuje żadnego podstępu...
    Arr Luke *_*
    Po prostu kocham Go...
    Ja chcę takiego chłopaka, zeby tak się mną opiekował jak on Clarie <3
    Zazdroszczę jej...
    Chociaż ile dziewczyna musi ciepieć
    Mam nadzieje, ze nie długo to sie zmieni...
    I boszz.. współczuje jej...
    Ja bym zwariowała, jakby ktoś się ze mną tak droczył jak ten nieznajomy...
    Niech on wreszcie powie jak ma na imię no...
    Ogólnie rozdział uważam, ze i tak i tak za krótki mimo, ze go specjalnie przedłużyłaś dla mnie :P
    Tak czytam i znów nawet się nie spostrzegłam a tu koniec...
    Masakra...
    Mam nadzieję, ze kolejny w miare szybko dodasz :)
    Pozdrawiam
    Staniuniuniuniu xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze - dzięki za dedykację! ;d
    Po drugie - zarąbisty rozdział, tylko mnie też trochę się podejrzane wydaje, że Aneron nagle okazuje skruchę i robi się taki dobry.. No ale, myślę że o jego prawdziwych intencjach się przekonamy w następnych rozdziałach ;p
    Już czekam na ciąg dalszy i mam nadzieję, że w związku ze zbliżającymi się wakacjami będziesz dodawać dużo częściej :>

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej ;)
    Świetny rozdział
    Nadrobiłam już wszystko
    I jest megga super
    Czekam na next
    Pozdrawiam
    Aqua
    Ps. Zapraszam http://aquasenshi.blogspot.com/2014/06/15-serce-kamie-gowa-nas-zwodzi.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Woow! Aneron jest jednak dobry?
    Siemka, sorka że tak z dupy i bez powitania zaczynam komentarz, ale zatkało mnie. On dobry? Coś mi się nie chce wierzyć w tą dobroć, albo udawana, albo robi to tylko dlatego, żeby przypodobać się Luke'owi.
    I druga kwestia, co to za "Darkboy" który całuje Clarie. I dlaczego nawiedza ją wsnach, i dlaczego ona go znienawidzi, jak gowie się, kim jest i czemu Clarie cały czas cierpi? Tyle pytań...
    No ale z tym bólem to przesadziłaś trochę. Moim zdaniem to za dużo jak dla takiej dziewczyny. Ten ogień, te wszystkie trucizny, rany...Ale to tylko moja opinia, poza tym rodział supcio :D
    Dziękuję za dedykację, pozdrawiam i życzę duużo weny i zdrówka
    Wiktusia

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś mi tu śmierdzi... Hm... Jakim cudem Aneron jest taki dobry i chętny do pomocy ? Albo to jakiś brudny plan, albo chciał się przypodobać Lukeowi. Nie wiem czy kiedykolwiek o tym pisałam, ale kocham twoje poczucie humoru. Czasem jest taka poważna sytuacja, a ty wyjeżdzasz z "tępym dziadem" albo kimś kto się naćpał i myślał że jest fretką. Oczywiście jak zwykle masakra, bo biedna Claire wciąż cierpi. Czy ty kiedyś dasz tej dziewczynie chwilę wytchnienia ? Jak zawsze uwielbiam Luka, bo kto by nie kochał tak opiekuńczego faceta. (Aneron jest naprawdę podejrzanym typem). Rozdział był ładnie długi, ale tak szybko czytałam, że nie wiem kiedy zniknął. Naprawdę skąd czerpiesz te pomysły ? Aha kiedyś sny Claire były nawet zrozumiałe, bo śniła o domu, no ale teraz ? Co to jest za koleś ? Strasznie mnie wkurza ta jego tajemniczość. I skąd on wie co Claire robi i kim w ogóle jest !? O co w ogóle z nim chodzi ? Jakby ze mną się tak droczył to chybabym mu w końcu w pysk dała no ! Dobra poniosło mnie z nim. A właśnie ! Te jego skrzydła... Nic nie rozumiem. Jestem zachwycona. Rozdział wspaniały ! Do następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział XVIII - Lubię to! ;D
    Pozdrawiam! <33

    OdpowiedzUsuń