Ten rozdział dedykuję:
-Wiktorii (Pielgrzymkowi <3) MEIPF FOREVER <3 !
-Karolajnie (Białemu Murzynowi) Nie powinnam za te wszystkie dźgnięcia, ale cóż...
-Blood Mary i Sylfii <3 !
Muzyka
Patrzyłam
na swoją rodzinę szeroko otwartymi oczami. Nie widziałam w tym
wszystkim sensu. Znowu wszystko się porąbało. Co Luke robił na
ziemi skoro był synem mojego wroga? No i jakim cudem dowiedział
się, że tam jestem ?! Musze się wszystkiego dowiedzieć i to teraz
! Dlaczego wszystko musi się tak komplikować?! Moje życie to
jedna wielka plątanina, której nie da się rozwiązać...
-Opowiedzcie
mi wszystko o tym świecie. Chcę chociaż trochę
zrozumieć-powiedziałam skulona z rękami przyciśniętymi do
twarzy. Kiedy dowiedziałam się o Luke'u władzę nad moim ciałem
przejął szok. Nie mogłam się ruszyć.
To
była ostatnia rzecz, którą chciałam usłyszeć. Zakochałam
się w osobie, której nie miałam prawa kochać. Chociaż nie
powinnam się już tym martwić, bo on umarł... A przynajmniej
wszyscy tak sądzą. Jednak gdyby okazało się, że on żyję...
Nadal mam przed oczami scenę z walącą się na niego ścianą.
Widziałam jakiś błysk. Na pewno. Może udało mu się jakoś
uciec... A może to były halucynację przez brak tlenu? Łzy znowu
napłynęły mi do oczu. Każde wspomnienie o nim strasznie bolało.
Znałam go tak krótko a pokochałam całym sercem. Teraz już
go nie ma i nie będzie. A to wszystko przez ten głupi pożar !
-Od
czego zacząć ?-zapytał mój tata z niepewną miną.
-Najlepiej
od początku-powiedziałam lekko się uśmiechając. Było mi ciężko,
ale chciałam dodać mu trochę otuchy.
-Dobrze.
Nasz świat zwie się Estralion. Jest to piękna kraina podzielona na
cztery królestwa: Liverseen, Rivenie, Handercross i Farensend.
Każdy z nich ma władcę. Jak już wiesz nasza rodzina rządzi
Liverseen. Aneron jest królem Rivenii. Natomiast pozostali
dwaj władcy to Recalion, który włada Farensend a Handercross
ma za króla Gliserona. Każdemu królestwu przypada
jeden z żywiołów. Zależy to od ukształtowania terenu
naszego świata. Żywioł powietrza należy do Liverseen. Ogień jest
żywiołem Anerona . Woda należy do Recaliona. Ziemia to żywioł
Gliserona. Władza w naszym świecie jest dziedziczona z ojca na
pierworodne dziecko.
-To
znaczy, że ....-przerwałam patrząc się w niego w osłupieniu.
-Jesteś
dziedziczką tronu Clarie.-powiedział uśmiechając się do niej.
-Ale
ja nie mogę być następczynią tronu ! Nawet nie pamiętam tego
świata i nic o nim nie wiem. Nie mogę rządzić Liverseen
!-krzyknęłam. Byłam przerażona ta myślą. Ja królową ? O
nie, na pewno nie!
-Clarie,
spokojnie. Przecież twoja koronacja odbędzie dopiero, kiedy ja nie
będę mógł już rządzić. A nie jest jeszcze ze mną tak
źle. Masz mnóstwo czasu aby poznać nasz świat. Będzie ci
łatwiej kiedy odzyskasz pamięć.
-Boże,
to takie skomplikowane.-powiedziałam załamana. Jednego dnia jestem
zwykłą dziewczyną z kochającą rodziną a następnego dowiaduję
się, że jestem adoptowana i, że kiedyś mam rządzić jakimś
królestwem. No i żeby było ciekawiej to wszystko dzieję się
w jakimś innym wymiarze. Gdybym powiedziała o tym komuś z Ziemi na
pewno wysłali by mnie w jedną stronę do zakładu psychiatrycznego
i zawinęli w kaftan bezpieczeństwa.
-Mam
mówić dalej ?-zapytał. Kiwnęłam głową na znak zgody i
zaczął kontynuować.
-Nasz
świat jest niezwykły Clarie. Każdy mieszkaniec Estralionu ma moc
panowania nad żywiołem. Jednak rodzina królewska dostaję w
darze władzę nad kilkoma żywiołami. Ja panuję nad trzema:
powietrzem, ogniem i ziemią. Twoja matka włada wodą i ziemią.
Rafael panuję nad ogniem i ziemią a Roselie nad ogniem i wodą. No
i zapomniałem dodać, że posiadamy...skrzydła. Ich barwa zależy
od żywiołu nad którym się panuję.
-
Zaraz. Że co ?! Chyba sobie ze mnie żartujecie?!-krzyknęłam
zszokowana. Panowanie nad żywiołami ?! Skrzydła ?! No chyba
nie! Moment. Skrzydła... tak jak w moim śnie...?
-Nie,
dlaczego mielibyśmy to robić ?-spytał zdziwiony.
-Ale
to nie możliwe. Niby jak? Mówisz, że macie skrzydła, ale
jakoś ich u was nie widzę. A panowanie nad żywiołami to już w
ogóle jakieś bzdury.
-
To jest szczera prawda. Wszyscy w naszym świecie mają taką moc. A
jeśli chodzi o skrzydła, kiedy je złożymy są
niewidoczne.-powiedziała moja matka.
-Nie
wierzę.-powiedziałam nadal przystając przy swoim.
-Chcesz
zobaczyć ?-zapytał Rafael.
-Chętnie
Ci je pokażemy, już dawno ich nie rozprostowywaliśmy.-powiedziała
Roselie rozciągając się.
-Wy
tak na serio ?-zapytałam lekko oszołomiona.
-Chcesz
się przekonać? Tylko musimy wyjść na dwór bo tutaj jest za
mało miejsca.-powiedział Rafael.
-Chcę
to zobaczyć na własne oczy.-powiedziałam hardo.
-Mamo,
wyjdziemy na dwór ?-zapytał Rafael.
-Dobrze.
Resztę możemy wyjaśnić Ci na zewnątrz.-powiedziała i
ruszyliśmy. Przeszliśmy przez kilka korytarzy, zeszliśmy po
wysokich schodach i byliśmy na zewnątrz. Kiedy szliśmy ja
patrzyłam na wszystko szeroko otwartymi oczami. Wszędzie wisiały
piękne gobeliny i wspaniałe obrazy. W niektórych miejscach
stały rzeźby. Zazwyczaj przedstawiały skrzydła lub jakąś
skrzydlatą postać. Z każdą chwilą zaczynałam wierzyć, że oni
naprawdę mają skrzydła. Ale to całe władanie nad żywiołami...
Cóż nadal w to nie wierzyłam. Na drodze do wyjścia stanęły
mi kolejne piękne drzwi, ale te były dwa razy większe i wykonane
z metalu. Znajdowały się na nich podobne wzory, zdobienia i
identyczne skrzydła jak te na drzwiach salonu. Kiedy na murach
zauważono moich rodziców zmierzających do drzwi natychmiast
je otwarto a moim oczom ukazał się ogród z mojego snu.
Wszystkie drzewa i kwiaty były na swoim miejscu zobaczyłam nawet
wzgórze o którym śniłam. Coś mi nie pasowało moi
rodzice mówili, że trwa wojna, lecz wygląd ogrodu nie
wskazywał na to.
-Myślałam,
że trwa wojna. W moim śnie cały ten ogród był jednym
wielkim pobojowiskiem. Walczyli tu ludzie drzewa, kwiaty wszystko
było zniszczone.
-Widziałaś
wtedy atak Anerona na nasz zamek. Prawie udało mu się do nas
dostać, lecz stał się cud i wygraliśmy. Nasi rycerze resztką sił
pokonali wojska Anerona, zmuszając ich do odwrotu.
-Dlaczego
on zaatakował nasz zamek?-zapytałam mamy.
-Z
twojego powodu-powiedziała po chwili ciszy.
-Mojego
? Nie rozumiem.-zapytałam zakłopotana. Przeze mnie zginęli
niewinni ludzie? Dlaczego ?
-Clarie,
posiadasz bardzo rzadką moc. Władasz wszystkimi czterema żywiołami.
W historii naszego kraju to się jeszcze nigdy nie zdarzyło.
-Ale
jak ?-popatrzyłam na swoją matkę zszokowana.
-Tego
nikt nie wie, kochanie. Każdy z nas dostaję jakąś moc. Inni
władcy też mają dużą moc, lecz nikt dotychczas nie panował nad
czterema żywiołami.
-Co
moja moc ma wspólnego z Aneronem?-zapytałam nadal
wstrząśnięta.
-Praktycznie
rzecz biorąc nic. Ale ma wiele wspólnego z jego żoną
Annabelią.-powiedziała schylając głowę.
-Luke
mówił mi coś o niej. Ona jest w jakiejś śpiączce, prawda?
-Tak.
Już od wielu lat.-mówiła zbolałym głosem.
-Jednak
nadal nie rozumiem co to ma wspólnego ze mną.
-Jesteś
jedynym lekarstwem na jej chorobę.
-Ja?
Mamo, nie rozumiem.-powiedziałam. Z każdą chwilą byłam coraz
bardziej skołowana. To, że jestem adoptowana jeszcze przeżyję,
ale takie coś ? Nie, nie, nie !
-Annabellia
jej we władaniu klątwy i tylko twoja moc może ją zdjąć. Tak
przynajmniej głosi legenda.-powiedziała moja rodzicielka zbolałym
głosem. Zaczęłam podejrzewać, że coś musiało ją łączyć z
matką Luke'a. Każde słowo o niej sprawiało jej ból.
Widziałam to po wyrazie jej twarzy.
-Zaraz.
Na mamę Luke ktoś rzucił jakąś klątwę i niby tylko ja mogę ją
zdjąć?
-Tak,
jesteś jej jedyną nadzieją, dlatego Aneron chciał Cię porwać.
Nie mogliśmy mu na to pozwolić. Najpierw był w rozpaczy i prosił
nas o pomoc. Jednak my baliśmy się, że coś może Ci się stać i
mu odmówiliśmy. To bardzo potężne i niebezpieczne zaklęcie
a byłaś wtedy jeszcze małym dzieckiem. Z wielkim talentem, ale
jednak dzieckiem. Wtedy rozpoczął wojnę, bardzo kochał Annabellie
i nie mógł pogodzić się z jej losem. W naszą wojnę
wplątały się także inne królestwa. Zawarliśmy sojusz z
Recalionem a Aneron z Griselonem. Bitwa, którą widziałaś
była na samym początku. Kiedy Aneron ogłosił wojnę z nami
wiedzieliśmy co musimy zrobić. Poprosiliśmy Fairena aby wysłał
Cię na Ziemię gdzie mieszkał jego przyjaciel i prowadził dom
dziecka. Dzięki jego pomocy znalazłaś się w rodzinie Davies'ów.
Po
twoim zniknięciu został zawarty pokój. Aneron ochłonął
wtedy i zobaczył, że ta wojna jest bezsensowna. Jednak nadal ciebie
szukał. Kiedy dowiedzieliśmy się, że odkrył miejsce gdzie Cię
wysłaliśmy zebraliśmy grupę,która miała udać sie aby Cię
chronić lub w razie czego sprowadzić tutaj. Wybraliśmy Dantego,
Darcy i Ellizabeth ze względu na waszą przyjaźń, ale też
umiejętności. Znaliście się od początku waszego życia. Byli
załamani kiedy wysłaliśmy Cię na Ziemię, bo byliście
najlepszymi przyjaciółmi.
-W
jednym z moich snów widziałam siebie i ich jako dzieci.
Myślałam, że to tylko jakiś głupi sen a to moje wspomnienie z
dzieciństwa.
-Byliście
bardzo zżyci. Widywaliście się praktycznie od kiedy mogliście już
chodzić. Ich rodzice są bardzo szanowanymi szlachcicami w naszym
królestwie oraz naszymi wiernymi przyjaciółmi.
-Wy
naprawdę macie skrzydła ?-zapytałam nie wiedząc już w co
wierzyć. Skoro moje sny okazały się prawdą nic mnie już nie
zaskoczy.
-Oczywiście.
Ty też je masz.-powiedziała Roselie.
-Ja?!
Naprawdę? Jak się je rozkłada?-powiedziałam patrząc na moje
plecy.
-Kiedy
Fairen przywróci Ci pamięć będziesz wiedziała jak to
zrobić.-powiedziała moja matka uśmiechając się lekko. Stała w
objęciach mojego ojca od chwili gdy zaczęła mówić o
Annabelii. Mój tata musiał wiedzieć, że to dla niej ciężki
temat do rozmowy, więc starał się ją wspierać.
-Gotowa,
Clarie ?-zapytał Rafael a ja kiwnęłam głową. Razem z Roselie
stanęli obok siebie i zamknęli oczy. Za chwilę z ich pleców
wystawały piękne jak u ptaka skrzydła. Różniły się tylko
kolorem i wielkością. Skrzydła Rafaela były trochę większe i
mieniły się ognistą czerwienią i lśniącym brązem. Natomiast
skrzydła Rose miały błękitny i czerwony kolor.
Obydwie
pary były wspaniałe. Wyglądem przypominały mi skrzydła ptaków,
ale pióra były bardziej lśniące i miękkie.
-Mogę
dotknąć ?-zapytałam.
-Jasne-odpowiedzieli
razem.
Powoli
i delikatnie pogłaskałam jedno ze skrzydeł Rafaela a potem
Roselie, która zaczęła się śmiać i krzyczeć .
-To
łaskoczę, przestań, proszę.-prosiła, lecz ja nie przestawałam
jej głaskać.
-Ktoś
tu ma łaskotki?-powiedziałam śmiejąc się.
-Clarie,błagam-krzyczała
płacząc ze śmiechu.
-Rafael,
chodź pomóż mi.-zawołałam do brata.
-Chętnie.-powiedział
i do mnie dołączył.
-Ej,to
nie sprawiedliwe-powiedziała śmiejąc się. Nagle wzbiła się w
powietrze tak abyśmy nie mogli jej dosięgnąć.
-Nie
myśl sobie, że mi uciekniesz-krzyknął ze śmiechem Rafael i
poleciał do góry.
-Nie
mogę uwierzyć-powiedziałam podchodząc do rodziców,
jednocześnie patrząc na ścigające się w powietrzu rodzeństwo.
-Niedługo
będziesz latała z nimi. Ciesze się, że udało wam się dogadać.
-Ja
też. Na ziemi miałam przyrodniego brata, więc wiem jak to jest,
ale siostry jeszcze nie miałam. To dla mnie nowość.
-Nie
martw się. Z czasem się przyzwyczaisz.-powiedziała kładąc mi
rękę na ramieniu.
-Mam
nadzieję.
-Co
chcesz jeszcze wiedzieć?
-Na
razie chyba mi starczy.
-Poproszę
Fairena aby pomógł Ci jakoś odzyskać pamięć.
-Czy,
jemu można ufać? -popatrzyłam uważnie na swoich rodziców.
Nie ufałam mu po tym co mi zrobił.
-Kochanie,
Fairen jest jednym z naszych najbardziej zaufanych medyków i
zarazem jednym z najlepszych przyjaciół.
-Kim
on w ogóle jest? Wyleczył mi rękę, ale ja nie wiem w jaki
sposób to zrobił.-spytałam ciekawa. Nigdy wcześniej nie
widziałam czegoś takiego. Na Ziemi istniało coś takiego jak
magia, ale tak naprawdę były to zwykłe sztuczki. A to co zrobił
Fairen nie dało się wyjaśnić w logiczny sposób. Tak jak
wyciągnięcie królika z kapelusza.
-Fairen
panuję nad ziemią. Swoją moc wykorzystuję do leczenia ran i
uzdrawiania. Zajmuję się także alchemią i magią. W naszym
świecie takie osoby nazywamy draulenami. Nie musisz się go obawiać.
-Dobrze.-powiedziałam
tylko. Skoro rodzice mu ufają to dlaczego ja mam nie ufać ?
-Peri,
zostaniesz z dziećmi? Pójdę poszukać Fairena.-zapytała
Meriolis.
-Oczywiście,
kochanie-powiedział i pocałował żonę w czoło.
-Chciałabym
już sobie Was przypomnieć.
-Już
niedługo to nastąpi. Nie martw się.-powiedział i mnie przytulił.
-Ostatnio
całe moje życie odwróciło się o trzysta sześćdziesiąt
stopni.-powiedziałam.
-Wiem,
nie chcieliśmy tego robić, ale to było jedyne wyjście. Baliśmy
się,że Aneron może Cię skrzywdzić. Byłaś wtedy jeszcze małym
dzieckiem.
-Powiesz
mi jaka byłam w dzieciństwie?-zapytałam a on kiwnął głową i
się uśmiechnął.
-Byłaś
bardzo ruchliwym dzieckiem. Nie można Cię było zostawić ani na
chwilę samej. Bardzo lubiłaś się bawić ze swoimi przyjaciółmi.
Spędzaliście ze sobą całe dnie ma zabawie a kiedy musieliście
wracać do domów byliście bardzo nieszczęśliwi. Gdybyśmy
wam pozwolili bawilibyście się razem nawet przez całą noc. Miałaś
wtedy bardzo jasne włosy aż prawię białe. Oczy tak samo jak my
brązowe, ale trochę jaśniejsze. Eliksir, który Fairen
podał Ci na wymazanie pamięci sprawił,że twoje włosy i oczy
pociemniały. To miało pomóc w ukryciu cię-mówił
patrząc mi prosto w oczy.
-Chciałabym
sobie to przypomnieć.
-Tak
samo jak my. Chcemy być znowu normalną rodziną.-powiedział
ściskając mnie jeszcze mocnej.
-Ufff,
dobra koniec nie mam już siły-powiedziała Roselie lądując przy
nas.
-Wygrałem
!-krzyknął Rafael robiąc w powietrzu koło.
-Wcale
nie ,po prostu dokończymy to kiedy indziej.
-Jasne.-powiedział
chłopak z sarkazmem.
-Ty...-zaczęła
Rose, ale jej przerwałam.
-Dobra
koniec, bo zaraz rzucicie się sobie do gardeł.-powiedziałam
kończąc sprzeczkę.
-Wracamy
do środka?-zapytała Roselie groźnie patrząc na brata.
-Jeśli
chcecie.-powiedział tata.
-Musze
się czegoś napić-powiedzieli jednocześnie Rose i Rafael.
-Ej,
nie przedrzeźniaj mnie-krzyknęli znów razem.
-Przestań-krzyknęli
równocześnie. A ja i tata patrzyliśmy na nich śmiejąc się
w niebo głosy.
-Idziecie?-zapytałam
kierując się do drzwi.
-Tak-powiedzieli
jednocześnie a ja zaczęłam się jeszcze głośniej śmiać.
-Co
powiecie na rozejm?-zapytałam.
-Dobra-powiedzieli
mierząc siebie groźnymi spojrzeniami.
-Jak
wy to robicie?
-Chyba
spędzam z nim za dużo czasu i zaczynam już gadać jak on. Zaczynam
się zachowywać tak samo głupio jak on-powiedziała Roselie
zatykając Rafaelowi usta a by nie mógł zaprzeczyć.
-R-o-ae-lie- krzyknął
Raf cały czerwony przez zamknięte usta a my wybuchnęłyśmy
śmiechem.
-Bardzo
śmieszne-powiedział, kiedy moja siostra zabrała rękę i cały się
najeżył.
-Oj
nie fochaj się już. Oprowadzisz mnie po zamku?-zapytałam chwytając
go pod rękę.
-Jasne-powiedział
lekko się uśmiechając.
-To
od czego zaczynamy ?
-Może
od głównego holu?-zaproponowała Rose.
-Mi
pasuję, prowadź Raf.
Moje
rodzeństwo oprowadziło mnie po całym zamku jednocześnie
opowiadając mi dokładnie o każdym pomieszczeniu. Najbardziej
spodobała mi się sala balowa i królewska biblioteka. Rafael
i Roselie świetnie nadawali by się na przewodników po
muzeum. Wiedzieli kto namalował dany obraz lub wykonał rzeźbę.
Zaskoczyli mnie wiedzą o najdrobniejszych rzeczach. Takich jak
świeczniki lub lustra w sali balowej. Jednak jeden pokój mnie
zintrygował. Kiedy weszliśmy do dużego pokoju z niebieskimi
ścianami i niebem namalowanym na suficie, lekko się zachwiałam.
-Clarie
w porządku ?-zapytał zaniepokojony Rafael.
-To
jest mój pokój, prawda?-zapytałam cicho.
-Tak.
Rodzice nie pozwolili nam tu wchodzić przez te wszystkie lata.
Właśnie to miejsce przypominało im o tobie. Często tu
przychodzili. Mama wtedy płakała a tata ją pocieszał, bardzo za
tobą tęsknili. My nie zdążyliśmy się poznać na tyle, żeby Cię
pamiętać.
-Wszystko
jest tak jak w moim śnie. Te łapacze snów, sufit, te
zabawki....
-Nikt
niczego nie ruszał aż od twojej podróży na
ziemię-powiedziała mama, która pojawiła się znikąd. Stała
oparta o framugę drzwi i na nas patrzyła.
-Ale
dlaczego?
-To
miejsce nie pozwoliło nam o tobie zapomnieć. Tylko ono nam po tobie
pozostało.
-Teraz
nie będziecie go potrzebować. Jestem tu z Wami.-powiedziałam
podchodząc do mamy i ją przytulając.
-Clarie,
nawet nie wiesz jak się Ciesze,że wróciłaś-powiedziała i
mnie przytuliła. W jej oczach widziałam łzy wzruszenia.
-Ja
też się cieszę, że wróciłam.-stałyśmy tak jeszcze przez
chwilę.
-Fairen
powiedział abyś do niego poszła a poda ci eliksir na przywrócenie
pamięci.
-Zaraz
do niego pójdę. Idziecie ze mną ?-zwróciłam się do
rodzeństwa i mamy.
-Dobra.-odpowiedzieli
Raf i Rose. Uśmiechnęłam się widząc ich złowrogie miny.
-Oczywiście,
jeśli chcesz-powiedziała moja matka.
-Jasne,
że chcę.-powiedziałam.
-Pójdę
po Peri'ego. Zaprowadźcie Clariesten do komnaty Fairen'a.
-Okey.-odpowiedzieli
równocześnie.
-Ufff,
no to idziemy. Wzięłam ich pod rękę i ruszyłam w nową
przyszłość, która była trochę inna niż ją sobie
wyobrażałam.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam !
Dzisiaj tak na szybko nowy rozdział !
Liczę na waszą opinię ! Co sądzicie o rodzinie Clarie?
Coś was zszokowało? Coś się spodobało? A może to był tak straszny rozdział, że się go czytać nie dało ?
Proszę o wszystkie opinię w komentarzach !
Osobiście sądzę, że rozdział jest straszny...
No, ale wam zostawiam dalszą krytykę
Pozdrawiam, Asikeo^^
O matko :D
OdpowiedzUsuńJakie to jest zajebiste :)
Tak czytam, czytam aż tu nagle koniec grr..
Jak chce już wiedzieć co będzie dalej no :)
A co do rozdziału :D
Tez chcę mieć skrzydła :)
I on nie jest wcale straszny :P
Ja chyba na miejscu Clarie starałabym sie pomóc mamie Luke.
Chociaż no sama nie wiem...
Nie wiem co napisać :P
Jestem pod wpływem jeszcze tego co przeczytałam i chce dalszą część no :P
Masz jak najszybciej dodać :D
A tak wgl dziekuję za dedykacje :*
Niech sobie Clarie jak najszybciej wszystko przypomni :)
I ja chce żeby spotkała sie znów z Luke no :)
Czekam na następną część :)
Biały murzyn :)
Cześć i czołem kluski z rosołem :D
OdpowiedzUsuńWięc...trochę się spóźniłam z komentarzem, ale już się ogarnęłam i czytam...
czytam...
czytam...
i się wkurzam!!!
Znów skończyłaś w takim momencie! Dlaczego Ty mi to robisz?! Bo będzie foch i pielgrzymek się obrazi!
Dobra, pomijając to zakończenie, reszta jest świetna.
Tylko czemu nie ma zdjęć skrzydeł?!
Na to najbardziej czekałam a tu dupa, nie ma.
Ale pomysł świetny, i ze skrzydłami i z tymi królestwami... ale mi się to podoba!
Świetne!
Tylko to zakończenie...jestem zła.
Tylko za to.
I nie ma piekgrzyma ;-;
Smuteg ;C
Wielki smuteg ;_;
I dziękuję za kolejną dedykację...
kolejną...ile jeszcze?
Zadedykuj mi całego bloga!
Więc... hmmm... może omówię jeszcze fakt, że Clarie jest blondynką, osobiście nie wyobrażam sobie tego, ale... spróbuję się przyzwyczaić.
Clarie-blondynką....oj tam oj tam
A gdzie Lukrie? Nie ma?! No to foch!
Czytam dalej
Twój pielgrzymek :*
SUPER! <3 Idealne lektura na leniwe popołudnia :* Zapraszam na swojego bloga z opowiadaniem - http://nigdyinazawsze.blogspot.com/ ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Claire szybko sobie przypomni... Ile razy jeszcze biedna będzie musiała być zszokowana natłokiem informacji ? Jest zajebiście, rodzeństwo Claire jest super, strasznie ich lubię, ale co z Lukiem ??? No ! Gdzie on jest ??? Jak tak można ??? Dobra dość lamentu, te skrzydła w ogóle genialnie wymyślone... i jeszcze te żywioły. Claire panująca nad wszystkimi naraz... matko, to po prostu mistrzostwo, świetnie piszesz, w porównaniu z pierwszymi rozdziałami widać postepy i jest genialnie :P
OdpowiedzUsuńPS: Gdzie jest Luke do cholery ? :O xD
Rozdział XIV - lubię to! :D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!