niedziela, 18 maja 2014

Rozdział XII




Ten rozdział jak zwykle dedykuję Wiktorii :* Takiemu tam pielgrzymowi <3 !

MEIPF FOREVER ! Dziękuję za wszystkie głupawki i fazy na skajpie !!!




Twitter
Dookoła mnie panował mrok. Słyszałam krzyki i jęki wielu ludzi, ale ich nie widziałam. Wszędzie panowała ciemność przed którą nie można było uciec. Miałam wrażenie, że jestem w jakiejś próżni z której nie można się wydostać. W pewnym momencie odgłosy stały się głośniejsze, bardziej natarczywe.
 Nie wiedziałam co robić. Miałam wrażenie jakby to wszystko chciało mnie pochłonąć. Czerń, wszędzie czerń i krzyki. Chciałam się stąd wydostać, ale nie wiedziałam jak. Nie mogłam uciec. Nagle oślepiło mnie małe światło, które pojawiło się nie wiadomo skąd. Zaczęłam kierować się w jego kierunku, lecz nagle z ciemności wyłoniły się tajemnicze macki i zaczęły ciągnąć mnie do tyłu. Zaczęłam się szarpać i kierować w stronę jasności. Rozpaczliwie walczyłam o każdy krok do przodu, ale macki nie dawały za wygraną. Kiedy już prawie straciłam nadzieję i siłę na wydostanie się ciemność odpuściła.
Obudziłam się cała zalana potem. Na moją twarz padały promienie słońca. Zapomniałam zasłonić wczoraj zasłony przez te wszystkie wydarzenia. Czułam się paskudnie. Świat stracił dla mnie wszystkie kolory. W moim sercu powstała czarna dziura, która pochłonęła całą radość i szczęście. Sama już nie wiem ile łez wczoraj wypłakałam. Teraz nawet one się skończyły. Postanowiłam jak najszybciej wyjść do szkoły. Nie mogłam spojrzeć w oczy ludziom, którzy okłamywali mnie przez większość mojego życia. Nie po tym co mi zrobili. Nie po tych wszystkich kłamstwach, po prostu nie mogłam. Wstałam i poszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej jakieś spodnie, podkoszulek i sweter. Ubrałam się w miarę szybko biorąc pod uwagę moją rękę na temblaku. Popatrzyłam na zegarek. Było przed szóstą. Istniała szansa, że jeszcze się nie obudzili. Po cichu otworzyłam drzwi i na palcach zeszłam na dół. W kuchni nie paliło się światło co znaczyło, że jeszcze nie wstali. Miałam może kilka minut, więc szybko ruszyłam do łazienki. Kiedy zmywałam rozmazany tusz od razu przypomniał mi się Luke i wczorajsza noc. Byłam wdzięczna losowi, że dał mi go w tych ciężkim dla mnie czasie. Wytarłam twarz i pośpiesznie wyczesałam włosy.
Gdy zakładałam drugiego buta usłyszałam jakiś hałas na górze. Wcisnęłam sznurówki w buty, chwyciłam torbę i pobiegłam do drzwi. Zdążyłam usłyszeć wołanie Amandy, lecz nie odwróciłam się. Pobiegłam przed siebie tyle ile miałam sił w nogach.
Wyjęłam z torby odtwarzacz, wcisnęłam słuchawki w uszy i włączyłam muzykę na całą głośność. Postanowiłam pójść dziś do szkoły pieszo. Miałam jeszcze ponad godzinę czasu, więc stwierdziłam, że dam radę. Po jakiś trzydziestu minutach marszu byłam na miejscu. W czasie drogi starałam się o niczym nie myśleć, lecz myśli same do mnie przychodziły. Przed oczyma ciągle pojawiali się moi rodzice zastępczy, Luke, Dante, Darcy i Elizabeth oraz tajemnicza dwójka z mojego snu. Nie chcieli mi dać spokoju nawet teraz. Ciągle dręczyło mnie wrażenie,że skądś ich znam.
Kiedy byłam w szatni zauważyłam idące w moją stronę Darcy i Elizabeth. Przywitałam się z nimi i ruszyłyśmy na górę gdzie miałyśmy pierwszą lekcję. Była nią chemia, którą miałyśmy z naszą wychowawczynią. Dziewczyny od razu zauważyły, że coś jest ze mną nie tak. Nie odzywałam się wcale, byłam strasznie cicha a to do mnie nie pasowało. Normalnie przez cały czas coś gadam, nie mogłę usiedzieć w miejscu lub coś czytam. A tym razem usiadłam i tępo patrzyłam się w ścianę przed sobą.
-Clarie, co się dzieję? Dziś zachowujesz się dziwnie.-powiedziała Darcy a w moich oczach pojawiły się łzy. Z jednej strony nie chciałam nikomu o tym mówić, ale z drugiej musiałam się komuś wygadać. Tłumienie w sobie wszystkiego nie było dla mnie.
Musiałam z kimś porozmawiać, po prostu musiałam, ale to było takie trudne.
-Ja...-powiedziałam a łzy same poleciały mi po policzkach.
-Kochanie, co się stało?-zapytała delikatnie Elizabeth. Popatrzyłam na nią starając się znaleźć spokój w jej zielonych oczach. Ona działała na mnie jak środek uspokajający. Kochałam ją za to, że była taka spokojna, opanowana i bezcenna w takich sytuacjach jak ta.
-Moi rodzice, oni...-próbowałam coś powiedzieć, ale nie byłam w stanie. Dziewczyny zaprowadziły mnie do łazienki i pomogły opanować nerwy. Cała się jeszcze trzęsłam przez szloch, ale przynajmniej przestałam płakać.
-Spokojnie, opowiedz nam co się stało.-powiedziała Ellie wręczając mi chusteczkę.
-Dzięki, wczoraj dowiedziałam się, że.....-przerwałam znów wybuchając płaczem. Miałam już tego dość. Zazwyczaj w ogóle nie płakałam, lecz teraz nie mogłam przestać. Co się ze mną stało?! Nie jestem z tych dziewczyn, które płaczą kiedy złamię się im paznokieć lub obcas. Normalnie jestem twarda, lecz dzisiaj...
-Powoli,nie śpiesz się- powiedziała do mnie Darcy. Patrzyła na mnie zbolałymi oczami widząc mój smutek. Przez ostatnie tygodnie byłyśmy dla siebie jak siostry. Opiekowałyśmy się sobą nawzajem, pocieszałyśmy i rozśmieszałyśmy gdy któraś z nas była smutna. Nie mogę uwierzyć, że przez tak krótki czas strasznie się z nią zżyłam. To samo dotyczy Elizabeth i Dante'go. Nasza czwórka była nierozłączna. No i jeszcze Luke...
-Dowiedziałam się, że jestem adoptowana. Oni...okłamywali mnie przez całe życie-krzyknęłam a łzy poleciały po mojej twarzy kolejny już dzisiaj raz. A one przytuliły mnie i starały pocieszyć. Gdy się uspokoiłam opowiedziałam im wszystko co powiedziała mi Amanda i George. Przez chwilę były wstrząśnięte moimi słowami, ale bez wahania powiedziały:
-Clarie, oni Cię kochają jak własne dziecko. To nie ważne ,że Cię adoptowali. Zapewnili Ci bezpieczny dom i pokochali najmocniej jak mogli.
-Ale dlaczego wcześniej tego mi nie powiedzieli. Dlaczego czekali z tym aż do teraz ?!-powiedziałam załamana. Nie mogłam uwierzyć, że życie może się tak skomplikować w ciągu zaledwie kilku godziny.
-Dlatego, że nie chcieli Cię zranić.
-Nie specjalnie im to wyszło. Czuję się jakby cały mój świat legł w gruzach.-stwierdziłam zrezygnowana. Czułam się jakby moje życie straciło sens. Do tej pory żyłam w szczęśliwej, kochającej się rodzinie, lecz teraz nie wiem jak to będzie wyglądać.
-Wszytko się ułoży zobaczysz.-powiedziała pocieszająco Ellie.
-Musieli mi to powiedzieć wczoraj akurat po spotkaniu z ...-przerwałam nie wierząc, że to mówię.
-Z kim ?-zapytała Darcy.
-Yyyz nikim.-pisnęłam zdenerwowana na samą siebie.
-Clarie, co przed nami ukrywasz ?
-Nic. Naprawdę.-powiedziałam cała czerwona. Boże, jaka ze mnie gaduła...
-Po spotkaniu z kim ? Nie powiesz tego swoim przyjaciółką ?-zapytała Darcy podnosząc jedną brew do góry.
-No dobra... Wczoraj miałam randkę z Lukiem-powiedziałam po chwili. Obie natychmiast wytrzeszczyły oczy i wciągnęły gwałtownie powietrze.
-Co ?!-wrzasnęły jednocześnie a ja aż się skuliłam .
-Dlaczego nam nie powiedziałaś ? Jak było ? Opowiadaj-powiedziała nakręcona Darcy. Myślałam, że zaraz wybuchnie. Wyglądała jakby przedawkowała marsjanki.
-Nic specjalnego poszliśmy do parku, zjedliśmy zapiekanki, pogadaliśmy trochę i....-przerwałam.
-No i co dalej ? Clarie dlaczego musisz przerywać w najlepszym momencie?!
-Pocałowaliśmy się.-powiedziałam i poczułam rumieniec na policzkach.
-No nie-powiedziała Darcy z otwartymi ustami. Prawie zaczęłam się śmiać z jej miny, bo przypominała mi ona rybę.
-To naprawdę nic wielkiego. Później-zaczęłam i natychmiast zatkałam usta ręką. Cholera. Dlaczego ja muszę być taką gadułą ?!-pomyślałam drugi raz dzisiaj.
-Co później ?Clarie no powiedz, proszę !-powiedziała Elizabeth.
Opowiedziałam im w skrócie całe swoje popołudnie z Lukiem a one patrzyły na mnie dziwnie uśmiechnięte. Wyglądały jak naćpane pielgrzymy, które zjadły za dużo budyniu waniliowego i cappuccino. Cieszyłam się, że w końcu mam komu się wygadać. Czułam, że mogę powiedzieć im wszystko i, że znam je przez cale życie.
-No nie czyli tylko ja zostałam bez pary.-stwierdziła smutno Darcy.
-O czym ty mówisz ?-zapytałam.
-No przecież wiadomo o co mi chodzi. Elizabeth jest z Dante'm a ty z Lukiem. Tylko ja zostałam sama na lodzie.
-My nie jesteśmy razem. To była zwykła randka.
-Jak to nie?-zapytała Elizabeth.
-Normalnie.
-Nie wciskaj nam kitu,Clarie.-powiedziała Darcy
-Ale naprawdę...
-Jeśli jeszcze nie jesteście to założę się, że niedługo będziecie. Bez dwóch zdań-powiedziała posyłając mi jeden z tych swoich uśmiechów.
-Nie mam siły dalej się z Wami kłócić-powiedziałam zrezygnowana. Nagle obie wrzasnęły przerażone i zrobiły dziwne miny.
-Co wam jest?
-Ty nie masz siły się kłócić ? Och, koniec świata. To niemożliwe-powiedziała żartobliwie Darcy przyciskając rękę do ust. Elizabeth nie wytrzymała i zaczęła się śmiać a Darcy przyłączyła się do niej.
-Śmieszne,bardzo.-powiedziałam i zaczęłam się śmiać razem z nimi. Byłam im bardzo wdzięczna, że starały się odwrócić moją uwagę od sprawy z moimi rodzicami i jakoś mnie rozweselić. Gdy wyszłyśmy z łazienki czekał na nas Dante. Posłał nam dziwne spojrzenie i spytał co się stało. Poprosiłam dziewczyny, żeby opowiedziały Dante' mu wszystko, bo ja nie miałam na to siły. Kiedy skończyły Dante posłał mi pocieszające spojrzenie, praktycznie powiedział to samo co dziewczyny i przytulił. Stwierdziłam, że lepiej o tym nie myśleć i nie psuć sobie humoru. W szkole jedynym problemem powinny być niezapowiedziane kartkówki a nie takie sprawy.
Lekcję płynęły swoim zwykłym tempem. Niestety na matematyce odbyła się kartkówka, ale dzięki pomocy Luke prawie wszystko wiedziałam. Oddałam kartkę pewna, że dostanę dobrą ocenę. Potem prawie usnęłam na religii gdzie pani Walker wygłosiła nam kazanie na całą lekcję, że wcale się nie uczymy. Dzięki niej nie trzeba iść do kościoła aby wysłuchać długiego monologu. Tylko u niej głównym tematem jest lenistwo uczniów. Zrobiła to dlatego, że z ostatniej kartkówki prawie wszyscy dostali jedynki. Cieszyłam się, że byłam wtedy w szpitalu i jej nie pisałam. Niestety kazanie mnie nie ominęło. Zauważyłam, że wszyscy przysypiali. Obudził nas krzyk pani Walker kiedy wrzasnęła na Jack'a, który usnął i zaczął cicho chrapać. Wszyscy zaczęli się śmiać kiedy zdezorientowany obudził się i nie wiedział gdzie jest. W między czasie ktoś dorysował mu wąsik i wyglądał teraz jak Hitler.
Następną lekcją była fizyka. Pani Markham rozdała nam peryskopy i kalejdoskopy. Boże, nasza klasy jest nienormalna. Nie będę komentować tego co chłopcy z nimi robili. Nawet sama pani Markham była załamana kiedy zauważyła co oni robią. Potem nadszedł czas na długą przerwę. Poszliśmy na stołówkę zjeść obiad. Kiedy na nią szliśmy mignęły mi przed oczami rudę włosy. Gdy zamrugałam już ich nie było, więc szłam dalej dyskutując z Dante'm, że nie uda mu się zjeść trzech babeczek na raz. Nie byłam głodna, dlatego wzięłam tylko kanapkę i sok pomarańczowy. 
Kiedy zjedliśmy poszłam na chwilę do łazienki umyć twarz i ręce, ponieważ całe się kleiły po jedzeniu. Nagle ktoś zakrył mi usta ręką i pociągnął do tyłu. Szybko podniosłam wzrok i zobaczyłam w lustrzę Cassandrę, która krzywo się uśmiechała.
-Tęskniłaś szmato?-powiedziała i w tym samym momencie zaczął ryczeć alarm przeciw pożarowy. Zaczęłam się jej wyrywać, lecz to nic nie dawało była bardzo silna. Rzuciła mną o ścianę a ja uderzyłam głową w kafelki rozcinając jednocześnie czoło. Zamgliło mi się przed oczami a głowę przeszył wielki ból. Złapałam bolące miejsce zdrową ręką i poczułam coś ciepłego między palcami. Popatrzyłam na dłoń na której znajdowała się szkarłatna krew. Moja krew. Super znowu-pomyślałam. Cassandra podeszła do mnie chwytając mnie za gardło i przyciskając do ściany. Nie mogłam złapać oddechu, zakręciło mi się w głowie i jeszcze bardziej zamgliło mi się w przed oczami.
-Szkoda, że nie udało mi się ciebie wcześniej załatwić. Król chciał Cię żywą, ale cóż powiem, że nastąpił wypadek przy pracy.
-O czym ty mówisz ? -udało mi się wychrypieć.
-To ty jeszcze nie wiesz? -popatrzyła w moje oczy i już znała odpowiedź.
-Ładnie, ładnie czyli, oni Ci nie powiedzieli ? Hmmm, mogłam się tego po nich spodziewać to mięczaki. Pewnie bali się twojej reakcji.
Przez cały czas patrzyłam się na nią na wariatkę. Z każda chwilą coraz bardziej się dusząc. Ona chyba to zauważyła, bo otworzyła wolną ręką jedną z kabin i wrzuciła mnie tam jednocześnie zatrzaskując i blokując drzwi.
W pewnym momencie poczułam zapach dymu i zdałam sobie sprawę, że naprawdę się pali. Do tej pory alarm nie dochodził do mojej świadomości, lecz w końcu go usłyszałam. Zaczęłam pchać drzwi, lecz to nie działało.
-Wypuść mnie -krzyczałam, chociaż wiedziałam, że Cassandra już dawno zniknęła.
Waliłam w drzwi, zapach dymu zaczął robić się coraz wyraźniejszy powoli zaczął mnie dusić. Zaczęłam kaszleć, zakryłam brzegiem bluzki do usta i nos. Nie przestawałam uderzać w drzwi. Po jakiś 15 minutach cudem udało mi się jej otworzyć. Padłam na ziemię wycieńczona. Dym sprawił, że oczy zaczęły mi łzawić a powietrzem prawie nie dało się oddychać. Straciłam dużo krwi. Jednak powoli podniosłam się z ziemi i ruszyłam w kierunku drzwi. Kiedy je otworzyłam cały korytarz był już pełen ognia. Powoli zaczęłam iść w kierunku drzwi, lecz ogień odciął mi do niego dostęp. Padłam na kolana, dusząc się dymem który wżerał się w moje płuca uniemożliwiając mi oddychanie. Zaczęłam strasznie kaszleć i nagle z płomieni wyłoniła się jakaś postać. Na początku go nie rozpoznałam, ale kiedy zobaczyłam ciemną czuprynę i błękitne oczy już wiedziałam kogo mam przed sobą. Luke. Ogień otaczał go całego, lecz na nim nie robiło to najmniejszego wrażenia. Jego ubranie w ogóle się nie paliło a on sam nie płonął. Nie wiedziałam czy to halucynację czy prawda.
-Clarie- podbiegł do mnie i wziął mnie na ręce.
-Luke, co ty tu, do cholery robisz?-powiedziałam dusząc się dymem.
-Zaraz Cię stąd zabiorę. Po tych słowach zaczął mnie nieść w stronę drzwi. Ogień rozstępował się przed nami. Nie wiedziałam jak to jest możliwe.
Nagle usłyszałam jakieś trzeszczenie. Rozejrzałam się, lecz niczego nie zauważyłam. Wszędzie był ogień. Dosłownie. Chwilę potem cały sufit leciał prosto na nas. Wrzasnęłam przerażona a Luke rzucił mnie do tyłu. Uderzyłam mocno o podłogę, ale przeżyłam. Rozejrzałam się szybko szukając Luke'a. Zauważyłam go dopiero po chwili. Leżał na ziemi a jego lewa noga była przygnieciona gruzem. Musiał dostać w głowę kawałkiem betonu, ponieważ miał na głowię dużą ranę z której lał się strumień krwi. Podniosłam się z ziemi i do niego podeszłam. Sprawdziłam czy oddycha a on powoli otworzył oczy i jęknął. Pomogłam mu się wydostać, lecz z trudnością. Oboje odnieśliśmy poważne urazy, ale nadal cudem trzymaliśmy się na nogach. Nagle reszta sufitu runęła prosto na nas. Luke zdążył popchnąć mnie do tyłu a sam przeturlał się w bok. Głośno jęknął gdy poruszył nogą. Pewnie była złamana, lecz nie to stanowiło teraz największego problemu. Zostaliśmy rozdzieleni ścianą ognia i gruzu. Zauważyłam, że ściana przy Luke'u zaczyna się kruszyć. Wiedziałam co zaraz nastąpi.
-Luke-krzyknęłam rozpaczliwie. Zdążyłam zobaczyć jego twarz i usłyszeć jego krzyk.
-Kocham Cię.-krzyknął i cała ściana zaczęła lecieć prosto na niego. Dostrzegłam przez sekundę jakiś czerwony błysk. Jakieś przejście.
Boże to wyglądało jak wrota z mojego snu. Nie to nie możliwe. Zauważyłam tylko jakiś ruch i z ściany pozostała tylko kupa gruzu a pod nią Luke. A przynajmniej tak mi się zdawało. Nie wiedziałam czy to co widziałam było prawdziwe czy to jakieś przewidzenia przez niedotlenienie mózgu. Jednak prawda była taka, że Luke zniknął. Nie wiedziałam czy leży pod gruzami czy jest tam gdzie nie mam pojęcia.
-Nie -krzyknęłam głosem rozdzierającym serce. Poczułam ból gorszy od tego fizycznego. Moje serce pękło na tysiąc kawałków. Wtedy zdałam sobie sprawę, że też go kocham. Teraz raczej kochałam. Boże, poznałam go dopiero kilka tygodni temu a on stał się dla mnie bardzo bliski. Od samego początku miałam wrażenie, że skądś go znam. Może to była miłość od pierwszego wejrzenia? Może spotkaliśmy się w innym wcieleniu? Wiem jedno. Mimo, że znałam go bardzo krótko pokochałam całym sercem. Jego tajemniczość, spokój, poczucie humoru i wszystkie inne jego zalety sprawiły, że coś do niego poczułam. Nasze pierwsze spotkanie kiedy uratował mnie przed upadkiem. Wspólne rozmowy w szpitalu. Odrabianie lekcji. No i nasza pierwsza i za razem ostatnia randka. Nie, to nie może się dziać. Po prostu nie może...
Ogień zaczął zbliżać się do mnie coraz bardziej. Nie miałam już siły.
Luke. Nie.-pomyślałam i łzy popłynęły mi po policzkach. Zwinęłam się w kulkę. Wiedziałam,że zaraz umrę nie było możliwości aby ktoś mnie uratował. To koniec.
Pomyślałam o moich przybranych rodzicach, Thomasie, Dante'm, Darcy, Elizabeth i wszystkich których poznałam.
Moje życie zaczęło mi lecieć przed oczami. Nie miałam już czym oddychać, cały tlen pochłonął ogień.
Zobaczyłam siebie jako małe dziecko, Amande i George'a i ostatnie miesiące. Nagle zrozumiałam, że moje życie było naprawdę szczęśliwe. Miałam kochających rodziców, przyjaciół i dom.
Kiedy myślałam, że to już koniec pojawiły się jakieś trzy postacie. Nie mogłam uwierzyć. Byli to Dante, Elizabeth i Darcy. Wyszli z płomieni tak samo jak Luke. Na przodzie szła Darcy. Miałam wrażenie jakby ona panowała nad tymi wszystkimi płomieniami. Ogień rozsuwał się tam gdzie ona wskazywała ręką. Chciałam coś powiedzieć, ale nie mogłam. Praktycznie nie mogłam oddychać. Dusiłam się.
-Clarie, spokojnie. Zaraz Cię stąd zabierzemy.-powiedział Dante biorąc mnie na ręcę.
-Ellie, szybko otwieraj portal. Ona nie może oddychać !-powiedziała spanikowana Darcy widząc w jakim jestem stanie. Ellizabeth pokiwała głową i zamknęła oczy. Za chwilę przed nami pojawił się zielony wir. Zaskoczona otworzyłam szeroko oczy widząc portal przed nami. Nie, to muszą być halucynację. To nie może być prawda. To nie możliwe. Nie... Za chwilę Darcy i Elizabeth zniknęły w wirze. Zostaliśmy tylko ja i Dante. Odczekał chwilę i ruszył w kierunku przejścia.
-Czas wrócić do domu Clarie- powiedział i przekroczył wir.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

No ten tego witam !!! Jeśli to czytasz to znaczy, że przeczytałeś/aś ten rozdział ! Dziękuję za to to dla mnie wiele znaczy ! Mam nadzieję, że zostawisz komentarz nawet bardzo krótki ! To motywuję mnie do dalszego pisania ! Ale zapomniałam o najważniejszym... Bardzo, ale to bardzo przepraszam za wszystkie błędy, które się pojawiły w tym rozdziale. No, ale jestem też bardzo ciekawa co sądzicie o tym wpisie. Podobał się czy nie? Jak oceniacie postacie. Kogo lubicie a kogo nie? Chcę wiedzieć wszystko co myślicie !!!

Na razie do zobaczenia !

Asikeo^^

PS.Wiki już boję się twojego komentarza....<3 !

6 komentarzy:

  1. No, bój się mojego komentarza!!!
    Bożeeee w takim momencie skończyć?!? Jak można?!
    Ja Cię kompletnie nie rozumiem. Już wchodzą do wiru i ...i koniec!!
    Dobra, mam nadzieję, że następny będzie szybko, bo jak nie...to...policzymy się!!!
    No to może zacznę od samego początku, a nie tak od końca. Po pierwsze dziękuję z dedykację, kolejną. Twój pielgrzymek jest bardzo szczęśliwy i bardzo dobrze wspomina te wszystkie fazy na skype :* <3
    Biedna Clarie, dowiedziała się, że jest adoptowana, każdego chyba by to przybiło i przewróciło życie do góry nogami. Wielki smutegg ;_;
    Ale na przyjaciół i Luke'a, który jest, jak się domyślałam wcześniej, więcej, niż przyjacielem. I się nie pomyliłam, Lukrie forever!!! <3
    A Cassandra, piękne imię, ale niezbyt dobrze dobrane... Boże co za suka, ja pierdole, ja bym jej przypierdoliła w facjatę, aż by ją po ścianach rozniosło!!! No!!!
    Jak ona mogła, jakis król jej kazał, a co mnie jakiś jebnięty król obchodzi. Ma zostawić Clarie w spokoju!
    Luke, Luke Luke. Dlaczego go zabiłaś?!? Nie mogę ogarnąć, dlaczego on nie może sobie spokojnie żyć, z Clarie, założyć rodzinkę... byłoby lepiej. Ale twoja książka, ty wymyślasz, ja czytam i sie wkurzam xd
    Hmm... co jeszcze, a tak :P Pielgrzym, nieodłączne słowo każdego rozdziału! MEIPF wymiata!!! <3
    Podoba mi się muzyczka do rozdziału, jak zawsze zajebista, bo rock :D
    I na koniec moje ulubione fragmenty:
    1. Myślałam, że zaraz wybuchnie. Wyglądała jakby przedawkowała marsjanki. - taaaak, przedawkowanie marsjanek grozi wieeeelkim wybuchem XD
    2. Wyglądały jak naćpane pielgrzymy, które zjadły za dużo budyniu waniliowego i cappuccino. - OMFG!!! Znowu pielgrzym!!! Ile jeszcze?!
    To by było chyba na tyle... jeśli o czymś zapomniałam, sorkii, aleee... tak dużo się działo, że chyba miałam prawo. :D
    Więc, rozdział po prostu.... emocjonujący i jak zwykle świetny. Masz dodać dalszy ciąg, chcę wiedzieć, co się stało, bo jak nie, to zaraz wybuchnę(nie po marsjankach xd)
    Liczę na wielki rewanż na moim blogu, niedługo noy rozdziałek <3
    Pozdrawiam.xoxo.
    Twój pielgrzymek! :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Asiula wymiatasz xD
    Ja tak to czytam i po prostu nie wierzę, że serio to Ty napisałaś :)
    Kiedyś książkę napiszesz :)
    Mówię Ci :D
    A co do rozdziału xD
    Hmm... nie mogę nadal uwierzyć :)
    Boszz... jak mogłaś zabić Luke no...
    Ty nie dobra Ty :P
    Chcę juz dalszy ciąg no :P
    Co do postaci :P
    Nie trawię Cassandry...
    Jaka ona jest wredna i wgl...
    Grr.... nie tarwię jej...
    Teraz widzę co chwila będą wspominani pielgrzymi :P
    Ejj a takie pytanko ty zażywasz marsjanek :P hehe
    Po prostu zajefajny jest ten rozdział :D
    Ale to wcięcie o tym innym świecie..
    Po prostu fantastyczne no :P
    Aż słów mi brakuje żeby to wszystko opisac ;P
    I o mnie znów wspomniałaś :P hehe
    "-Ellie, szybko otwieraj portal. Ona nie może oddychać !-powiedziała spanikowana Darcy widząc w jakim jestem STANIE."
    Ni i tyle chyba.
    Jestem pod wielkim wrażeniem..
    Czekam z niecierpliwością na następną czesc, bo musiałaś skończyć w najciekawszym momencie no...
    Grr... zabije :P hehe
    Pozdrawiam
    Biały murzyn znęcający się nad murzyńskimi elfami i pielgrzymami :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialny rozdział, musisz obiecać, że w przyszłości będziesz pisarką. Bardzo dużo dzieje się w tym rozdziale. Wygląda na to, że masz aż za nadto pomysłów i po prostu musisz w każdym rozdziale umieścić minimum pięć wątków... Na prawdę coraz lepsze rozdziały ci wychodzą...

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahah nie mogę. Na początku był wielki dramat, w sumie każdy chybaby przeżył taką wiadomość, jak to, że jest się adoptowanym, myślę, że świetnie oddałaś, emocje Claire. Przyjaciółki są wspaniałe bez 2 zdań. Trochę przerażające jest to, że Claire wiecznie musi się coś przytrafić i... boże umrę jesli zabiłas Luke'a ! Jak tak można ? To było cholernie emocjonujące, pochłonełam ten rozdział tak szybko, że ledwo zauważyłam, że się skończył. Momentami było zabawnie (marsjanki, naćpane pielgrzymy i budyń - maprawdę nie ogarniam, dlaczego wciąż są tu pielgrzymi, masz z nimi jakiś problem ? :P ) Cieszę się, że nareszcie wyszło, że ten świat nie był domem Claire..., genialny zwrot akcji. Cassandra jest straszną suką, ale szczerze mam nadzieję, że jeszcze się pojawi i będzie odgrywac jakąs ważną (złą) rolę. Wspaniały rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam zamiar przeczytać wszystko i dopiero potem zacząć regularnie komentować, ale... tego nie mogę zostawić bez komentarza! tyle się działo w tym rozdziale... Luke nie żyje, to nie może być prawdą, jak mogłaś coś takiego zrobić! a ta Cassandra walnięta - jak można chcieć przyprowadzić kogoś żywego jeżeli ciągle próbuje ją zabić? Chociaż ciekawa jestem co jeszcze ta jędza zrobi...
    Podsumowując - świetny rozdział! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. biedna Clarie..
    CLARIE WRESZCIE SIĘ DOWIE KIM NAPRAWDĘ JEST...
    Rozdział XII- lubię to! :D
    lecę do XIII ! ;**

    OdpowiedzUsuń