poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział XIV



Ten rozdział dedykuję:

-Wiktorii (Pielgrzymkowi <3) MEIPF FOREVER <3 !

-Karolajnie (Białemu Murzynowi) Nie powinnam za te wszystkie dźgnięcia, ale cóż...

-Blood Mary i Sylfii <3 !






 Muzyka
Patrzyłam na swoją rodzinę szeroko otwartymi oczami. Nie widziałam w tym wszystkim sensu. Znowu wszystko się porąbało. Co Luke robił na ziemi skoro był synem mojego wroga? No i jakim cudem dowiedział się, że tam jestem ?! Musze się wszystkiego dowiedzieć i to teraz ! Dlaczego wszystko musi się tak komplikować?! Moje życie to jedna wielka plątanina, której nie da się rozwiązać...
-Opowiedzcie mi wszystko o tym świecie. Chcę chociaż trochę zrozumieć-powiedziałam skulona z rękami przyciśniętymi do twarzy. Kiedy dowiedziałam się o Luke'u władzę nad moim ciałem przejął szok. Nie mogłam się ruszyć.
To była ostatnia rzecz, którą chciałam usłyszeć. Zakochałam się w osobie, której nie miałam prawa kochać. Chociaż nie powinnam się już tym martwić, bo on umarł... A przynajmniej wszyscy tak sądzą. Jednak gdyby okazało się, że on żyję... Nadal mam przed oczami scenę z walącą się na niego ścianą. Widziałam jakiś błysk. Na pewno. Może udało mu się jakoś uciec... A może to były halucynację przez brak tlenu? Łzy znowu napłynęły mi do oczu. Każde wspomnienie o nim strasznie bolało. Znałam go tak krótko a pokochałam całym sercem. Teraz już go nie ma i nie będzie. A to wszystko przez ten głupi pożar !
-Od czego zacząć ?-zapytał mój tata z niepewną miną.
-Najlepiej od początku-powiedziałam lekko się uśmiechając. Było mi ciężko, ale chciałam dodać mu trochę otuchy.
-Dobrze. Nasz świat zwie się Estralion. Jest to piękna kraina podzielona na cztery królestwa: Liverseen, Rivenie, Handercross i Farensend. Każdy z nich ma władcę. Jak już wiesz nasza rodzina rządzi Liverseen. Aneron jest królem Rivenii. Natomiast pozostali dwaj władcy to Recalion, który włada Farensend a Handercross ma za króla Gliserona. Każdemu królestwu przypada jeden z żywiołów. Zależy to od ukształtowania terenu naszego świata. Żywioł powietrza należy do Liverseen. Ogień jest żywiołem Anerona . Woda należy do Recaliona. Ziemia to żywioł Gliserona. Władza w naszym świecie jest dziedziczona z ojca na pierworodne dziecko.
-To znaczy, że ....-przerwałam patrząc się w niego w osłupieniu.
-Jesteś dziedziczką tronu Clarie.-powiedział uśmiechając się do niej.
-Ale ja nie mogę być następczynią tronu ! Nawet nie pamiętam tego świata i nic o nim nie wiem. Nie mogę rządzić Liverseen !-krzyknęłam. Byłam przerażona ta myślą. Ja królową ? O nie, na pewno nie!
-Clarie, spokojnie. Przecież twoja koronacja odbędzie dopiero, kiedy ja nie będę mógł już rządzić. A nie jest jeszcze ze mną tak źle. Masz mnóstwo czasu aby poznać nasz świat. Będzie ci łatwiej kiedy odzyskasz pamięć.
-Boże, to takie skomplikowane.-powiedziałam załamana. Jednego dnia jestem zwykłą dziewczyną z kochającą rodziną a następnego dowiaduję się, że jestem adoptowana i, że kiedyś mam rządzić jakimś królestwem. No i żeby było ciekawiej to wszystko dzieję się w jakimś innym wymiarze. Gdybym powiedziała o tym komuś z Ziemi na pewno wysłali by mnie w jedną stronę do zakładu psychiatrycznego i zawinęli w kaftan bezpieczeństwa.
-Mam mówić dalej ?-zapytał. Kiwnęłam głową na znak zgody i zaczął kontynuować.
-Nasz świat jest niezwykły Clarie. Każdy mieszkaniec Estralionu ma moc panowania nad żywiołem. Jednak rodzina królewska dostaję w darze władzę nad kilkoma żywiołami. Ja panuję nad trzema: powietrzem, ogniem i ziemią. Twoja matka włada wodą i ziemią. Rafael panuję nad ogniem i ziemią a Roselie nad ogniem i wodą. No i zapomniałem dodać, że posiadamy...skrzydła. Ich barwa zależy od żywiołu nad którym się panuję.
- Zaraz. Że co ?! Chyba sobie ze mnie żartujecie?!-krzyknęłam zszokowana. Panowanie nad żywiołami ?! Skrzydła ?! No chyba nie! Moment. Skrzydła... tak jak w moim śnie...?
-Nie, dlaczego mielibyśmy to robić ?-spytał zdziwiony.
-Ale to nie możliwe. Niby jak? Mówisz, że macie skrzydła, ale jakoś ich u was nie widzę. A panowanie nad żywiołami to już w ogóle jakieś bzdury.
- To jest szczera prawda. Wszyscy w naszym świecie mają taką moc. A jeśli chodzi o skrzydła, kiedy je złożymy są niewidoczne.-powiedziała moja matka.
-Nie wierzę.-powiedziałam nadal przystając przy swoim.
-Chcesz zobaczyć ?-zapytał Rafael.
-Chętnie Ci je pokażemy, już dawno ich nie rozprostowywaliśmy.-powiedziała Roselie rozciągając się.
-Wy tak na serio ?-zapytałam lekko oszołomiona.
-Chcesz się przekonać? Tylko musimy wyjść na dwór bo tutaj jest za mało miejsca.-powiedział Rafael.
-Chcę to zobaczyć na własne oczy.-powiedziałam hardo.
-Mamo, wyjdziemy na dwór ?-zapytał Rafael.
-Dobrze. Resztę możemy wyjaśnić Ci na zewnątrz.-powiedziała i ruszyliśmy. Przeszliśmy przez kilka korytarzy, zeszliśmy po wysokich schodach i byliśmy na zewnątrz. Kiedy szliśmy ja patrzyłam na wszystko szeroko otwartymi oczami. Wszędzie wisiały piękne gobeliny i wspaniałe obrazy. W niektórych miejscach stały rzeźby. Zazwyczaj przedstawiały skrzydła lub jakąś skrzydlatą postać. Z każdą chwilą zaczynałam wierzyć, że oni naprawdę mają skrzydła. Ale to całe władanie nad żywiołami... Cóż nadal w to nie wierzyłam. Na drodze do wyjścia stanęły mi kolejne piękne drzwi, ale te były dwa razy większe i wykonane z metalu. Znajdowały się na nich podobne wzory, zdobienia i identyczne skrzydła jak te na drzwiach salonu. Kiedy na murach zauważono moich rodziców zmierzających do drzwi natychmiast je otwarto a moim oczom ukazał się ogród z mojego snu. Wszystkie drzewa i kwiaty były na swoim miejscu zobaczyłam nawet wzgórze o którym śniłam. Coś mi nie pasowało moi rodzice mówili, że trwa wojna, lecz wygląd ogrodu nie wskazywał na to.
-Myślałam, że trwa wojna. W moim śnie cały ten ogród był jednym wielkim pobojowiskiem. Walczyli tu ludzie drzewa, kwiaty wszystko było zniszczone.
-Widziałaś wtedy atak Anerona na nasz zamek. Prawie udało mu się do nas dostać, lecz stał się cud i wygraliśmy. Nasi rycerze resztką sił pokonali wojska Anerona, zmuszając ich do odwrotu.
-Dlaczego on zaatakował nasz zamek?-zapytałam mamy.
-Z twojego powodu-powiedziała po chwili ciszy.
-Mojego ? Nie rozumiem.-zapytałam zakłopotana. Przeze mnie zginęli niewinni ludzie? Dlaczego ?
-Clarie, posiadasz bardzo rzadką moc. Władasz wszystkimi czterema żywiołami. W historii naszego kraju to się jeszcze nigdy nie zdarzyło.
-Ale jak ?-popatrzyłam na swoją matkę zszokowana.
-Tego nikt nie wie, kochanie. Każdy z nas dostaję jakąś moc. Inni władcy też mają dużą moc, lecz nikt dotychczas nie panował nad czterema żywiołami.
-Co moja moc ma wspólnego z Aneronem?-zapytałam nadal wstrząśnięta.
-Praktycznie rzecz biorąc nic. Ale ma wiele wspólnego z jego żoną Annabelią.-powiedziała schylając głowę.
-Luke mówił mi coś o niej. Ona jest w jakiejś śpiączce, prawda?
-Tak. Już od wielu lat.-mówiła zbolałym głosem.
-Jednak nadal nie rozumiem co to ma wspólnego ze mną.
-Jesteś jedynym lekarstwem na jej chorobę.
-Ja? Mamo, nie rozumiem.-powiedziałam. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej skołowana. To, że jestem adoptowana jeszcze przeżyję, ale takie coś ? Nie, nie, nie !
-Annabellia jej we władaniu klątwy i tylko twoja moc może ją zdjąć. Tak przynajmniej głosi legenda.-powiedziała moja rodzicielka zbolałym głosem. Zaczęłam podejrzewać, że coś musiało ją łączyć z matką Luke'a. Każde słowo o niej sprawiało jej ból. Widziałam to po wyrazie jej twarzy.
-Zaraz. Na mamę Luke ktoś rzucił jakąś klątwę i niby tylko ja mogę ją zdjąć?
-Tak, jesteś jej jedyną nadzieją, dlatego Aneron chciał Cię porwać. Nie mogliśmy mu na to pozwolić. Najpierw był w rozpaczy i prosił nas o pomoc. Jednak my baliśmy się, że coś może Ci się stać i mu odmówiliśmy. To bardzo potężne i niebezpieczne zaklęcie a byłaś wtedy jeszcze małym dzieckiem. Z wielkim talentem, ale jednak dzieckiem. Wtedy rozpoczął wojnę, bardzo kochał Annabellie i nie mógł pogodzić się z jej losem. W naszą wojnę wplątały się także inne królestwa. Zawarliśmy sojusz z Recalionem a Aneron z Griselonem. Bitwa, którą widziałaś była na samym początku. Kiedy Aneron ogłosił wojnę z nami wiedzieliśmy co musimy zrobić. Poprosiliśmy Fairena aby wysłał Cię na Ziemię gdzie mieszkał jego przyjaciel i prowadził dom dziecka. Dzięki jego pomocy znalazłaś się w rodzinie Davies'ów.
Po twoim zniknięciu został zawarty pokój. Aneron ochłonął wtedy i zobaczył, że ta wojna jest bezsensowna. Jednak nadal ciebie szukał. Kiedy dowiedzieliśmy się, że odkrył miejsce gdzie Cię wysłaliśmy zebraliśmy grupę,która miała udać sie aby Cię chronić lub w razie czego sprowadzić tutaj. Wybraliśmy Dantego, Darcy i Ellizabeth ze względu na waszą przyjaźń, ale też umiejętności. Znaliście się od początku waszego życia. Byli załamani kiedy wysłaliśmy Cię na Ziemię, bo byliście najlepszymi przyjaciółmi.
-W jednym z moich snów widziałam siebie i ich jako dzieci. Myślałam, że to tylko jakiś głupi sen a to moje wspomnienie z dzieciństwa.
-Byliście bardzo zżyci. Widywaliście się praktycznie od kiedy mogliście już chodzić. Ich rodzice są bardzo szanowanymi szlachcicami w naszym królestwie oraz naszymi wiernymi przyjaciółmi.
-Wy naprawdę macie skrzydła ?-zapytałam nie wiedząc już w co wierzyć. Skoro moje sny okazały się prawdą nic mnie już nie zaskoczy.
-Oczywiście. Ty też je masz.-powiedziała Roselie.
-Ja?! Naprawdę? Jak się je rozkłada?-powiedziałam patrząc na moje plecy.
-Kiedy Fairen przywróci Ci pamięć będziesz wiedziała jak to zrobić.-powiedziała moja matka uśmiechając się lekko. Stała w objęciach mojego ojca od chwili gdy zaczęła mówić o Annabelii. Mój tata musiał wiedzieć, że to dla niej ciężki temat do rozmowy, więc starał się ją wspierać.
-Gotowa, Clarie ?-zapytał Rafael a ja kiwnęłam głową. Razem z Roselie stanęli obok siebie i zamknęli oczy. Za chwilę z ich pleców wystawały piękne jak u ptaka skrzydła. Różniły się tylko kolorem i wielkością. Skrzydła Rafaela były trochę większe i mieniły się ognistą czerwienią i lśniącym brązem. Natomiast skrzydła Rose miały błękitny i czerwony kolor.
Obydwie pary były wspaniałe. Wyglądem przypominały mi skrzydła ptaków, ale pióra były bardziej lśniące i miękkie.
-Mogę dotknąć ?-zapytałam.
-Jasne-odpowiedzieli razem.
Powoli i delikatnie pogłaskałam jedno ze skrzydeł Rafaela a potem Roselie, która zaczęła się śmiać i krzyczeć .
-To łaskoczę, przestań, proszę.-prosiła, lecz ja nie przestawałam jej głaskać.
-Ktoś tu ma łaskotki?-powiedziałam śmiejąc się.
-Clarie,błagam-krzyczała płacząc ze śmiechu.
-Rafael, chodź pomóż mi.-zawołałam do brata.
-Chętnie.-powiedział i do mnie dołączył.
-Ej,to nie sprawiedliwe-powiedziała śmiejąc się. Nagle wzbiła się w powietrze tak abyśmy nie mogli jej dosięgnąć.
-Nie myśl sobie, że mi uciekniesz-krzyknął ze śmiechem Rafael i poleciał do góry.
-Nie mogę uwierzyć-powiedziałam podchodząc do rodziców, jednocześnie patrząc na ścigające się w powietrzu rodzeństwo.
-Niedługo będziesz latała z nimi. Ciesze się, że udało wam się dogadać.
-Ja też. Na ziemi miałam przyrodniego brata, więc wiem jak to jest, ale siostry jeszcze nie miałam. To dla mnie nowość.
-Nie martw się. Z czasem się przyzwyczaisz.-powiedziała kładąc mi rękę na ramieniu.
-Mam nadzieję.
-Co chcesz jeszcze wiedzieć?
-Na razie chyba mi starczy.
-Poproszę Fairena aby pomógł Ci jakoś odzyskać pamięć.
-Czy, jemu można ufać? -popatrzyłam uważnie na swoich rodziców. Nie ufałam mu po tym co mi zrobił.
-Kochanie, Fairen jest jednym z naszych najbardziej zaufanych medyków i zarazem jednym z najlepszych przyjaciół.
-Kim on w ogóle jest? Wyleczył mi rękę, ale ja nie wiem w jaki sposób to zrobił.-spytałam ciekawa. Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego. Na Ziemi istniało coś takiego jak magia, ale tak naprawdę były to zwykłe sztuczki. A to co zrobił Fairen nie dało się wyjaśnić w logiczny sposób. Tak jak wyciągnięcie królika z kapelusza.
-Fairen panuję nad ziemią. Swoją moc wykorzystuję do leczenia ran i uzdrawiania. Zajmuję się także alchemią i magią. W naszym świecie takie osoby nazywamy draulenami. Nie musisz się go obawiać.
-Dobrze.-powiedziałam tylko. Skoro rodzice mu ufają to dlaczego ja mam nie ufać ?
-Peri, zostaniesz z dziećmi? Pójdę poszukać Fairena.-zapytała Meriolis.
-Oczywiście, kochanie-powiedział i pocałował żonę w czoło.
-Chciałabym już sobie Was przypomnieć.
-Już niedługo to nastąpi. Nie martw się.-powiedział i mnie przytulił.
-Ostatnio całe moje życie odwróciło się o trzysta sześćdziesiąt stopni.-powiedziałam.
-Wiem, nie chcieliśmy tego robić, ale to było jedyne wyjście. Baliśmy się,że Aneron może Cię skrzywdzić. Byłaś wtedy jeszcze małym dzieckiem.
-Powiesz mi jaka byłam w dzieciństwie?-zapytałam a on kiwnął głową i się uśmiechnął.
-Byłaś bardzo ruchliwym dzieckiem. Nie można Cię było zostawić ani na chwilę samej. Bardzo lubiłaś się bawić ze swoimi przyjaciółmi. Spędzaliście ze sobą całe dnie ma zabawie a kiedy musieliście wracać do domów byliście bardzo nieszczęśliwi. Gdybyśmy wam pozwolili bawilibyście się razem nawet przez całą noc. Miałaś wtedy bardzo jasne włosy aż prawię białe. Oczy tak samo jak my brązowe, ale trochę jaśniejsze. Eliksir, który Fairen podał Ci na wymazanie pamięci sprawił,że twoje włosy i oczy pociemniały. To miało pomóc w ukryciu cię-mówił patrząc mi prosto w oczy.
-Chciałabym sobie to przypomnieć.
-Tak samo jak my. Chcemy być znowu normalną rodziną.-powiedział ściskając mnie jeszcze mocnej.
-Ufff, dobra koniec nie mam już siły-powiedziała Roselie lądując przy nas.
-Wygrałem !-krzyknął Rafael robiąc w powietrzu koło.
-Wcale nie ,po prostu dokończymy to kiedy indziej.
-Jasne.-powiedział chłopak z sarkazmem.
-Ty...-zaczęła Rose, ale jej przerwałam.
-Dobra koniec, bo zaraz rzucicie się sobie do gardeł.-powiedziałam kończąc sprzeczkę.
-Wracamy do środka?-zapytała Roselie groźnie patrząc na brata.
-Jeśli chcecie.-powiedział tata.
-Musze się czegoś napić-powiedzieli jednocześnie Rose i Rafael.
-Ej, nie przedrzeźniaj mnie-krzyknęli znów razem.
-Przestań-krzyknęli równocześnie. A ja i tata patrzyliśmy na nich śmiejąc się w niebo głosy.
-Idziecie?-zapytałam kierując się do drzwi.
-Tak-powiedzieli jednocześnie a ja zaczęłam się jeszcze głośniej śmiać.
-Co powiecie na rozejm?-zapytałam.
-Dobra-powiedzieli mierząc siebie groźnymi spojrzeniami.
-Jak wy to robicie?
-Chyba spędzam z nim za dużo czasu i zaczynam już gadać jak on. Zaczynam się zachowywać tak samo głupio jak on-powiedziała Roselie zatykając Rafaelowi usta a by nie mógł zaprzeczyć.
-R-o-ae-lie- krzyknął Raf cały czerwony przez zamknięte usta a my wybuchnęłyśmy śmiechem.
-Bardzo śmieszne-powiedział, kiedy moja siostra zabrała rękę i cały się najeżył.
-Oj nie fochaj się już. Oprowadzisz mnie po zamku?-zapytałam chwytając go pod rękę.
-Jasne-powiedział lekko się uśmiechając.
-To od czego zaczynamy ?
-Może od głównego holu?-zaproponowała Rose.
-Mi pasuję, prowadź Raf.
Moje rodzeństwo oprowadziło mnie po całym zamku jednocześnie opowiadając mi dokładnie o każdym pomieszczeniu. Najbardziej spodobała mi się sala balowa i królewska biblioteka. Rafael i Roselie świetnie nadawali by się na przewodników po muzeum. Wiedzieli kto namalował dany obraz lub wykonał rzeźbę. Zaskoczyli mnie wiedzą o najdrobniejszych rzeczach. Takich jak świeczniki lub lustra w sali balowej. Jednak jeden pokój mnie zintrygował. Kiedy weszliśmy do dużego pokoju z niebieskimi ścianami i niebem namalowanym na suficie, lekko się zachwiałam.
-Clarie w porządku ?-zapytał zaniepokojony Rafael.
-To jest mój pokój, prawda?-zapytałam cicho.
-Tak. Rodzice nie pozwolili nam tu wchodzić przez te wszystkie lata. Właśnie to miejsce przypominało im o tobie. Często tu przychodzili. Mama wtedy płakała a tata ją pocieszał, bardzo za tobą tęsknili. My nie zdążyliśmy się poznać na tyle, żeby Cię pamiętać.
-Wszystko jest tak jak w moim śnie. Te łapacze snów, sufit, te zabawki....
-Nikt niczego nie ruszał aż od twojej podróży na ziemię-powiedziała mama, która pojawiła się znikąd. Stała oparta o framugę drzwi i na nas patrzyła.
-Ale dlaczego?
-To miejsce nie pozwoliło nam o tobie zapomnieć. Tylko ono nam po tobie pozostało.
-Teraz nie będziecie go potrzebować. Jestem tu z Wami.-powiedziałam podchodząc do mamy i ją przytulając.
-Clarie, nawet nie wiesz jak się Ciesze,że wróciłaś-powiedziała i mnie przytuliła. W jej oczach widziałam łzy wzruszenia.
-Ja też się cieszę, że wróciłam.-stałyśmy tak jeszcze przez chwilę.
-Fairen powiedział abyś do niego poszła a poda ci eliksir na przywrócenie pamięci.
-Zaraz do niego pójdę. Idziecie ze mną ?-zwróciłam się do rodzeństwa i mamy.
-Dobra.-odpowiedzieli Raf i Rose. Uśmiechnęłam się widząc ich złowrogie miny.
-Oczywiście, jeśli chcesz-powiedziała moja matka.
-Jasne, że chcę.-powiedziałam.
-Pójdę po Peri'ego. Zaprowadźcie Clariesten do komnaty Fairen'a.
-Okey.-odpowiedzieli równocześnie.
-Ufff, no to idziemy. Wzięłam ich pod rękę i ruszyłam w nową przyszłość, która była trochę inna niż ją sobie wyobrażałam. 



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam !
Dzisiaj tak na szybko nowy rozdział !
Liczę na waszą opinię ! Co sądzicie o rodzinie Clarie?
Coś was zszokowało? Coś się spodobało? A może to był tak straszny rozdział, że się go czytać nie dało ? 
Proszę o wszystkie  opinię w komentarzach !
Osobiście sądzę, że rozdział jest straszny...
No, ale wam zostawiam dalszą krytykę
Pozdrawiam, Asikeo^^
 

5 komentarzy:

  1. O matko :D
    Jakie to jest zajebiste :)
    Tak czytam, czytam aż tu nagle koniec grr..
    Jak chce już wiedzieć co będzie dalej no :)
    A co do rozdziału :D
    Tez chcę mieć skrzydła :)
    I on nie jest wcale straszny :P
    Ja chyba na miejscu Clarie starałabym sie pomóc mamie Luke.
    Chociaż no sama nie wiem...
    Nie wiem co napisać :P
    Jestem pod wpływem jeszcze tego co przeczytałam i chce dalszą część no :P
    Masz jak najszybciej dodać :D
    A tak wgl dziekuję za dedykacje :*
    Niech sobie Clarie jak najszybciej wszystko przypomni :)
    I ja chce żeby spotkała sie znów z Luke no :)
    Czekam na następną część :)
    Biały murzyn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć i czołem kluski z rosołem :D
    Więc...trochę się spóźniłam z komentarzem, ale już się ogarnęłam i czytam...
    czytam...
    czytam...
    i się wkurzam!!!
    Znów skończyłaś w takim momencie! Dlaczego Ty mi to robisz?! Bo będzie foch i pielgrzymek się obrazi!
    Dobra, pomijając to zakończenie, reszta jest świetna.
    Tylko czemu nie ma zdjęć skrzydeł?!
    Na to najbardziej czekałam a tu dupa, nie ma.
    Ale pomysł świetny, i ze skrzydłami i z tymi królestwami... ale mi się to podoba!
    Świetne!
    Tylko to zakończenie...jestem zła.
    Tylko za to.
    I nie ma piekgrzyma ;-;
    Smuteg ;C
    Wielki smuteg ;_;
    I dziękuję za kolejną dedykację...
    kolejną...ile jeszcze?
    Zadedykuj mi całego bloga!
    Więc... hmmm... może omówię jeszcze fakt, że Clarie jest blondynką, osobiście nie wyobrażam sobie tego, ale... spróbuję się przyzwyczaić.
    Clarie-blondynką....oj tam oj tam
    A gdzie Lukrie? Nie ma?! No to foch!
    Czytam dalej
    Twój pielgrzymek :*

    OdpowiedzUsuń
  3. SUPER! <3 Idealne lektura na leniwe popołudnia :* Zapraszam na swojego bloga z opowiadaniem - http://nigdyinazawsze.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że Claire szybko sobie przypomni... Ile razy jeszcze biedna będzie musiała być zszokowana natłokiem informacji ? Jest zajebiście, rodzeństwo Claire jest super, strasznie ich lubię, ale co z Lukiem ??? No ! Gdzie on jest ??? Jak tak można ??? Dobra dość lamentu, te skrzydła w ogóle genialnie wymyślone... i jeszcze te żywioły. Claire panująca nad wszystkimi naraz... matko, to po prostu mistrzostwo, świetnie piszesz, w porównaniu z pierwszymi rozdziałami widać postepy i jest genialnie :P
    PS: Gdzie jest Luke do cholery ? :O xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział XIV - lubię to! :D
    pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń