Ten rozdział jak zwykle dedykuję Wiktorii :* Takiemu tam pielgrzymowi <3 !
MEIPF FOREVER ! Dziękuję za wszystkie głupawki i fazy na skajpie !!!
Dookoła
mnie panował mrok. Słyszałam krzyki i jęki wielu ludzi, ale ich
nie widziałam. Wszędzie panowała ciemność przed którą
nie można było uciec. Miałam wrażenie, że jestem w jakiejś
próżni z której nie można się wydostać. W pewnym
momencie odgłosy stały się głośniejsze, bardziej natarczywe.
Nie
wiedziałam co robić. Miałam wrażenie jakby to wszystko chciało
mnie pochłonąć. Czerń, wszędzie czerń i krzyki. Chciałam się
stąd wydostać, ale nie wiedziałam jak. Nie mogłam uciec. Nagle
oślepiło mnie małe światło, które pojawiło się nie
wiadomo skąd. Zaczęłam kierować się w jego kierunku, lecz nagle
z ciemności wyłoniły się tajemnicze macki i zaczęły ciągnąć
mnie do tyłu. Zaczęłam się szarpać i kierować w stronę
jasności. Rozpaczliwie walczyłam o każdy krok do przodu, ale
macki nie dawały za wygraną. Kiedy już prawie straciłam nadzieję
i siłę na wydostanie się ciemność odpuściła.
Obudziłam
się cała zalana potem. Na moją twarz padały promienie słońca.
Zapomniałam zasłonić wczoraj zasłony przez te wszystkie
wydarzenia. Czułam się paskudnie. Świat stracił dla mnie
wszystkie kolory. W moim sercu powstała czarna dziura, która
pochłonęła całą radość i szczęście. Sama już nie wiem ile
łez wczoraj wypłakałam. Teraz nawet one się skończyły.
Postanowiłam jak najszybciej wyjść do szkoły. Nie mogłam
spojrzeć w oczy ludziom, którzy okłamywali mnie przez
większość mojego życia. Nie po tym co mi zrobili. Nie po tych
wszystkich kłamstwach, po prostu nie mogłam. Wstałam i poszłam do
szafy. Wyciągnęłam z niej jakieś spodnie, podkoszulek i sweter.
Ubrałam się w miarę szybko biorąc pod uwagę moją rękę na
temblaku. Popatrzyłam na zegarek. Było przed szóstą.
Istniała szansa, że jeszcze się nie obudzili. Po cichu otworzyłam
drzwi i na palcach zeszłam na dół. W kuchni nie paliło się
światło co znaczyło, że jeszcze nie wstali. Miałam może kilka
minut, więc szybko ruszyłam do łazienki. Kiedy zmywałam rozmazany
tusz od razu przypomniał mi się Luke i wczorajsza noc. Byłam
wdzięczna losowi, że dał mi go w tych ciężkim dla mnie czasie.
Wytarłam twarz i pośpiesznie wyczesałam włosy.
Gdy zakładałam drugiego buta usłyszałam jakiś hałas na górze.
Wcisnęłam sznurówki w buty, chwyciłam torbę i pobiegłam
do drzwi. Zdążyłam usłyszeć wołanie Amandy, lecz nie odwróciłam
się. Pobiegłam przed siebie tyle ile miałam sił w nogach.
Wyjęłam
z torby odtwarzacz, wcisnęłam słuchawki w uszy i włączyłam
muzykę na całą głośność. Postanowiłam pójść dziś
do szkoły pieszo. Miałam jeszcze ponad godzinę czasu, więc
stwierdziłam, że dam radę. Po jakiś trzydziestu minutach marszu
byłam na miejscu. W czasie drogi starałam się o niczym nie myśleć,
lecz myśli same do mnie przychodziły. Przed oczyma ciągle
pojawiali się moi rodzice zastępczy, Luke, Dante, Darcy i Elizabeth
oraz tajemnicza dwójka z mojego snu. Nie chcieli mi dać
spokoju nawet teraz. Ciągle dręczyło mnie wrażenie,że skądś
ich znam.
Kiedy
byłam w szatni zauważyłam idące w moją stronę Darcy i
Elizabeth. Przywitałam się z nimi i ruszyłyśmy na górę
gdzie miałyśmy pierwszą lekcję. Była nią chemia, którą
miałyśmy z naszą wychowawczynią. Dziewczyny od razu zauważyły,
że coś jest ze mną nie tak. Nie odzywałam się wcale, byłam
strasznie cicha a to do mnie nie pasowało. Normalnie przez cały
czas coś gadam, nie mogłę usiedzieć w miejscu lub coś czytam. A
tym razem usiadłam i tępo patrzyłam się w ścianę przed sobą.
-Clarie,
co się dzieję? Dziś zachowujesz się dziwnie.-powiedziała Darcy a
w moich oczach pojawiły się łzy. Z jednej strony nie chciałam
nikomu o tym mówić, ale z drugiej musiałam się komuś
wygadać. Tłumienie w sobie wszystkiego nie było dla mnie.
Musiałam
z kimś porozmawiać, po prostu musiałam, ale to było takie trudne.
-Ja...-powiedziałam
a łzy same poleciały mi po policzkach.
-Kochanie,
co się stało?-zapytała delikatnie Elizabeth. Popatrzyłam na nią
starając się znaleźć spokój w jej zielonych oczach. Ona
działała na mnie jak środek uspokajający. Kochałam ją za to, że
była taka spokojna, opanowana i bezcenna w takich sytuacjach jak
ta.
-Moi
rodzice, oni...-próbowałam coś powiedzieć, ale nie byłam w
stanie. Dziewczyny zaprowadziły mnie do łazienki i pomogły
opanować nerwy. Cała się jeszcze trzęsłam przez szloch, ale
przynajmniej przestałam płakać.
-Spokojnie,
opowiedz nam co się stało.-powiedziała Ellie wręczając mi
chusteczkę.
-Dzięki,
wczoraj dowiedziałam się, że.....-przerwałam znów
wybuchając płaczem. Miałam już tego dość. Zazwyczaj w ogóle
nie płakałam, lecz teraz nie mogłam przestać. Co się ze mną
stało?! Nie jestem z tych dziewczyn, które płaczą kiedy
złamię się im paznokieć lub obcas. Normalnie jestem twarda, lecz
dzisiaj...
-Powoli,nie
śpiesz się- powiedziała do mnie Darcy. Patrzyła na mnie zbolałymi
oczami widząc mój smutek. Przez ostatnie tygodnie byłyśmy
dla siebie jak siostry. Opiekowałyśmy się sobą nawzajem,
pocieszałyśmy i rozśmieszałyśmy gdy któraś z nas była
smutna. Nie mogę uwierzyć, że przez tak krótki czas
strasznie się z nią zżyłam. To samo dotyczy Elizabeth i Dante'go.
Nasza czwórka była nierozłączna. No i jeszcze Luke...
-Dowiedziałam
się, że jestem adoptowana. Oni...okłamywali mnie przez całe
życie-krzyknęłam a łzy poleciały po mojej twarzy kolejny już
dzisiaj raz. A one przytuliły mnie i starały pocieszyć. Gdy się
uspokoiłam opowiedziałam im wszystko co powiedziała mi Amanda i
George. Przez chwilę były wstrząśnięte moimi słowami, ale bez
wahania powiedziały:
-Clarie,
oni Cię kochają jak własne dziecko. To nie ważne ,że Cię
adoptowali. Zapewnili Ci bezpieczny dom i pokochali najmocniej jak
mogli.
-Ale
dlaczego wcześniej tego mi nie powiedzieli. Dlaczego czekali z tym
aż do teraz ?!-powiedziałam załamana. Nie mogłam uwierzyć, że
życie może się tak skomplikować w ciągu zaledwie kilku godziny.
-Dlatego,
że nie chcieli Cię zranić.
-Nie
specjalnie im to wyszło. Czuję się jakby cały mój świat
legł w gruzach.-stwierdziłam zrezygnowana. Czułam się jakby moje
życie straciło sens. Do tej pory żyłam w szczęśliwej,
kochającej się rodzinie, lecz teraz nie wiem jak to będzie
wyglądać.
-Wszytko
się ułoży zobaczysz.-powiedziała pocieszająco Ellie.
-Musieli
mi to powiedzieć wczoraj akurat po spotkaniu z ...-przerwałam nie
wierząc, że to mówię.
-Z
kim ?-zapytała Darcy.
-Yyyz
nikim.-pisnęłam zdenerwowana na samą siebie.
-Clarie,
co przed nami ukrywasz ?
-Nic.
Naprawdę.-powiedziałam cała czerwona. Boże, jaka ze mnie
gaduła...
-Po
spotkaniu z kim ? Nie powiesz tego swoim przyjaciółką
?-zapytała Darcy podnosząc jedną brew do góry.
-No
dobra... Wczoraj miałam randkę z Lukiem-powiedziałam po chwili.
Obie natychmiast wytrzeszczyły oczy i wciągnęły gwałtownie
powietrze.
-Co
?!-wrzasnęły jednocześnie a ja aż się skuliłam .
-Dlaczego
nam nie powiedziałaś ? Jak było ? Opowiadaj-powiedziała nakręcona
Darcy. Myślałam, że zaraz wybuchnie. Wyglądała jakby
przedawkowała marsjanki.
-Nic
specjalnego poszliśmy do parku, zjedliśmy zapiekanki, pogadaliśmy
trochę i....-przerwałam.
-No
i co dalej ? Clarie dlaczego musisz przerywać w najlepszym
momencie?!
-Pocałowaliśmy
się.-powiedziałam i poczułam rumieniec na policzkach.
-No
nie-powiedziała Darcy z otwartymi ustami. Prawie zaczęłam się
śmiać z jej miny, bo przypominała mi ona rybę.
-To
naprawdę nic wielkiego. Później-zaczęłam i natychmiast
zatkałam usta ręką. Cholera. Dlaczego ja muszę być taką gadułą
?!-pomyślałam drugi raz dzisiaj.
-Co
później ?Clarie no powiedz, proszę !-powiedziała Elizabeth.
Opowiedziałam
im w skrócie całe swoje popołudnie z Lukiem a one patrzyły
na mnie dziwnie uśmiechnięte. Wyglądały jak naćpane pielgrzymy,
które zjadły za dużo budyniu waniliowego i cappuccino.
Cieszyłam się, że w końcu mam komu się wygadać. Czułam, że
mogę powiedzieć im wszystko i, że znam je przez cale życie.
-No
nie czyli tylko ja zostałam bez pary.-stwierdziła smutno Darcy.
-O
czym ty mówisz ?-zapytałam.
-No
przecież wiadomo o co mi chodzi. Elizabeth jest z Dante'm a ty z
Lukiem. Tylko ja zostałam sama na lodzie.
-My
nie jesteśmy razem. To była zwykła randka.
-Jak
to nie?-zapytała Elizabeth.
-Normalnie.
-Nie
wciskaj nam kitu,Clarie.-powiedziała Darcy
-Ale
naprawdę...
-Jeśli
jeszcze nie jesteście to założę się, że niedługo będziecie.
Bez dwóch zdań-powiedziała posyłając mi jeden z tych
swoich uśmiechów.
-Nie
mam siły dalej się z Wami kłócić-powiedziałam
zrezygnowana. Nagle obie wrzasnęły przerażone i zrobiły dziwne
miny.
-Co
wam jest?
-Ty
nie masz siły się kłócić ? Och, koniec świata. To
niemożliwe-powiedziała żartobliwie Darcy przyciskając rękę do
ust. Elizabeth nie wytrzymała i zaczęła się śmiać a Darcy
przyłączyła się do niej.
-Śmieszne,bardzo.-powiedziałam
i zaczęłam się śmiać razem z nimi. Byłam im bardzo wdzięczna,
że starały się odwrócić moją uwagę od sprawy z moimi
rodzicami i jakoś mnie rozweselić. Gdy wyszłyśmy z łazienki
czekał na nas Dante. Posłał nam dziwne spojrzenie i spytał co
się stało. Poprosiłam dziewczyny, żeby opowiedziały Dante' mu
wszystko, bo ja nie miałam na to siły. Kiedy skończyły Dante
posłał mi pocieszające spojrzenie, praktycznie powiedział to samo
co dziewczyny i przytulił. Stwierdziłam, że lepiej o tym nie
myśleć i nie psuć sobie humoru. W szkole jedynym problemem powinny
być niezapowiedziane kartkówki a nie takie sprawy.
Lekcję
płynęły swoim zwykłym tempem. Niestety na matematyce odbyła się
kartkówka, ale dzięki pomocy Luke prawie wszystko wiedziałam.
Oddałam kartkę pewna, że dostanę dobrą ocenę. Potem prawie
usnęłam na religii gdzie pani Walker wygłosiła nam kazanie na
całą lekcję, że wcale się nie uczymy. Dzięki niej nie trzeba
iść do kościoła aby wysłuchać długiego monologu. Tylko u niej
głównym tematem jest lenistwo uczniów. Zrobiła to
dlatego, że z ostatniej kartkówki prawie wszyscy dostali
jedynki. Cieszyłam się, że byłam wtedy w szpitalu i jej nie
pisałam. Niestety kazanie mnie nie ominęło. Zauważyłam, że
wszyscy przysypiali. Obudził nas krzyk pani Walker kiedy wrzasnęła
na Jack'a, który usnął i zaczął cicho chrapać. Wszyscy
zaczęli się śmiać kiedy zdezorientowany obudził się i nie
wiedział gdzie jest. W między czasie ktoś dorysował mu wąsik i
wyglądał teraz jak Hitler.
Następną
lekcją była fizyka. Pani Markham rozdała nam peryskopy i
kalejdoskopy. Boże, nasza klasy jest nienormalna. Nie będę
komentować tego co chłopcy z nimi robili. Nawet sama pani Markham
była załamana kiedy zauważyła co oni robią. Potem nadszedł
czas na długą przerwę. Poszliśmy na stołówkę zjeść
obiad. Kiedy na nią szliśmy mignęły mi przed oczami rudę włosy.
Gdy zamrugałam już ich nie było, więc szłam dalej dyskutując z
Dante'm, że nie uda mu się zjeść trzech babeczek na raz. Nie
byłam głodna, dlatego wzięłam tylko kanapkę i sok pomarańczowy.
Kiedy zjedliśmy poszłam na chwilę do łazienki umyć twarz i ręce,
ponieważ całe się kleiły po jedzeniu. Nagle ktoś zakrył mi usta
ręką i pociągnął do tyłu. Szybko podniosłam wzrok i zobaczyłam
w lustrzę Cassandrę, która krzywo się uśmiechała.
-Tęskniłaś
szmato?-powiedziała i w tym samym momencie zaczął ryczeć alarm
przeciw pożarowy. Zaczęłam się jej wyrywać, lecz to nic nie
dawało była bardzo silna. Rzuciła mną o ścianę a ja uderzyłam
głową w kafelki rozcinając jednocześnie czoło. Zamgliło mi się
przed oczami a głowę przeszył wielki ból. Złapałam bolące
miejsce zdrową ręką i poczułam coś ciepłego między palcami.
Popatrzyłam na dłoń na której znajdowała się szkarłatna
krew. Moja krew. Super znowu-pomyślałam. Cassandra podeszła do
mnie chwytając mnie za gardło i przyciskając do ściany. Nie
mogłam złapać oddechu, zakręciło mi się w głowie i jeszcze
bardziej zamgliło mi się w przed oczami.
-Szkoda,
że nie udało mi się ciebie wcześniej załatwić. Król
chciał Cię żywą, ale cóż powiem, że nastąpił wypadek
przy pracy.
-O
czym ty mówisz ? -udało mi się wychrypieć.
-To
ty jeszcze nie wiesz? -popatrzyła w moje oczy i już znała
odpowiedź.
-Ładnie,
ładnie czyli, oni Ci nie powiedzieli ? Hmmm, mogłam się tego po
nich spodziewać to mięczaki. Pewnie bali się twojej reakcji.
Przez
cały czas patrzyłam się na nią na wariatkę. Z każda chwilą
coraz bardziej się dusząc. Ona chyba to zauważyła, bo otworzyła
wolną ręką jedną z kabin i wrzuciła mnie tam jednocześnie
zatrzaskując i blokując drzwi.
W
pewnym momencie poczułam zapach dymu i zdałam sobie sprawę, że
naprawdę się pali. Do tej pory alarm nie dochodził do mojej
świadomości, lecz w końcu go usłyszałam. Zaczęłam pchać
drzwi, lecz to nie działało.
-Wypuść
mnie -krzyczałam, chociaż wiedziałam, że Cassandra już dawno
zniknęła.
Waliłam
w drzwi, zapach dymu zaczął robić się coraz wyraźniejszy powoli
zaczął mnie dusić. Zaczęłam kaszleć, zakryłam brzegiem bluzki
do usta i nos. Nie przestawałam uderzać w drzwi. Po jakiś 15
minutach cudem udało mi się jej otworzyć. Padłam na ziemię
wycieńczona. Dym sprawił, że oczy zaczęły mi łzawić a
powietrzem prawie nie dało się oddychać. Straciłam dużo krwi.
Jednak powoli podniosłam się z ziemi i ruszyłam w kierunku drzwi.
Kiedy je otworzyłam cały korytarz był już pełen ognia. Powoli
zaczęłam iść w kierunku drzwi, lecz ogień odciął mi do niego
dostęp. Padłam na kolana, dusząc się dymem który wżerał
się w moje płuca uniemożliwiając mi oddychanie. Zaczęłam
strasznie kaszleć i nagle z płomieni wyłoniła się jakaś postać.
Na początku go nie rozpoznałam, ale kiedy zobaczyłam ciemną
czuprynę i błękitne oczy już wiedziałam kogo mam przed sobą.
Luke. Ogień otaczał go całego, lecz na nim nie robiło to
najmniejszego wrażenia. Jego ubranie w ogóle się nie paliło
a on sam nie płonął. Nie wiedziałam czy to halucynację czy
prawda.
-Clarie- podbiegł
do mnie i wziął mnie na ręce.
-Luke,
co ty tu, do cholery robisz?-powiedziałam dusząc się dymem.
-Zaraz
Cię stąd zabiorę. Po tych słowach zaczął mnie nieść w stronę
drzwi. Ogień rozstępował się przed nami. Nie wiedziałam jak to
jest możliwe.
Nagle usłyszałam jakieś trzeszczenie. Rozejrzałam się, lecz
niczego nie zauważyłam. Wszędzie był ogień. Dosłownie. Chwilę
potem cały sufit leciał prosto na nas. Wrzasnęłam przerażona a
Luke rzucił mnie do tyłu. Uderzyłam mocno o podłogę, ale
przeżyłam. Rozejrzałam się szybko szukając Luke'a. Zauważyłam
go dopiero po chwili. Leżał na ziemi a jego lewa noga była
przygnieciona gruzem. Musiał dostać w głowę kawałkiem betonu,
ponieważ miał na głowię dużą ranę z której lał się
strumień krwi. Podniosłam się z ziemi i do niego podeszłam.
Sprawdziłam czy oddycha a on powoli otworzył oczy i jęknął.
Pomogłam mu się wydostać, lecz z trudnością. Oboje odnieśliśmy
poważne urazy, ale nadal cudem trzymaliśmy się na nogach. Nagle
reszta sufitu runęła prosto na nas. Luke zdążył popchnąć mnie
do tyłu a sam przeturlał się w bok. Głośno jęknął gdy
poruszył nogą. Pewnie była złamana, lecz nie to stanowiło teraz
największego problemu. Zostaliśmy rozdzieleni ścianą ognia i
gruzu. Zauważyłam, że ściana przy Luke'u zaczyna się kruszyć.
Wiedziałam co zaraz nastąpi.
-Luke-krzyknęłam
rozpaczliwie. Zdążyłam zobaczyć jego twarz i usłyszeć jego
krzyk.
-Kocham
Cię.-krzyknął i cała ściana zaczęła lecieć prosto na niego.
Dostrzegłam przez sekundę jakiś czerwony błysk. Jakieś
przejście.
Boże
to wyglądało jak wrota z mojego snu. Nie to nie możliwe.
Zauważyłam tylko jakiś ruch i z ściany pozostała tylko kupa
gruzu a pod nią Luke. A przynajmniej tak mi się zdawało. Nie
wiedziałam czy to co widziałam było prawdziwe czy to jakieś
przewidzenia przez niedotlenienie mózgu. Jednak prawda była
taka, że Luke zniknął. Nie wiedziałam czy leży pod gruzami czy
jest tam gdzie nie mam pojęcia.
-Nie
-krzyknęłam głosem rozdzierającym serce. Poczułam ból
gorszy od tego fizycznego. Moje serce pękło na tysiąc kawałków.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że też go kocham. Teraz raczej
kochałam. Boże, poznałam go dopiero kilka tygodni temu a on stał
się dla mnie bardzo bliski. Od samego początku miałam wrażenie,
że skądś go znam. Może to była miłość od pierwszego
wejrzenia? Może spotkaliśmy się w innym wcieleniu?
Wiem jedno. Mimo, że znałam go bardzo krótko pokochałam
całym sercem. Jego tajemniczość, spokój, poczucie humoru i
wszystkie inne jego zalety sprawiły, że coś do niego poczułam.
Nasze pierwsze spotkanie kiedy uratował mnie przed upadkiem. Wspólne
rozmowy w szpitalu. Odrabianie lekcji. No i nasza pierwsza i za razem
ostatnia randka. Nie, to nie może się dziać. Po prostu nie może...
Ogień
zaczął zbliżać się do mnie coraz bardziej. Nie miałam już
siły.
Luke.
Nie.-pomyślałam i łzy popłynęły mi po policzkach. Zwinęłam
się w kulkę. Wiedziałam,że zaraz umrę nie było możliwości aby
ktoś mnie uratował. To koniec.
Pomyślałam o moich przybranych rodzicach, Thomasie, Dante'm, Darcy,
Elizabeth i wszystkich których poznałam.
Moje
życie zaczęło mi lecieć przed oczami. Nie miałam już czym
oddychać, cały tlen pochłonął ogień.
Zobaczyłam
siebie jako małe dziecko, Amande i George'a i ostatnie miesiące.
Nagle zrozumiałam, że moje życie było naprawdę szczęśliwe.
Miałam kochających rodziców, przyjaciół i dom.
Kiedy
myślałam, że to już koniec pojawiły się jakieś trzy postacie.
Nie mogłam uwierzyć. Byli to Dante, Elizabeth i Darcy. Wyszli z
płomieni tak samo jak Luke. Na przodzie szła Darcy. Miałam
wrażenie jakby ona panowała nad tymi wszystkimi płomieniami. Ogień
rozsuwał się tam gdzie ona wskazywała ręką. Chciałam coś
powiedzieć, ale nie mogłam. Praktycznie nie mogłam oddychać.
Dusiłam się.
-Clarie,
spokojnie. Zaraz Cię stąd zabierzemy.-powiedział Dante biorąc
mnie na ręcę.
-Ellie,
szybko otwieraj portal. Ona nie może oddychać !-powiedziała
spanikowana Darcy widząc w jakim jestem stanie. Ellizabeth pokiwała
głową i zamknęła oczy. Za chwilę przed nami pojawił się
zielony wir. Zaskoczona otworzyłam szeroko oczy widząc portal przed
nami. Nie, to muszą być halucynację. To nie może być prawda. To
nie możliwe. Nie... Za chwilę Darcy i Elizabeth zniknęły w wirze.
Zostaliśmy tylko ja i Dante. Odczekał chwilę i ruszył w kierunku
przejścia.
-Czas
wrócić do domu Clarie- powiedział i przekroczył wir.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No, bój się mojego komentarza!!!
OdpowiedzUsuńBożeeee w takim momencie skończyć?!? Jak można?!
Ja Cię kompletnie nie rozumiem. Już wchodzą do wiru i ...i koniec!!
Dobra, mam nadzieję, że następny będzie szybko, bo jak nie...to...policzymy się!!!
No to może zacznę od samego początku, a nie tak od końca. Po pierwsze dziękuję z dedykację, kolejną. Twój pielgrzymek jest bardzo szczęśliwy i bardzo dobrze wspomina te wszystkie fazy na skype :* <3
Biedna Clarie, dowiedziała się, że jest adoptowana, każdego chyba by to przybiło i przewróciło życie do góry nogami. Wielki smutegg ;_;
Ale na przyjaciół i Luke'a, który jest, jak się domyślałam wcześniej, więcej, niż przyjacielem. I się nie pomyliłam, Lukrie forever!!! <3
A Cassandra, piękne imię, ale niezbyt dobrze dobrane... Boże co za suka, ja pierdole, ja bym jej przypierdoliła w facjatę, aż by ją po ścianach rozniosło!!! No!!!
Jak ona mogła, jakis król jej kazał, a co mnie jakiś jebnięty król obchodzi. Ma zostawić Clarie w spokoju!
Luke, Luke Luke. Dlaczego go zabiłaś?!? Nie mogę ogarnąć, dlaczego on nie może sobie spokojnie żyć, z Clarie, założyć rodzinkę... byłoby lepiej. Ale twoja książka, ty wymyślasz, ja czytam i sie wkurzam xd
Hmm... co jeszcze, a tak :P Pielgrzym, nieodłączne słowo każdego rozdziału! MEIPF wymiata!!! <3
Podoba mi się muzyczka do rozdziału, jak zawsze zajebista, bo rock :D
I na koniec moje ulubione fragmenty:
1. Myślałam, że zaraz wybuchnie. Wyglądała jakby przedawkowała marsjanki. - taaaak, przedawkowanie marsjanek grozi wieeeelkim wybuchem XD
2. Wyglądały jak naćpane pielgrzymy, które zjadły za dużo budyniu waniliowego i cappuccino. - OMFG!!! Znowu pielgrzym!!! Ile jeszcze?!
To by było chyba na tyle... jeśli o czymś zapomniałam, sorkii, aleee... tak dużo się działo, że chyba miałam prawo. :D
Więc, rozdział po prostu.... emocjonujący i jak zwykle świetny. Masz dodać dalszy ciąg, chcę wiedzieć, co się stało, bo jak nie, to zaraz wybuchnę(nie po marsjankach xd)
Liczę na wielki rewanż na moim blogu, niedługo noy rozdziałek <3
Pozdrawiam.xoxo.
Twój pielgrzymek! :*
Asiula wymiatasz xD
OdpowiedzUsuńJa tak to czytam i po prostu nie wierzę, że serio to Ty napisałaś :)
Kiedyś książkę napiszesz :)
Mówię Ci :D
A co do rozdziału xD
Hmm... nie mogę nadal uwierzyć :)
Boszz... jak mogłaś zabić Luke no...
Ty nie dobra Ty :P
Chcę juz dalszy ciąg no :P
Co do postaci :P
Nie trawię Cassandry...
Jaka ona jest wredna i wgl...
Grr.... nie tarwię jej...
Teraz widzę co chwila będą wspominani pielgrzymi :P
Ejj a takie pytanko ty zażywasz marsjanek :P hehe
Po prostu zajefajny jest ten rozdział :D
Ale to wcięcie o tym innym świecie..
Po prostu fantastyczne no :P
Aż słów mi brakuje żeby to wszystko opisac ;P
I o mnie znów wspomniałaś :P hehe
"-Ellie, szybko otwieraj portal. Ona nie może oddychać !-powiedziała spanikowana Darcy widząc w jakim jestem STANIE."
Ni i tyle chyba.
Jestem pod wielkim wrażeniem..
Czekam z niecierpliwością na następną czesc, bo musiałaś skończyć w najciekawszym momencie no...
Grr... zabije :P hehe
Pozdrawiam
Biały murzyn znęcający się nad murzyńskimi elfami i pielgrzymami :)
Genialny rozdział, musisz obiecać, że w przyszłości będziesz pisarką. Bardzo dużo dzieje się w tym rozdziale. Wygląda na to, że masz aż za nadto pomysłów i po prostu musisz w każdym rozdziale umieścić minimum pięć wątków... Na prawdę coraz lepsze rozdziały ci wychodzą...
OdpowiedzUsuńHahahah nie mogę. Na początku był wielki dramat, w sumie każdy chybaby przeżył taką wiadomość, jak to, że jest się adoptowanym, myślę, że świetnie oddałaś, emocje Claire. Przyjaciółki są wspaniałe bez 2 zdań. Trochę przerażające jest to, że Claire wiecznie musi się coś przytrafić i... boże umrę jesli zabiłas Luke'a ! Jak tak można ? To było cholernie emocjonujące, pochłonełam ten rozdział tak szybko, że ledwo zauważyłam, że się skończył. Momentami było zabawnie (marsjanki, naćpane pielgrzymy i budyń - maprawdę nie ogarniam, dlaczego wciąż są tu pielgrzymi, masz z nimi jakiś problem ? :P ) Cieszę się, że nareszcie wyszło, że ten świat nie był domem Claire..., genialny zwrot akcji. Cassandra jest straszną suką, ale szczerze mam nadzieję, że jeszcze się pojawi i będzie odgrywac jakąs ważną (złą) rolę. Wspaniały rozdział :)
OdpowiedzUsuńMiałam zamiar przeczytać wszystko i dopiero potem zacząć regularnie komentować, ale... tego nie mogę zostawić bez komentarza! tyle się działo w tym rozdziale... Luke nie żyje, to nie może być prawdą, jak mogłaś coś takiego zrobić! a ta Cassandra walnięta - jak można chcieć przyprowadzić kogoś żywego jeżeli ciągle próbuje ją zabić? Chociaż ciekawa jestem co jeszcze ta jędza zrobi...
OdpowiedzUsuńPodsumowując - świetny rozdział! :*
biedna Clarie..
OdpowiedzUsuńCLARIE WRESZCIE SIĘ DOWIE KIM NAPRAWDĘ JEST...
Rozdział XII- lubię to! :D
lecę do XIII ! ;**