Ten rozdział dedykuję:
-Jak zawsze Wiktorii( Pielgrzymowi ! <3 !) MEIPF FOREVER !!!
-Białemu murzynowi(Staniowi :3)
-Sylfii i Blood Mary ;D
W
czasie drogi do komnaty Fairena bardzo się denerwowałam.
Jednocześnie cieszyłam się, że odzyskam w końcu pamięć, lecz z
drugiej strony bałam się co mogę sobie przypomnieć. Nie wiem
dlaczego ostatnio jestem tak rozbita psychicznie... To pewnie przez
te wszystkie przeżycia, które ostatnio mnie spotkały. Z
moich rozmyślań wyrwał mnie głos Rafaela.
-No
już jesteśmy na miejscu.-powiedział i wskazał na drzwi przede
mną. Były zrobione z ciemnego drewna a na ich powierzchni widniały
drobne rzeźbienia przypominające cztery runy. Dla mnie były to
tylko jakieś zawijasy, lecz przeczucie mówiło mi, że one
coś znaczą.
-Co
to jest?-zapytałam rodzeństwo, wskazując palcem na obrazki.
-To
znaki żywiołów. Każdy draulen ma coś takiego na swoich
drzwiach. Fairen kiedyś mi o tym opowiadał, ale to było już dawno
temu. Przypomina mi się że mówił coś ochronie. Te znaki
w jakiś sposób chronią pomieszczenie jeżeli są na
drzwiach wejściowych. To jakieś drauleńskie przesądy.
-Gotowa,
Clarie?-zapytała troskliwie Roselie.
-Poczekamy
na rodziców?- zapytałam. Z każda chwilą zaczynałam się
coraz bardziej denerwować.
-Nie
musicie, już jesteśmy-powiedział nasz ojciec wychodząc zza rogu
trzymając mamę pod rękę.
-Wchodzimy?
Wszystko w porządku?-zapytała Meriolis widząc moją niepewną
minę.
-Chyba
tak-powiedziałam i zapukałam w drzwi.
Po
kilku chwilach drzwi otworzyły się a w nich stanął Fairen
trzymając w ręku jakieś zioła.
-Ach,
to wy proszę wejdźcie.-powiedział i otworzył szerzej drzwi.
Weszliśmy po kolei do jego pokoju.
-O
matko !-powiedziałam widząc środek pomieszczenia. Pokój nie
należał do wielkich pomieszczeń, ale można było się w nim
swobodnie przemieszczać. Kiedy weszłam dalej zauważyłam, że ma
dwa poziomy. Na jednym znajdowała się pracownia a na drugim część
mieszkalna. Sufit w obydwu poziomach był wykonany z drewnianych
belek a w niektórych miejscach wisiały przyczepione do niego
wiązki przeróżnych ziół. Ścian na pierwszym
poziomie praktycznie nie było widać,ponieważ zasłaniały je półki
pełne różnych eliksirów, ksiąg, specyfików i
ziół. Zauważyłam też kilka doniczek z jakimiś dziwnymi
roślinami. Pośród eliksirów widniały fiolki z
substancjami o których pochodzeniu wolałam nie wiedzieć. Na
środku pokoju stał wielki stół na którym stało
kilka glinianych garnków z jakimiś miksturami w środku a
obok nich leżały zioła, przyprawy i kilka słoików z dziwną
zawartością. Chyba jeden z nich był pełen gałek ocznych. Ohyda.
Szybko odwróciłam głowę kiedy kilka z nich odwróciło
się w moją stronę.
Drugie pomieszczenie było bardziej przytulne. Wchodziło się do
niego po sześciu schodkach. Było trochę mniejsze od pierwszego,
ale dobrze urządzone. W jednym kącie stało łóżko a w
drugim znajdowało się małe ognisko z kociołkiem. Kiedy
popatrzyłam do góry zauważyłam otwór w suficie,
który pewnie pełnił rolę komina. Na środku stał mały
stolik z sześcioma krzesłami z tyłu za nim stała nieduża szafa
a obok niej mały kredens. Zobaczyłam też małą półkę
na książki nad łóżkiem. Całe mieszkanie było względnie
małe, ale Fairen urządził je tak, że miało się wrażenie,że
jest całkiem sporę. Za szafą zauważyłam jeszcze małe
drzwiczki, które prawdopodobnie prowadziły do łazienki.
-Proszę,
usiądźcie.-powiedział do nas zajmując się mieszaniem w jednym z
garnków. My posłusznie usiedliśmy i poczekaliśmy aż
skończy.
-Meriolis,
powiedziała mi, że chcesz odzyskać pamięć. To prawda ?-zwrócił
się do mnie kończąc pracę przy jakiejś miksturze.
-Tak,
czy to będzie możliwe?-zapytałam.
-Oczywiście.
To dla mnie żaden problem-powiedział uśmiechając się do mnie.
-Dziękuję-powiedziałam
odwzajemniając uśmiech. Chyba zaczynałam go lubić nie był już
taki straszy a poza tym rodzice mu ufali to dlaczego ja niby nie
miałabym mu ufać.
-Zaraz
gdzie ja mam ten eliksir?-powiedział i zaczął przetrząsać swoje
szafki z miksturami. Patrzyliśmy jak sprawdza jakieś dwadzieścia
buteleczek aż w końcu podszedł do mnie trzymając w ręku małą
fiolkę z jasno niebieskim płynem w środku.
-To
na pewno pomoże mi odzyskać pamięć ?
-Zobaczymy.-powiedział
i podał mi eliksir do ręki. Przez chwilę się zawahałam.
-No
dobra, raz się żyję-powiedziałam jednocześnie otwierając
butelkę i wypijając całą zawartość. Natychmiast się
skrzywiłam.
-To
smakuję jak zgniła ryba w przepoconych skarpetkach. Fuuj
!-powiedziałam wycierając język o rękaw bluzki.
-Proszę
przepij powinno pomóc pozbyć Ci się z ust tego
smaku.-powiedział Fairen podając mi szklankę wody.
-Dzięki-odpowiedziałam
chwytając szklankę i natychmiast wypiłam kilka dużych łyków.
No i wtedy zaczęło mi się kręcić w głowię i zachwiałam się
prawie upuszczając szklankę.
-Kręci
mi się w głowie-powiedziałam stawiając szklankę na stole i nogi
się pode mną ugięły. Przed upadkiem uratował mnie Rafael i tata,
którzy złapali mnie w ostatniej chwili.
-Clarie?
Co jest? Fairen czy tak powinno być?-krzyknęła z przerażeniem
moja matka.
-Mniej
więcej. Niedługo powinna zemdleć, więc radzę zabrać ją do jej
pokoju.
-Ty...-chciałam
na niego nawrzeszczeć, ale w moja głowa zaczęła strasznie boleć.
Chwyciłam się za nią ręką i jęknęłam.
-Zabierzcie
mnie stąd, bo inaczej go zabiję.
-Roselie,
otwórz szybko drzwi-powiedział Rafael do siostry.
-Jeszcze
się z tobą policzę-powiedziałam do Fairena, kiedy zaczęli mnie
ciągnąć w kierunku wyjścia.
-Zadziwiasz
mnie. Inni, którzy wzięli ten eliksir padali nieprzytomni
zaraz po jego wypiciu a ty dajesz rade jeszcze rozmawiać-powiedział
do mnie pielgrzym.
-Na
kłótnie mam zawsze siłę.-powiedziałam.
-Nie
wątpię. To u was to rodzinne. Mam nadzieję, że przyjdziesz
jeszcze do mnie kiedyś na herbatę.-powiedział złośliwie się
uśmiechając.
-Jasne,
żebyś mnie jeszcze otruł tymi swoimi ziółkami? Nie licz na
to.-odpowiedziałam powoli tracąc kontakt ze światem. Przed oczami
zaczęły mi latać mroczki. Kontury zaczęły się rozmywać i
powoli pochłaniała mnie ciemność.
-Nie
mogłem Ci powiedzieć o tym jak działa eliksir, bo byś go nie
wzięła.
-Wzięłabym.
Przywrócenie pamięci jest warte stracenia przytomności.
-Strata
przytomności to dopiero początek. Przyjdę do ciebie jutro rano,
aby dać Ci oś na ból głowy.
-Dzięki
za twoją troskę,ale nie jest mi potrzebna-powiedziałam i straciłam
przytomność.
***
Nagle
znalazłam się w sali balowej ubrana w śliczną jasnoniebieską
sukienkę. Sięgała prawie do ziemi a przy boku miała dużą białą
kokardkę. Jednak coś mi nie pasowało popatrzyłam na swoje stopy i
zauważyłam małe pantofelki. Moje stopy były przynajmniej dwa razy
mniejsze niż teraz. Suuuper, czyli moje wspomnienia wracają tylko
dlaczego ja muszę jej jeszcze raz przeżywać ? To normalnie jak te
moje pokręcone sny w których spadam w przepaść głośno
wrzeszcząc. No może ten jednak nie będzie taki zły. Na pewno
lepszy niż ten ze spadaniem...
Po chwili w wejściu do pokoju w którym się znajdowałam a
był to mój stary pokój weszła moja mama. Młodsza o
te kilkanaście lat ubrana w piękną błękitną sukienkę. Byłyśmy
podobnie ubrane, ale suknia mojej mamy miała bardziej ciemny odcień
błękitu. Ja miałam uczesane włosy w mały koczek z białym
kwiatem z boku. Natomiast ona miała rozpuszczone włosy lekko
kręcone a na środku leżała piękna korona wykonana ze złota i
ozdobiona szlachetnymi kamieniami. Zauważyłam tam diamenty,
szmaragdy, szafiry i rubiny. W ręku trzymała mały diadem wykładamy
malutkimi diamentami.
-Chyba
czegoś zapomniałaś, skarbie-powiedziała wkładając mi diadem na
czubek głowy.
-Ślicznie
wyglądasz mamo-powiedziałam nie panując nad tym co mówię i
robię. Byłam jakby duchem we własnym ciele.
-Ty
też kochanie. Wszyscy będą mi zazdrościć jaką to mam piękną
córcię.-powiedziała i wzięła mnie na ręce.
-Bal
się już zaczyna?-zapytałam.
-Tak
dokładnie za kilka minut, dlatego tata poprosił abym po ciebie
przyszła. Nie może rozpocząć balu bez nas.
-Oczywiście,że
nie może-powiedziałam lekko sepleniąc i zabrała mnie gdzieś, ale
nie dowiedziałam się gdzie, bo wizja mi się urwała. Pamiętałam
rozpoczęcie balu, tańce, pyszne jedzenie i wielu wielu gości. Moi
rodzice wydali wtedy bal z okazji moich trzecich urodzin.
Przypomniałam
sobie wszystko z tego dnia. No i kilka osób....
***
Nawiedziło
mnie następne wspomnienie. Tym razem miałam na sobie białą
koronkową sukienkę sięgającą do kolan. Moje włosy powiewały
swobodnie na wietrze a ja bawiłam się w berka z kilkoma innymi
dziećmi. Rozpoznałam Dante'go, Ellizabeth i Darcy, lecz z nami
bawiła się jeszcze jakaś trójka...Jeden chłopiec sprawiał
wrażenie, że skądś go znam. No i w tej chwili nastąpiło
olśnienie. Rozpoznałam czarne włosy i te niezwykłe błękitne
oczy. Miałam przed sobą małego Luke. Popatrzyłam na dwójkę
nieznajomych byli to mały szatyn i brunetka. Chłopczyk miał
zielone oczy a dziewczynka niebieskie. Przypomniałam sobie ich
imiona byli to Leonardo i Rilla. Nagle jakaś kobieta zawołała
Luke. Usłyszałam, że mówiła coś o pójściu do
domu. Luke zrobił tylko smutną minę podbiegł do mnie i dał
buziaka w policzek.
-Do
zobaczenia, Clarie !-zawołał i zniknął matką gdzieś za
drzwiami. Cała wizja znów się rozmyła, ale wspomnienia
wróciły. Było to przyjęcie na cześć narodziny Rafaela.
Przypomniałam sobie kim były dzieci z którymi się bawiłam.
Byli dla mnie też jak przyjaciele, ale trochę dalsi niż Dante,
Darcy i Ellie. Mieszkali w innych królestwach i mieliśmy
utrudnione spotykanie się ze sobą, ale podczas wszystkich bali
jakie były a przypominam sobie było ich sporo nie koniecznie w
naszym zamku, zawsze bawiliśmy się tyle ile czas na to pozwalał.
***
Ach,
przerzucało mnie z jednego wspomnienia na drugie. Do mojej pamięci
powróciły wszystkie dni spędzone z rodzicami i przyjaciółmi.
Przypomniałam sobie całe moje dzieciństwo w jedną noc. To było
trochę za dużo dla mojej biednej głowy. Obudziłam się z silnym
bólem głowy. Popatrzyłam za okno. Było jeszcze ciemno, ale
powoli zaczynało świtać. Podniosłam się na łokciach i
przetarłam oczy. Miałam wrażenie jakby ktoś uciął moją głowę
porozcinał ją na kawałki, zszył znowu w całość i przyszył mi
do karku. Cicho jęknęłam i znów opadłam na poduszki. Nagle
otworzyło się okno i do pokoju wleciało zimne powietrze. Chciałam
wstać i je zamknąć, ale ktoś niespodziewanie zacisnął mi rękę
na gardle.
-Zaczniesz
krzyczeć a zabiję Cię od razu.-powiedział.
-K-i-m
t-y j-e-s-te-ś?-udało mi się wykrztusić.
-To
nie ważne. Przynoszę wiadomość od mojego pana.
-P-a-n-a
?-pisnęłam.
-Nie
słyszałaś co powiedziałem ?-krzyknął i mocniej zacisnął mi
rękę na szyi.
-K-t-o
?
-Jesteś
naprawdę głupia. Jest nim Aneron. Przychodzę z wiadomością od
niego.
-J-j-a-k-ą?-zapytałam
ostatkiem powietrza.
-Mam
od niego list dla ciebie i coś jeszcze.-powiedział i wyjął coś z
kieszeni kurtki. Był to mały sztylet z rękojeścią ozdobioną
jakimiś wzorami. Skierował go do mojej szyj. Zaczęłam mu się
wyrywać, szarpać, kopać ,ale nic nie skutkowało. Ocalił mnie
Fairen, który niespodziewanie wszedł do mojego pokoju.
-Clarie
!- krzyknął i zaczął biec w moją stronę. Nieznajomy wbił mi
sztylet głęboko w ramię pociągnął zostawiając długą szramę
i brutalnie wyciągając sztylet po czym uciekł wyskakując przez
okno. Wcześniej upuszczając kopertę na ziemię, lecz teraz to mnie
nie obchodziło. Poczułam okropny ból w ramieniu w które
zostałam zraniona. Z rozcięcia natychmiast zaczęła się sączyć
krew a ja poczułam rozchodzący się ból. Po chwili całe
ramię bolało nie miłosiernie. W moich oczach pojawiły się łzy.
-Fairen...-wychrypiałam
i poczułam gwałtowny ból a z moich oczu poleciały łzy.
-Spokojnie,
zaraz się tym zajmę.-powiedział gorączkowo. Podbiegł do jednej z
szaf i wyciągnął jakiś materiał. Porwał go na mniejsze i
podbiegł na mnie przycisnął szmatki do mojego ramienia próbując
zatamować krwawienie. Ból z każdą chwilą stawał się
coraz gorszy.
-Ja
nie mogę, Fairen. ! Boli... !-krzyczałam jednocześnie płacząc.
Nie mogłam ich powstrzymać leciały po moich policzkach
strumieniami.
-Clarie,
spokojnie.
-To
tak boli. Co on mi zrobił?!-krzyknęłam i jęknęłam głośno.
-Sztylet
którym Cię zranił musiał być zatruty.
-Ja
już nie wytrzymam to tak boli...-powiedziałam a mój wzrok
się zamglił.
-Ktoś
musi mi pomóc.-powiedział, lecz ja go już nie słuchałam.
Pomyślałam o Luke i o tym jak musiał bardzo cierpieć. Nie mogło
mnie opuścić poczucie winy. To przeze mnie Luke zginął gdyby mnie
nie ratował nadal by żył. To wszystko moja wina. Ból stał
się nie do wytrzymania i krzyknęłam rozpaczliwym głosem. Następne
co pamiętam to jak przybiegł Rafael i Roselie. Musiał obudzić ich
mój krzyk. Później ogarnęła mnie ciemność i
straciłam przytomność.
***
Obudził
mnie jakiś zimny dotyk na czole. Otworzyła powieki i ból z
wczorajszej nocy powrócił. Cicho jęknęłam. Przechyliłam
głowę na bok i zobaczyłam Roselie. Robiła mi zimne okłady na
czoło. Miała bardzo zatroskaną minę.
-Clarie,
w końcu się obudziłaś. Zaczynałam się już martwić
-powiedziała.
-Niepotrzebnie.
Gdzie jest Fairen?-powiedziałam próbując wstać, ale ból
nie pozwolił mi na to. Zacisnęłam mocno zęby aby nie krzyknąć.
Teraz bolało mnie wszystko a nie tylko ramię.
-Szuka
odtrutki na truciznę.
-Skąd
wie czego szukać?-zapytałam.
-Powiedział
mi, że to był Sigarel a on należy do Alifanów. Oni
zazwyczaj stosują jedną truciznę, ale odtrutka na nią jest trudna
do wykonania. Potrzeba wielu składników a niektóre
trudno zdobyć.
-Rozumiem-powiedziałam
krzywiąc się, ponieważ wstrząsnęła mną kolejna fala bólu.
-Nie
martw się Fairen jest najlepszym draulenem a naszym królestwie.
Na pewno Ci pomoże.
-Mam
nadzieję-powiedziałam i zacisnęłam pięści na pościeli. Ból
był nie do zniesienia.
-Musisz
wytrzymać, Clarie.-powiedziała zbolałym głosem widząc jak
cierpię.
-Nie
przejmuj się dam radę-powiedziałam przez zaciśnięte zęby. Rose
wstała i wzięła coś z szafki stojącej niedaleko.
-Fairen
prosił abym Ci to dała-podała mi kremowo białą kopertę z moim
imieniem. Clariesten. Chwyciłam kopertę i przełamałam pieczęć,
która ją zamykała. Wyciągnęłam ze środka list od
Anerona, który brzmiał :
Droga
Clariesten !
Wczorajszego
wieczoru dowiedziałem się o twoim powrocie
do
Estralionu. Moja służka Cassandris powiedziała mi co
stało
się z moim synem. Opowiedziała,że umarł ratując ciebie
podczas
pożaru, który wywołała.
Zawaliła się na niego jedna ze ścian budynku...
Za
jego śmierć odpowiadasz jedynie ty. Znowu przez ciebie straciłem
ważną dla mnie osobę. To twoja wina, że mój
syn
zginął. Moja zemsta niedługo nastąpi. Zabiłbym Cię za to
gdybyś
nie była mi potrzebna. Na razie dostarczę Ci trochę
cierpień
które musiał przechodzić przez ciebie Lukestian.
Aneron
Edwardin Davidan Uncounthfire
Na
liście widniała jeszcze pieczęć królewska. Okrąg w którym
znajdował się ogień i skrzydła.
On
nie musiał mi tego pisać. Przecież to wiem śmierć Luke'a jest
tylko i wyłącznie moją winą. Gdyby nie ja nadal by żył.
Jęknęłam głośno przez ból który się nasilił . Z
każdą chwilą robiło się jeszcze gorzej. Nie mogę tak dłużej.
-Rose,
zawołaj Fairena niech chociaż mnie uśpi nie wytrzymam dłużej a
ból z każdą chwilą jest coraz większy. Kiedy śpię
przynajmniej go nie czuję.-powiedziałam słabym i błagalnym
głosem.
-Dobrze
już po niego idę.-powiedziała i wyszła. Za kilka minut wróciła
razem z nim.
-Fairen,
proszę zrób coś. Ja już nie mogę.-powiedziałam łkając.
Teraz lepiłam się cała od potu a ból rósł jeszcze
bardziej.
-Mam
tutaj eliksir dzięki któremu uśniesz.
-Na
pewno ? Możesz mi powiedzieć jakie to ma jeszcze strony uboczne?
-Ten
akurat nie ma. Zaśniesz po nim ja małe dziecko.
-Dobra.
Daj mi go -powiedziałam wyciągając drżącą rękę.
-Roselie,
może lepiej ty jej to podaj. Ja muszę wracać do szukania
składników. Na pewni gdzieś mam liferię tylko gdzie ja ją
ostatnio kładłem-powiedział wychodząc. Roselie otworzyła powoli
butelkę i wlała mi jej zawartość do ust. Skrzywiłam się bo
znów poczułam ten okropny smak. Tym razem jeszcze gorszy od
sfermentowanych skarpet.
-Czy
wszystkie eliksiry Fairen 'a muszą tak paskudnie
smakować?-zapytałam.
-Najważniejsze
żeby działy cała reszta jest nie ważna-powiedziała znów
robiąc mi okłady na czole. Po chwili zaczęła mnie ogarniać duża
senność.
-Dobranoc-zdążyłam
powiedzieć a moje powieki opadły i usnęłam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siemanko ^^
No i oto nowy rozdział !
Ze względu na pewną osobą, która była bardzo ciekawa co dalej !!!
Proszę już więcej na mnie nie warczeć !!! :D
Ale wracając do tematu...
Jestem bardzo ciekawa jak wam się spodobało ! Przepraszam za błędy, ale rozdział poprawiany na szybko... Nawet sama nie wiedziałam, że go dziś dodam jakoś tak mnie samo naszło....O.o
No, więc co sądzicie ? Mam nadzieję na duuużo komentarzy ! :D
Pozdrawiam
Wasza kochano-mudżyńsko-elfia-kochana Asikeo^^
I jest rozdział *_*
OdpowiedzUsuńChociaż jest co czytać, ale i tak chce dalej :P
Ale ten Aneron jest długi...
Grr... biedna Clarie ;c
Jak ona cierpi przez niego.
I co za Luke??
Przecież to tak naprawde nie jej wina.
Sam miał takie dobre serce i ją uratował.
Ale dzieczyna jest nie ufna co do Fairena.
Chociaż ja nie wiem czy by mu zaufała tak łatwo po dziwnym snie z jego udziałem :P
Ale niezły wymyśliłaś smak: "To smakuję jak zgniła ryba w przepoconych skarpetkach. Fuuj !" hahah mega xD
Miałam nie komentować, bo ty mi jednego nei skomentowałaś, ale no nie mogłam.
I dziekuje za dedyk :D
Staniu xD
Nadal nie mogę uwierzyć że Luke nie żyje, czekam na następny
OdpowiedzUsuńDzięki za dedykację ;3
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału - cudowny! Jak zwykle, zresztą (;
Czekam z niecierpliwością na więcej.
I nie waż mi się już nigdy kończyć rozdziału, gdy umiera główna bohaterka ;_; Jak tak można człowieka w niepewności trzymać? <:
Siemaneczkoo :*
OdpowiedzUsuń'Przepraszam, że musiałaś tak długo czekać na upragniony komentarz ode mnie, więc postanowiłam nie wkurzać Cię już dłużej i wreszcie wróciłam do żywych i czytania i komentowania. Więc... zacznę od tego, że rozdział jest stanowczo z krótki. I znów skończony w takim momencie, że mogłabym iść do Ciebie do domu(wiem, gdzie mieszkasz, bój się), ze sztyletem, takim, jak w rodziale, za co też przydałoby się Cię zabić, bo chciałaś uśmiercić Clarie!!! I jak już pójdę to przejdę przez twoje nieistniejące okno i wsadzę Ci ten sztylet głęboko w....ramię. Bez skojarzeń, bynajmniej.
Ale troszkę za bardzo odbiegłam od rozdziału. Hmmm... a, tak, podobał mi się fragment o tym eliksirze: "To smakuję jak zgniła ryba w przepoconych skarpetkach. Fuuj !"
Przyznaję ja bym na to nie wpadła. W moim świecie ryby nie noszą skarpet, a jeśli już jakaś by się zdecydowała, to na pewno nie na przepocone. Ale ja się nie czepiam, skąd. Tylko komentuję i w... oryginalny sposób(przynajmniej tak myślę) wyrażam swoje zdanie.
Czyli... ryby noszą przepocone skarpety, a do rozdziału znów zawitał pielgrzym. Szczerze się za nim stęskniłam.
Co mnie jeszcze zaintrygowało(NIGDY NIE UFAJ KACZKOM) hmmm...(JESTEŚ KAPUSTĄ)...ahc, już wiem(to w nawiasach to pomoc przy koncentracji).
Miałam jeszcze skomentować fakt, że Clarie i Luke znali się od dzieciństwa...jakim cudem?! To jest zagadka z dzieciństwa, to trzeba rozwiązać!!
Dobra, będę już kończyć...pięknie dziękuję za dedykację, to już chyba tradycja. :D
Życzę weny, zdrówka i pozdrawiam
Wiktusia :*
Jakim cudem wymyślasz takie smaki ? "To smakuję jak zgniła ryba w przepoconych skarpetkach," wolę nie wiedzieć, ale było śmiesznie. Ehhh... rozdział jest powiem szczerze - średni. Bywały lepsze, przynajmniej ja tak uważam. Co do wspomnień fajnie, że Claire znała wczesniej Luke'a, ale dobrzeby było dowiedzieć się więcej o ich znajomości. I co to był za liścik od Anerona ? Po co facet bawi się w tego typu sprawy ? I dlaczego Fairen jest taki nieogarnięty i nie wie gdzie ma jakie składniki ? Dobra dość marudzenia. Ciesze się, że Claire odzyskała pamięć, pewnie teraz będzie sobie lepiej radzić w nowym świecie. A teraz... ten wysłannik, sztylet i (niech no będzie) list, to najlepsza scena tego rodziału, to było po prostu mega ! Jak ten posłaniec się tam znalazł ? I dlaczego zranił bohaterkę ? Czy to już ten akt cierpienia jakie chce zadawac jej Aneron ? Już się boję co będzie dalej. :)
OdpowiedzUsuńRozdział XV - Lubię to! :*
OdpowiedzUsuń