środa, 28 maja 2014

Rozdział XV

Ten rozdział dedykuję:

-Jak zawsze Wiktorii( Pielgrzymowi ! <3 !) MEIPF FOREVER !!! 

-Białemu murzynowi(Staniowi :3)

-Sylfii i Blood Mary ;D






 Muzyka

W czasie drogi do komnaty Fairena bardzo się denerwowałam. Jednocześnie cieszyłam się, że odzyskam w końcu pamięć, lecz z drugiej strony bałam się co mogę sobie przypomnieć. Nie wiem dlaczego ostatnio jestem tak rozbita psychicznie... To pewnie przez te wszystkie przeżycia, które ostatnio mnie spotkały. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Rafaela.
-No już jesteśmy na miejscu.-powiedział i wskazał na drzwi przede mną. Były zrobione z ciemnego drewna a na ich powierzchni widniały drobne rzeźbienia przypominające cztery runy. Dla mnie były to tylko jakieś zawijasy, lecz przeczucie mówiło mi, że one coś znaczą.
-Co to jest?-zapytałam rodzeństwo, wskazując palcem na obrazki.
-To znaki żywiołów. Każdy draulen ma coś takiego na swoich drzwiach. Fairen kiedyś mi o tym opowiadał, ale to było już dawno temu. Przypomina mi się że mówił coś ochronie. Te znaki w jakiś sposób chronią pomieszczenie jeżeli są na drzwiach wejściowych. To jakieś drauleńskie przesądy.
-Gotowa, Clarie?-zapytała troskliwie Roselie.
-Poczekamy na rodziców?- zapytałam. Z każda chwilą zaczynałam się coraz bardziej denerwować.
-Nie musicie, już jesteśmy-powiedział nasz ojciec wychodząc zza rogu trzymając mamę pod rękę.
-Wchodzimy? Wszystko w porządku?-zapytała Meriolis widząc moją niepewną minę.
-Chyba tak-powiedziałam i zapukałam w drzwi.
Po kilku chwilach drzwi otworzyły się a w nich stanął Fairen trzymając w ręku jakieś zioła.
-Ach, to wy proszę wejdźcie.-powiedział i otworzył szerzej drzwi. Weszliśmy po kolei do jego pokoju.
-O matko !-powiedziałam widząc środek pomieszczenia. Pokój nie należał do wielkich pomieszczeń, ale można było się w nim swobodnie przemieszczać. Kiedy weszłam dalej zauważyłam, że ma dwa poziomy. Na jednym znajdowała się pracownia a na drugim część mieszkalna. Sufit w obydwu poziomach był wykonany z drewnianych belek a w niektórych miejscach wisiały przyczepione do niego wiązki przeróżnych ziół. Ścian na pierwszym poziomie praktycznie nie było widać,ponieważ zasłaniały je półki pełne różnych eliksirów, ksiąg, specyfików i ziół. Zauważyłam też kilka doniczek z jakimiś dziwnymi roślinami. Pośród eliksirów widniały fiolki z substancjami o których pochodzeniu wolałam nie wiedzieć. Na środku pokoju stał wielki stół na którym stało kilka glinianych garnków z jakimiś miksturami w środku a obok nich leżały zioła, przyprawy i kilka słoików z dziwną zawartością. Chyba jeden z nich był pełen gałek ocznych. Ohyda. Szybko odwróciłam głowę kiedy kilka z nich odwróciło się w moją stronę.
Drugie pomieszczenie było bardziej przytulne. Wchodziło się do niego po sześciu schodkach. Było trochę mniejsze od pierwszego, ale dobrze urządzone. W jednym kącie stało łóżko a w drugim znajdowało się małe ognisko z kociołkiem. Kiedy popatrzyłam do góry zauważyłam otwór w suficie, który pewnie pełnił rolę komina. Na środku stał mały stolik z sześcioma krzesłami z tyłu za nim stała nieduża szafa a obok niej mały kredens. Zobaczyłam też małą półkę na książki nad łóżkiem. Całe mieszkanie było względnie małe, ale Fairen urządził je tak, że miało się wrażenie,że jest całkiem sporę. Za szafą zauważyłam jeszcze małe drzwiczki, które prawdopodobnie prowadziły do łazienki.
-Proszę, usiądźcie.-powiedział do nas zajmując się mieszaniem w jednym z garnków. My posłusznie usiedliśmy i poczekaliśmy aż skończy.
-Meriolis, powiedziała mi, że chcesz odzyskać pamięć. To prawda ?-zwrócił się do mnie kończąc pracę przy jakiejś miksturze.
-Tak, czy to będzie możliwe?-zapytałam.
-Oczywiście. To dla mnie żaden problem-powiedział uśmiechając się do mnie.
-Dziękuję-powiedziałam odwzajemniając uśmiech. Chyba zaczynałam go lubić nie był już taki straszy a poza tym rodzice mu ufali to dlaczego ja niby nie miałabym mu ufać.
-Zaraz gdzie ja mam ten eliksir?-powiedział i zaczął przetrząsać swoje szafki z miksturami. Patrzyliśmy jak sprawdza jakieś dwadzieścia buteleczek aż w końcu podszedł do mnie trzymając w ręku małą fiolkę z jasno niebieskim płynem w środku.
-To na pewno pomoże mi odzyskać pamięć ?
-Zobaczymy.-powiedział i podał mi eliksir do ręki. Przez chwilę się zawahałam.
-No dobra, raz się żyję-powiedziałam jednocześnie otwierając butelkę i wypijając całą zawartość. Natychmiast się skrzywiłam.
-To smakuję jak zgniła ryba w przepoconych skarpetkach. Fuuj !-powiedziałam wycierając język o rękaw bluzki.
-Proszę przepij powinno pomóc pozbyć Ci się z ust tego smaku.-powiedział Fairen podając mi szklankę wody.
-Dzięki-odpowiedziałam chwytając szklankę i natychmiast wypiłam kilka dużych łyków. No i wtedy zaczęło mi się kręcić w głowię i zachwiałam się prawie upuszczając szklankę.
-Kręci mi się w głowie-powiedziałam stawiając szklankę na stole i nogi się pode mną ugięły. Przed upadkiem uratował mnie Rafael i tata, którzy złapali mnie w ostatniej chwili.
-Clarie? Co jest? Fairen czy tak powinno być?-krzyknęła z przerażeniem moja matka.
-Mniej więcej. Niedługo powinna zemdleć, więc radzę zabrać ją do jej pokoju.
-Ty...-chciałam na niego nawrzeszczeć, ale w moja głowa zaczęła strasznie boleć. Chwyciłam się za nią ręką i jęknęłam.
-Zabierzcie mnie stąd, bo inaczej go zabiję.
-Roselie, otwórz szybko drzwi-powiedział Rafael do siostry.
-Jeszcze się z tobą policzę-powiedziałam do Fairena, kiedy zaczęli mnie ciągnąć w kierunku wyjścia.
-Zadziwiasz mnie. Inni, którzy wzięli ten eliksir padali nieprzytomni zaraz po jego wypiciu a ty dajesz rade jeszcze rozmawiać-powiedział do mnie pielgrzym.
-Na kłótnie mam zawsze siłę.-powiedziałam.
-Nie wątpię. To u was to rodzinne. Mam nadzieję, że przyjdziesz jeszcze do mnie kiedyś na herbatę.-powiedział złośliwie się uśmiechając.
-Jasne, żebyś mnie jeszcze otruł tymi swoimi ziółkami? Nie licz na to.-odpowiedziałam powoli tracąc kontakt ze światem. Przed oczami zaczęły mi latać mroczki. Kontury zaczęły się rozmywać i powoli pochłaniała mnie ciemność.
-Nie mogłem Ci powiedzieć o tym jak działa eliksir, bo byś go nie wzięła.
-Wzięłabym. Przywrócenie pamięci jest warte stracenia przytomności.
-Strata przytomności to dopiero początek. Przyjdę do ciebie jutro rano, aby dać Ci oś na ból głowy.
-Dzięki za twoją troskę,ale nie jest mi potrzebna-powiedziałam i straciłam przytomność.
***
Nagle znalazłam się w sali balowej ubrana w śliczną jasnoniebieską sukienkę. Sięgała prawie do ziemi a przy boku miała dużą białą kokardkę. Jednak coś mi nie pasowało popatrzyłam na swoje stopy i zauważyłam małe pantofelki. Moje stopy były przynajmniej dwa razy mniejsze niż teraz. Suuuper, czyli moje wspomnienia wracają tylko dlaczego ja muszę jej jeszcze raz przeżywać ? To normalnie jak te moje pokręcone sny w których spadam w przepaść głośno wrzeszcząc. No może ten jednak nie będzie taki zły. Na pewno lepszy niż ten ze spadaniem...
Po chwili w wejściu do pokoju w którym się znajdowałam a był to mój stary pokój weszła moja mama. Młodsza o te kilkanaście lat ubrana w piękną błękitną sukienkę. Byłyśmy podobnie ubrane, ale suknia mojej mamy miała bardziej ciemny odcień błękitu. Ja miałam uczesane włosy w mały koczek z białym kwiatem z boku. Natomiast ona miała rozpuszczone włosy lekko kręcone a na środku leżała piękna korona wykonana ze złota i ozdobiona szlachetnymi kamieniami. Zauważyłam tam diamenty, szmaragdy, szafiry i rubiny. W ręku trzymała mały diadem wykładamy malutkimi diamentami.
-Chyba czegoś zapomniałaś, skarbie-powiedziała wkładając mi diadem na czubek głowy.
-Ślicznie wyglądasz mamo-powiedziałam nie panując nad tym co mówię i robię. Byłam jakby duchem we własnym ciele.
-Ty też kochanie. Wszyscy będą mi zazdrościć jaką to mam piękną córcię.-powiedziała i wzięła mnie na ręce.
-Bal się już zaczyna?-zapytałam.
-Tak dokładnie za kilka minut, dlatego tata poprosił abym po ciebie przyszła. Nie może rozpocząć balu bez nas.
-Oczywiście,że nie może-powiedziałam lekko sepleniąc i zabrała mnie gdzieś, ale nie dowiedziałam się gdzie, bo wizja mi się urwała. Pamiętałam rozpoczęcie balu, tańce, pyszne jedzenie i wielu wielu gości. Moi rodzice wydali wtedy bal z okazji moich trzecich urodzin.
Przypomniałam sobie wszystko z tego dnia. No i kilka osób....
***
Nawiedziło mnie następne wspomnienie. Tym razem miałam na sobie białą koronkową sukienkę sięgającą do kolan. Moje włosy powiewały swobodnie na wietrze a ja bawiłam się w berka z kilkoma innymi dziećmi. Rozpoznałam Dante'go, Ellizabeth i Darcy, lecz z nami bawiła się jeszcze jakaś trójka...Jeden chłopiec sprawiał wrażenie, że skądś go znam. No i w tej chwili nastąpiło olśnienie. Rozpoznałam czarne włosy i te niezwykłe błękitne oczy. Miałam przed sobą małego Luke. Popatrzyłam na dwójkę nieznajomych byli to mały szatyn i brunetka. Chłopczyk miał zielone oczy a dziewczynka niebieskie. Przypomniałam sobie ich imiona byli to Leonardo i Rilla. Nagle jakaś kobieta zawołała Luke. Usłyszałam, że mówiła coś o pójściu do domu. Luke zrobił tylko smutną minę podbiegł do mnie i dał buziaka w policzek.
-Do zobaczenia, Clarie !-zawołał i zniknął matką gdzieś za drzwiami. Cała wizja znów się rozmyła, ale wspomnienia wróciły. Było to przyjęcie na cześć narodziny Rafaela. Przypomniałam sobie kim były dzieci z którymi się bawiłam. Byli dla mnie też jak przyjaciele, ale trochę dalsi niż Dante, Darcy i Ellie. Mieszkali w innych królestwach i mieliśmy utrudnione spotykanie się ze sobą, ale podczas wszystkich bali jakie były a przypominam sobie było ich sporo nie koniecznie w naszym zamku, zawsze bawiliśmy się tyle ile czas na to pozwalał.
***
Ach, przerzucało mnie z jednego wspomnienia na drugie. Do mojej pamięci powróciły wszystkie dni spędzone z rodzicami i przyjaciółmi. Przypomniałam sobie całe moje dzieciństwo w jedną noc. To było trochę za dużo dla mojej biednej głowy. Obudziłam się z silnym bólem głowy. Popatrzyłam za okno. Było jeszcze ciemno, ale powoli zaczynało świtać. Podniosłam się na łokciach i przetarłam oczy. Miałam wrażenie jakby ktoś uciął moją głowę porozcinał ją na kawałki, zszył znowu w całość i przyszył mi do karku. Cicho jęknęłam i znów opadłam na poduszki. Nagle otworzyło się okno i do pokoju wleciało zimne powietrze. Chciałam wstać i je zamknąć, ale ktoś niespodziewanie zacisnął mi rękę na gardle.
-Zaczniesz krzyczeć a zabiję Cię od razu.-powiedział.
-K-i-m t-y j-e-s-te-ś?-udało mi się wykrztusić.
-To nie ważne. Przynoszę wiadomość od mojego pana.
-P-a-n-a ?-pisnęłam.
-Nie słyszałaś co powiedziałem ?-krzyknął i mocniej zacisnął mi rękę na szyi.
-K-t-o ?
-Jesteś naprawdę głupia. Jest nim Aneron. Przychodzę z wiadomością od niego.
-J-j-a-k-ą?-zapytałam ostatkiem powietrza.
-Mam od niego list dla ciebie i coś jeszcze.-powiedział i wyjął coś z kieszeni kurtki. Był to mały sztylet z rękojeścią ozdobioną jakimiś wzorami. Skierował go do mojej szyj. Zaczęłam mu się wyrywać, szarpać, kopać ,ale nic nie skutkowało. Ocalił mnie Fairen, który niespodziewanie wszedł do mojego pokoju.
-Clarie !- krzyknął i zaczął biec w moją stronę. Nieznajomy wbił mi sztylet głęboko w ramię pociągnął zostawiając długą szramę i brutalnie wyciągając sztylet po czym uciekł wyskakując przez okno. Wcześniej upuszczając kopertę na ziemię, lecz teraz to mnie nie obchodziło. Poczułam okropny ból w ramieniu w które zostałam zraniona. Z rozcięcia natychmiast zaczęła się sączyć krew a ja poczułam rozchodzący się ból. Po chwili całe ramię bolało nie miłosiernie. W moich oczach pojawiły się łzy.
-Fairen...-wychrypiałam i poczułam gwałtowny ból a z moich oczu poleciały łzy.
-Spokojnie, zaraz się tym zajmę.-powiedział gorączkowo. Podbiegł do jednej z szaf i wyciągnął jakiś materiał. Porwał go na mniejsze i podbiegł na mnie przycisnął szmatki do mojego ramienia próbując zatamować krwawienie. Ból z każdą chwilą stawał się coraz gorszy.
-Ja nie mogę, Fairen. ! Boli... !-krzyczałam jednocześnie płacząc. Nie mogłam ich powstrzymać leciały po moich policzkach strumieniami.
-Clarie, spokojnie.
-To tak boli. Co on mi zrobił?!-krzyknęłam i jęknęłam głośno.
-Sztylet którym Cię zranił musiał być zatruty.
-Ja już nie wytrzymam to tak boli...-powiedziałam a mój wzrok się zamglił.
-Ktoś musi mi pomóc.-powiedział, lecz ja go już nie słuchałam. Pomyślałam o Luke i o tym jak musiał bardzo cierpieć. Nie mogło mnie opuścić poczucie winy. To przeze mnie Luke zginął gdyby mnie nie ratował nadal by żył. To wszystko moja wina. Ból stał się nie do wytrzymania i krzyknęłam rozpaczliwym głosem. Następne co pamiętam to jak przybiegł Rafael i Roselie. Musiał obudzić ich mój krzyk. Później ogarnęła mnie ciemność i straciłam przytomność.
***
Obudził mnie jakiś zimny dotyk na czole. Otworzyła powieki i ból z wczorajszej nocy powrócił. Cicho jęknęłam. Przechyliłam głowę na bok i zobaczyłam Roselie. Robiła mi zimne okłady na czoło. Miała bardzo zatroskaną minę.
-Clarie, w końcu się obudziłaś. Zaczynałam się już martwić -powiedziała.
-Niepotrzebnie. Gdzie jest Fairen?-powiedziałam próbując wstać, ale ból nie pozwolił mi na to. Zacisnęłam mocno zęby aby nie krzyknąć. Teraz bolało mnie wszystko a nie tylko ramię.
-Szuka odtrutki na truciznę.
-Skąd wie czego szukać?-zapytałam.
-Powiedział mi, że to był Sigarel a on należy do Alifanów. Oni zazwyczaj stosują jedną truciznę, ale odtrutka na nią jest trudna do wykonania. Potrzeba wielu składników a niektóre trudno zdobyć.
-Rozumiem-powiedziałam krzywiąc się, ponieważ wstrząsnęła mną kolejna fala bólu.
-Nie martw się Fairen jest najlepszym draulenem a naszym królestwie. Na pewno Ci pomoże.
-Mam nadzieję-powiedziałam i zacisnęłam pięści na pościeli. Ból był nie do zniesienia.
-Musisz wytrzymać, Clarie.-powiedziała zbolałym głosem widząc jak cierpię.
-Nie przejmuj się dam radę-powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Rose wstała i wzięła coś z szafki stojącej niedaleko.
-Fairen prosił abym Ci to dała-podała mi kremowo białą kopertę z moim imieniem. Clariesten. Chwyciłam kopertę i przełamałam pieczęć, która ją zamykała. Wyciągnęłam ze środka list od Anerona, który brzmiał :
Droga Clariesten !
Wczorajszego wieczoru dowiedziałem się o twoim powrocie
do Estralionu. Moja służka Cassandris powiedziała mi co
stało się z moim synem. Opowiedziała,że umarł ratując ciebie
podczas pożaru, który wywołała.
Zawaliła się na niego jedna ze ścian budynku...
Za jego śmierć odpowiadasz jedynie ty. Znowu przez ciebie straciłem ważną dla mnie osobę. To twoja wina, że mój
syn zginął. Moja zemsta niedługo nastąpi. Zabiłbym Cię za to
gdybyś nie była mi potrzebna. Na razie dostarczę Ci trochę
cierpień które musiał przechodzić przez ciebie Lukestian.

Aneron Edwardin Davidan Uncounthfire



Na liście widniała jeszcze pieczęć królewska. Okrąg w którym znajdował się ogień i skrzydła.
On nie musiał mi tego pisać. Przecież to wiem śmierć Luke'a jest tylko i wyłącznie moją winą. Gdyby nie ja nadal by żył. Jęknęłam głośno przez ból który się nasilił . Z każdą chwilą robiło się jeszcze gorzej. Nie mogę tak dłużej.
-Rose, zawołaj Fairena niech chociaż mnie uśpi nie wytrzymam dłużej a ból z każdą chwilą jest coraz większy. Kiedy śpię przynajmniej go nie czuję.-powiedziałam słabym i błagalnym głosem.
-Dobrze już po niego idę.-powiedziała i wyszła. Za kilka minut wróciła razem z nim.
-Fairen, proszę zrób coś. Ja już nie mogę.-powiedziałam łkając. Teraz lepiłam się cała od potu a ból rósł jeszcze bardziej.
-Mam tutaj eliksir dzięki któremu uśniesz.
-Na pewno ? Możesz mi powiedzieć jakie to ma jeszcze strony uboczne?
-Ten akurat nie ma. Zaśniesz po nim ja małe dziecko.
-Dobra. Daj mi go -powiedziałam wyciągając drżącą rękę.
-Roselie, może lepiej ty jej to podaj. Ja muszę wracać do szukania składników. Na pewni gdzieś mam liferię tylko gdzie ja ją ostatnio kładłem-powiedział wychodząc. Roselie otworzyła powoli butelkę i wlała mi jej zawartość do ust. Skrzywiłam się bo znów poczułam ten okropny smak. Tym razem jeszcze gorszy od sfermentowanych skarpet.
-Czy wszystkie eliksiry Fairen 'a muszą tak paskudnie smakować?-zapytałam.
-Najważniejsze żeby działy cała reszta jest nie ważna-powiedziała znów robiąc mi okłady na czole. Po chwili zaczęła mnie ogarniać duża senność.
-Dobranoc-zdążyłam powiedzieć a moje powieki opadły i usnęłam. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemanko ^^
No i oto nowy rozdział ! 
Ze względu na pewną osobą, która była bardzo ciekawa co dalej !!!
Proszę już więcej na mnie nie warczeć !!! :D 
Ale wracając do tematu...
Jestem bardzo ciekawa jak wam się spodobało ! Przepraszam za błędy, ale rozdział poprawiany na szybko... Nawet sama nie wiedziałam, że go dziś dodam jakoś tak mnie samo naszło....O.o
No, więc co sądzicie ? Mam nadzieję na duuużo komentarzy ! :D
Pozdrawiam
Wasza kochano-mudżyńsko-elfia-kochana Asikeo^^
 

6 komentarzy:

  1. I jest rozdział *_*
    Chociaż jest co czytać, ale i tak chce dalej :P
    Ale ten Aneron jest długi...
    Grr... biedna Clarie ;c
    Jak ona cierpi przez niego.
    I co za Luke??
    Przecież to tak naprawde nie jej wina.
    Sam miał takie dobre serce i ją uratował.
    Ale dzieczyna jest nie ufna co do Fairena.
    Chociaż ja nie wiem czy by mu zaufała tak łatwo po dziwnym snie z jego udziałem :P
    Ale niezły wymyśliłaś smak: "To smakuję jak zgniła ryba w przepoconych skarpetkach. Fuuj !" hahah mega xD
    Miałam nie komentować, bo ty mi jednego nei skomentowałaś, ale no nie mogłam.
    I dziekuje za dedyk :D
    Staniu xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadal nie mogę uwierzyć że Luke nie żyje, czekam na następny

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzięki za dedykację ;3
    A co do rozdziału - cudowny! Jak zwykle, zresztą (;
    Czekam z niecierpliwością na więcej.
    I nie waż mi się już nigdy kończyć rozdziału, gdy umiera główna bohaterka ;_; Jak tak można człowieka w niepewności trzymać? <:

    OdpowiedzUsuń
  4. Siemaneczkoo :*
    'Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać na upragniony komentarz ode mnie, więc postanowiłam nie wkurzać Cię już dłużej i wreszcie wróciłam do żywych i czytania i komentowania. Więc... zacznę od tego, że rozdział jest stanowczo z krótki. I znów skończony w takim momencie, że mogłabym iść do Ciebie do domu(wiem, gdzie mieszkasz, bój się), ze sztyletem, takim, jak w rodziale, za co też przydałoby się Cię zabić, bo chciałaś uśmiercić Clarie!!! I jak już pójdę to przejdę przez twoje nieistniejące okno i wsadzę Ci ten sztylet głęboko w....ramię. Bez skojarzeń, bynajmniej.
    Ale troszkę za bardzo odbiegłam od rozdziału. Hmmm... a, tak, podobał mi się fragment o tym eliksirze: "To smakuję jak zgniła ryba w przepoconych skarpetkach. Fuuj !"
    Przyznaję ja bym na to nie wpadła. W moim świecie ryby nie noszą skarpet, a jeśli już jakaś by się zdecydowała, to na pewno nie na przepocone. Ale ja się nie czepiam, skąd. Tylko komentuję i w... oryginalny sposób(przynajmniej tak myślę) wyrażam swoje zdanie.
    Czyli... ryby noszą przepocone skarpety, a do rozdziału znów zawitał pielgrzym. Szczerze się za nim stęskniłam.
    Co mnie jeszcze zaintrygowało(NIGDY NIE UFAJ KACZKOM) hmmm...(JESTEŚ KAPUSTĄ)...ahc, już wiem(to w nawiasach to pomoc przy koncentracji).
    Miałam jeszcze skomentować fakt, że Clarie i Luke znali się od dzieciństwa...jakim cudem?! To jest zagadka z dzieciństwa, to trzeba rozwiązać!!
    Dobra, będę już kończyć...pięknie dziękuję za dedykację, to już chyba tradycja. :D
    Życzę weny, zdrówka i pozdrawiam
    Wiktusia :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Jakim cudem wymyślasz takie smaki ? "To smakuję jak zgniła ryba w przepoconych skarpetkach," wolę nie wiedzieć, ale było śmiesznie. Ehhh... rozdział jest powiem szczerze - średni. Bywały lepsze, przynajmniej ja tak uważam. Co do wspomnień fajnie, że Claire znała wczesniej Luke'a, ale dobrzeby było dowiedzieć się więcej o ich znajomości. I co to był za liścik od Anerona ? Po co facet bawi się w tego typu sprawy ? I dlaczego Fairen jest taki nieogarnięty i nie wie gdzie ma jakie składniki ? Dobra dość marudzenia. Ciesze się, że Claire odzyskała pamięć, pewnie teraz będzie sobie lepiej radzić w nowym świecie. A teraz... ten wysłannik, sztylet i (niech no będzie) list, to najlepsza scena tego rodziału, to było po prostu mega ! Jak ten posłaniec się tam znalazł ? I dlaczego zranił bohaterkę ? Czy to już ten akt cierpienia jakie chce zadawac jej Aneron ? Już się boję co będzie dalej. :)

    OdpowiedzUsuń